Kiedy dowiedziałem się, że w naszej firmowej flocie pojawiły się elektryczne Megane E-Tech - wiedziałem, że któryś powinien trafić w moje ręce! Tak dużego gadżetu jeszcze nie testowałem. Zatem do dzieła.
Nie jestem ekspertem motoryzacyjnym. W mojej zawodowej karierze zdarzało mi się pisać o samochodach, ale przez pryzmat sportu. Dokładnie rajdów, w których przez kilka lat brałem udział w roli pilota. Jeśli czytacie moje teksty na blogu, macie świadomość, że na każdy nowy gadżet świecą mi się oczy. I właśnie z punktu widzenia gadżeciarza i zwykłego kierowcy, przyglądałem się przez 1300 km elektrycznemu Renault Megane E-Tech Equilibre.
"Potwór" prądem karmiony
Do tej pory kilkukrotnie miałem okazję przejechać się samochodami elektrycznymi. Za każdym razem kilka godzin po Warszawie. Tym razem wyzwanie było większe. Najpierw czekał mnie przejazd do Brodnicy, potem do Krakowa. Drugi przypadek był trudniejszy. Nie dość, że dystans większy, to jeszcze w znacznej części przebiegający po S7, co według moich przewidywań mogło mocno wpłynąć na zużycie prądu.
Łatwo być ostrożnym sympatykiem elektryków, gdy jeździ się po mieście. Benzyniakiem po prostu staniemy na jednej z dziesiątek stacji po drodze, ale podróż EV wymaga już planowania. Przyda się wiedza o pojemności baterii - w przypadku testowanego egzemplarza Megane E-Tech jedynie 40 kWh. Warto wiedzieć, jakie mamy złącze (CCS) i maksymalny prąd ładowania (100 kW). Koledzy od floty poradzili mi aplikację mobilną Shella (we flotowych elektrykach mamy ich kartę). Dobra rzecz - można wybrać ładowarki od konkretnego prądu w górę, widzimy ile stanowisk jest wolnych w danej lokalizacji. Dane uaktualniają się na bieżąco.
Jak z zasięgiem i czasem ładowania? Jadąc do Brodnicy po ok. 3/4 drogi na wszelki wypadek się doładowałem od 20 do 95% w ok. 35 minut. Wracając postanowiłem poćwiczyć życie na krawędzi i dojechałem do Warszawy bez ładowania z 7% baterii. Kilka dni później do Krakowa emocji było jeszcze więcej, gdy na ładowarkę w Kielcach wjechałem z bijącym po oczach czerwonym 1%.
Megane E-Tech, czyli gadżet na kółkach
No ale miało być z punktu widzenia gadżeciarza. A pod tym kątem Megane E-Tech to jeden wielki gadżet. Do tej pory w życiu jeździłem samochodami klasy B, no maksymalnie C. Moje pierwsze auto to wiekowy Peugeot 205 GTi 1,6, zaś ostatnie, z którego korzystałem, to Kia Cee'd w wersji Business Line. Pierwszy miał wyłącznie system ABC (Absolutny Brak Czegokolwiek, pozdrawiam Szayę, legendę polskiej motoryzacji). Ostatni zaś wydawał się być całkiem "wypasiony". No ale wsiadłem do Meganki, a tam m.in.:
- tempomat adaptacyjny, który bardzo mi się spodobał, a do tej pory kojarzył raczej z limuzynami;
- radar pokazujący na ekranie odległość poprzedzającego auta;
- rozbudowany system utrzymania pasa ruchu;
- alert zmęczenia kierowcy;
- system zarządzania prędkością;
- ostrzeżenie przed ryzykiem kolizji;
- automatyczny hamulec ręczny;
- radar 360 stopni + kamera cofania z podwójną perspektywą.
Kurczę, nawet Android Auto (Apple Car Play też jest) wywoływał uśmiech na mojej twarzy, choć to akurat standard nawet w spaliniakach klasy B - po prostu ja wcześniej takiego auta nie miałem.
A z ilu tych gadżetów faktycznie korzystałeś?
Z większości. Tempomat, potrafiący nawet zwolnić do zera na światłach i ruszyć, gdy zrobi to auto przed nami. Pozwala on skoncentrować się na innych aspektach prowadzenia samochodu. System "wciągający" mnie na pas, gdy według auta opuszczam go w sposób niekontrolowany - wyłączyłem od razu, bo dla mnie reagował zbyt agresywnie. Do automatycznego ręcznego trzeba się przyzwyczaić. Na początku szukałem wajchy, ale szybko załapałem, że wciśnięcie hamulca do podłogi, gdy stoimy w korku pod górę, powoduje, że auto karnie się zatrzyma. Radar 360 to zbawienie dla takiego sieroty parkowania jak ja. Polecam jednak ściszenie ostrzeżeń, bo gdy strefa stanie się czerwona, ich pisk wydaje się wkręcać w mózg.
Megane E-Tech - król miasta i korków
Największy uśmiech na mojej twarzy Megane E-Tech wywoływał w sytuacjach, gdy w trasie trafił się maruder (np. ciągnik), a przede wszystkim w mieście. Moment obrotowy, nawet jeśli nie oszałamia poziomem, jest dostępny w pełni od momentu dotknięcia pedału gazu. A to sprawia, że zapominamy o wleczeniu się w trasie za autem, które trafiło do pierwszego właściciela, gdy nasz pradziadek szedł do pierwszej klasy. No i miasto, które jest prawdziwym żywiołem auta na zielonych blachach. Miasto, w którym albo nie musimy stać korkach, bo wjedziemy na buspas albo nawet stojąc w korkach nie generujemy spalin i nie tracimy żadnej energii, poza tą na zasilanie radia. Miasto, w którym nie musimy się kręcić, dymiąc z rury wydechowej, szukając miejsca do zaparkowania poza strefą płatną, bo dla nas żadne miejsce nie jest strefą płatną.
Zielona flota, ale na krótkie dystanse
Pamiętam czasy, gdy w garażu pod Miasteczkiem Orange pojawiły się pierwsze elektryczne auta. Wtedy większa część firmowej floty stanowiły spaliniaki, teraz patrząc na listę samochodów do współdzielenia mam wrażenie, że jest ich pół na pół. Nigdy nie miałem przesadnie ekologicznego nastawienia, jednak po 1300 km za kierownicą Megane E-Tech po prostu polubiłem "zieloną" jazdę. Chociaż nie zostanę bezkrytycznym piewcą elektryków, to bezemisyjne auto w wersji z 60 kWh baterią, byłoby dla mnie idealne. Jedno karmienie prądem podczas jazdy po kraju? Mogę stanąć na godzinkę na obiad. Wcześniejsze zaplanowanie podróży z aplikacją w ręku? Żaden problem. A w jakie fajne miejsca można trafić - w drodze z Krakowa do Warszawy "tankowałem" na autodromie, na którym pędziły w kółko benzynowe Mercedesy AMG (widoczne na tytułowym zdjęciu).
Warto też zwrócić uwagę, że preferowaną siecią ładowania naszych firmowych elektryków jest Greenway. To firma dążąca do tego, by 100% prądu wykorzystywanego do "tankowania" aut pochodziła ze źródeł ekologicznych. No i elektryka można zatankować wszędzie. Nawet w hotelowej drewutni w środku lasu, gdzie o stacji benzynowej nikt nie śmie nawet marzyć.
Po takiej przygodzie fajnie zagląda się do firmowego garażu, widząc, że jest w nim coraz bardziej zielono od numerów rejestracyjnych. W intranecie i firmowej korespondencji regularnie widzę propozycje, by na przejazdy po mieście i delegacje do 200 km rezerwować auta elektryczne. Ja się z Meganką polubiłem i mam pewność, że to nie są ostatnie kilometry, które zrobiłem za kierownicą firmowych elektryków.
Komentarze
Zakładając, że ładowanie ze specjalnej stacji zajmuje około 30 minut, to faktycznie idealny czas na przerwę podczas jazdy w trasie. Ile czasu zatem zajmuje naładowanie przynajmniej do 80 % z gniazdka tradycyjnego, jak na ostatnim zdjęciu? Inna sprawa, to żywotność baterii. Według informacji podanych w internecie, żywotność baterii powinna wynieś około 6-7 lat, zakładając, że rocznie pokona się około 20 000 km. Czyli po tym czasie czeka kosztowna wymiana baterii w ekologicznym autku lub sprzedaż za niewielką kwotę. Zakładając, że to użycie firmowe, wiec taka wymiana baterii będzie musiała nastąpić znacznie wcześniej. Reasumując koszty wyprodukowania baterii i emisję przy tym tablicy Mendelejewa w powietrze (no może nie aż tak drastycznie, bo przecież są filtry lub inne części świata, gdzie nie ma obostrzeń co do czystości) to ja wole swojego spaliniaka. Poprzedni model posłużył mi 15 lat, zanim poszedł na żyletki, więc w tym czasie w ekologicznym autku musiałbym ze trzy arzy wymienić baterie. Nie stać mnie na takie ekologiczne koszty.
OdpowiedzŁadowanie z drewutni zajęło ok. 7 godzin. Dla mnie spoko.
OdpowiedzCzyli ładowanie na noclegu.
OdpowiedzTo jest całe zielone lewactwo!… Zero samomyślenia i wciskania ludziom niby ekologii!!! Co za chłam!…
OdpowiedzZieeeew. Wszędzie polityka. Mnie się po prostu podobało.
OdpowiedzPolityka oczywiście, że tak! A na zdrowy rozum, dla kogo mają być takie auta? Nie dla zwykłych obywateli na pewno!… Technicznie: 1/ systemy energetyczne nie są przystosowane do większej ilości takich aut!, 2/ nie jest ekologiczne produkowanie, a później utylizowanie takiej ilości baterii akumulatorów!!! Cała masa produkcji ołowiu, jego przetapiania i cudeńka roztworów kwasowych i ich żelowych odpowiedników!… Wszystko ładnie wygląda na bilbordach reklamowych, ale rzeczywistość jest totalnie INNA!!! :/
Odpowiedz