No i mamy kolejną część naszego opowiadania. Za tydzień kończymy, więc przed Wami ostatnia szansa. Co zrobią nasi bohaterowie? Czy rzeczywiście na plaży wylądowało Ufo? A jeśli nie Ufo, to co? Kto z Was potrafi nas wszystkich zaskoczyć oryginalnym zakończeniem? Jeśli macie pomysł, to jak zwykle czekam na Wasze propozycje: krzysztof.swidrak2@orange.pl. A póki co, przeczytajcie ciąg dalszy:
- Zwariowałeś? - „Piegowaty” zupełnie tego nie rozumiał. Chciał chwycić kumpla za rękaw, ale nie zdążył. Ręka ześliznęła się po dłoni „Brzdąca”. Jego sylwetka znikała mu z oczu. Po chwili widział tylko jej kontury.
- Co teraz? – pomyślał. Nie było czasu na rozczulanie się. Trzeba było działać. I to szybko, bo to, co wydarzyło się zaledwie pół godziny wcześniej nie wróżyło niczego dobrego. Przynajmniej tak ocenił to „Piegowaty”. Jeszcze raz przypomniał sobie tamte wydarzenia. Zaczęło się dziwnie. Zresztą potem wcale inaczej nie było.
Głos, który usłyszeli był miły. Zachęcał do rozmowy. Miał coś w sobie takiego – choć to może wydawać dziwne – co nie pozwalało nie odpowiedzieć. Głos zaskoczył ich już pierwszym zdaniem.
- Dajcie spokój z tym przekomarzaniem, kto pierwszy ma się przedstawiać. Jakie to ma znaczenie? Zresztą wiem, kim wy jesteście, wiem, co tu robicie i powiem szczerze trochę się wam dziwię, bo co to za wydarzenie, że na plaży wylądowało Ufo? – usłyszeli. Chłopaki popatrzyli się po sobie i trzeba przyznać, że przez chwilę nie bardzo wiedzieli, co odpowiedzieć. „Brzdąc” zaczął więc tak: Spoko. Niech ci będzie, że nie ma co się wygłupiać z tym przedstawianiem. Ale skoro wiesz, kim my jesteśmy, to może powiesz, kim ty jesteś, a w ogóle, to może tez byś się pokazał, bo tak gadać z niewiadomo, kim to trochę mi się nie chce. Postać pojawiła się nagle. Kogoś im przypominała, ale w tej chwili nie potrafili skojarzyć kogoś.
- Moje nazwisko nic wam nie powie. Mówicie do mnie Gruda. Tak nazywają mnie kumple. Jeśli powiem, że nie jestem stąd, też nic to wam nie da – tłumaczył Gruda.
– A nie możesz tak prościej i jaśniej - „Piegowaty” miał trochę dość tych zagadek. Natomiast „Brzdąc” wciągał się w ten dialog coraz bardziej. Po chwili zobaczyli twarz Grudy. Powiedzieć, że była dziwna, to tak jakby stwierdzić, że w dzień jest jasno, a w nocy ciemno. W żaden sposób nie przypominała żadnej znajomej im twarzy. I ta sylwetka. Jakaś taka mało wyrazista. Ręce jakby za długie, nogi jakby za krótkie.
„Brzdąc” nie miał żadnych wątpliwości. Gruda na pewno jest kolesiem ze statku, który wylądował na plaży.
- Dobra. Przestańmy bawić się w zgadywanki. Jesteś z tego czegoś, co stoi na plaży? – zapytał wprost.
- A wyglądam?
- No.
- No to jestem. A jak chcesz, to chodź ze mną. Pokażę ci go od środka – zachęcał.
Piegowaty” wiedział, że to nie jest dobry pomysł. Coś podpowiadało mu, żeby dać sobie spokój z całą tą wycieczką.
- Teraz, gdy już właściwie jesteśmy u celu? – "Brzdąc" nie mógł tego zrozumieć.
- Ja idę – powiedział.
- Zwariowałeś – zdążył tylko powiedzieć „Piegowaty”. Kumpel znikał mu z oczu. Gruda zresztą też.