Tak sobie myślę, że na ocenę meczu Lech Poznań Sporting Braga zaważył u mnie mecz, który był dzień wcześniej czyli Arsenal-Barcelona. To co widziałem w środę nijak ma się do tego widziałem w czwartek. Im bardziej podobał mi się ten mecz środowy, jego dramatyzm, artyzm Barcelony, determinacja Arsenalu, tym mniej podobał mi się ten mecz czwartkowy.
Jednak najważniejsze, że się udało strzelić bramkę w tych znów (jak podczas meczu z Juventusem) nienormalnych dla piłki warunkach, co pewnie w jakiś sposób pomaga bardziej Lechowi niż Sportingowi, który takie warunki widzi na boisku rzadko. Jednak kolejne 90 minut będzie bardzo trudne , bo realnie czwarta siła portugalskiego footbalu pokazała, że w piłkę grać potrafi i wcale nie jest w takiej złej sytuacji przed rewanżem.
Przy meczu dopadła mnie jednak smutna reflekcja, gdy usłyszałem, że ostatni zwycieski pucharowy mecz polskiej drużyny na wiosnę miał miejsce 20 lat temu, gdy Legia Warszawa pokonała Sampdorię Genuę 1 do 0 i po remisie w Genui 2:2 awansowała do półfinału nieistniejącego już Pucharu Zdobywców Pucharów. Myślę, ze kilka milionów kibiców piłki nożnej w Polsce tego nie pamięta - a to z prostej przyczyny - bo wówczas jeszcze się nie urodzili, albo biegali w pieluchach tetrowych. I to jest smutne, że przez te 20 lat nic lepszego na wiosnę w pucharach się nie zdarzyło, aż do wczorajszego meczu Lecha. Przy tym pamiętajmy, że Lech jeszcze nie awansował. A nawet jak awansuje to nie chciałbym, żebyśmy przez kolejne lata wspominali tylko to, że polska drużyna pokonała na wiosnę drużynę w sumie z małego niespełna 200 tysięcznego miasta na północy Portugalii. Bo jak na 38 milionowy kraj - to z szerszej perspektywy żadne sukces.
Ale może będzie inaczej, pokonamy Bragę trafimy na Liverpool i napiszemy nowa legendę polskiej piłki ...