Nie ma co ukrywać, Tour de France wchodzi w fazę wielkich roztrzygnięć. Przed nami najbardziej wymagające etapy w Pirenejach. Nie pomyliłem się, pisząc w ostatnim wpisie, pomiędzy kim nawiąże się walka o żółtą koszulkę (Pozostało dwóch aktorów). Zarówno Alberto Contador, jak i Andy Schleck (ten chyba bardziej) mają jeszcze sobie coś do udowodnienia.
Po wczorajszym pechu (defekt roweru - spadł łańcuch), irytacja Luksemburczyka zapewne sięgałą zenitu. Wcale to nie dziwi, przecież te czarne chwile mogą zadecydować o ostatecznym roztrzygnięciu wyścigu... Ale nie będę krakał. Przed tym etapem Andy, dla gazety "The Independent", powiedział, że do ostatecznego zwycięstwa potrzebuje 90 sekund przewagi nad Hiszpanem. Do zbudowania tego, chciałby wykorzystać ciężkie przełęcze w Pirenejach. Mając półtorej minuty nad Contadorem, Schleck, twierdzi, że czułby się bezpiecznie przed sobotnią "czasówką".
Teraz musi wykonać jeszcze więcej pracy, ale oczywiście nic straconego. Bo przed peletonem najtrudniejsze mometny "Wielkiej Pętli". Kolarze będą wspinać się na słynną przełęcz Tourmalet (najwyższy punkt w całym wyścigu - 2115m npm). Dziś od łatwiejszej strony, którą nazwano dla uczczenia pamięci Jacquesa Goddeta (jeden z pierwszych dyrektorów wyścigu). Po dniu odpoczynku od dłużeszej strony, gdzie wyznaczono metę etapu (pamięć dla Henri Desgrange, pomysłodawcy wyścigu dookoła Francji). Taki scenariusz przewidziany jest specjalnie na setne urodziny Pirenejów w wyścigu Tour de France. Nie będę wczodził w spory, który etap można ochrzcić mianem "królewskim". Tak przedstawiają się plansze:
Czwartkowy etap przedstawia się następująco:
Jeśli Andy Schleck myśli o wygraniu, to wyżej przedstawione etapy muszą należeć do niego. Jak zareaguje Contador? Na pewno sobotania indywidualna jazda na czas jest lekką przewagą Hiszpana. Ale do soboty jeszcze daleko. W każdym razie Luksemburczyk, przed wyjazdem na górskie etapy, kilkakrotnie sprawdzi stan techniczny swojego roweru.