W efekcie rynkowych przekształceń, konsolidacji, redukcji i innych tego typu mniej lub bardziej przyjemnych działań oddział Motoroli, odpowiedzialny za telefony komórkowe, dla Polaka przez ostatnie lata był swego efemerydą. Raz sprzedana do Google, potem do Lenovo (i tak jest do tej pory), raz niedostępna w Polsce, a od pewnego czasu znowu. A skoro znowu, to warto się przyjrzeć nowym smartfonom – przez ostatnie tygodnie miałem okazję sprawdzić Moto X Play oraz X Style.
Zacznijmy od różnic między średniopółkowym modelem Play i wysoką półką w postaci Style. Na pierwszy rzut oka widać przede wszystkim rozmiar (5,5 cala vs. 5,7”), tym niemniej Motorola bierze przykład z najlepszych i dzięki bardzo wąskim ramkom (ekran to niemal 75% powierzchni smartfon) nie robią wrażenia ogromnych. Po rozjaśnieniu ekranu widać też wyraźną różnicę w rozdzielczości – droższa wersja to ładniejsza i bardziej przyciągająca oko matryca QHD (X Play to „tylko” 1080p). Tańsza wersja działa pod wodzą Snapdragona 615 (i 2 GB RAM) przy kości 808 (+3 GB) użytej w X Style, ale nawet mniej wydajna słuchawka poradzi sobie z większością postawionych przed nią zadań, bowiem Android 5.1.1 w obu przypadkach to praktycznie „goły” system, do tego stopnia, że nawet widżet pogody trzeba doinstalować. Brak bloatware = naprawdę szybkie działanie bez przycięć już w X Play, że o X Style nie wspomnę.
Podobieństwa to bardzo przyzwoite materiały użyte do budowy (odporne na zachlapanie), ekran Gorilla Glass 3 2,5D (mimo, iż wystaje, ku mojemu zaskoczeniu nie udało mi się go zarysować), przyzwoita bateria (lepsza w wersji X Play!), aktywny ekran blokady (wystarczy dotknąć na zablokowanym telefonie ikony powiadomienia, by zobaczyć jego pełną treść), aparaty 21 Mpix z tyłu i 5 Mpix do selfie (droższy z telefonów ma jeszcze flesz z przodu).
Nie są to telefony najtańsze, ale określenie „tania chińszczyzna” już dawno straciło sens. Na pewno jednak na rynku jest sporo smartfonów droższych i wcale nie wydajniejszych (no i na pewno nie z „gołym” Androidem).