Czym różni się smartfon od karty płatniczej? To nie jest pytanie z gatunku audiotele, zdaję sobie sprawę, że każdy z Czytelników odróżni je bez zastanowienia :) Pewne jest natomiast, że o karty płatnicze przyzwyczailiśmy się już dbać – statystycznie giną nam one rzadziej, niż smartfony, a i kradzież „plastiku” trzymanego zazwyczaj w schowanym portfelu, wydaje się być (nie wiem jak jest faktycznie, nie próbowałem) łatwiejsza, niż w przypadku telefonu. W sytuacji, gdy wirtualny „plastik" mamy „na pokładzie” smartfona, chwila niefrasobliwości może nas kosztować znacznie więcej. Wciąż bowiem największą potencjalną podatnością każdego systemu operacyjnego pozostaje niestety jego użytkownik.
Płacenie „kartą bez karty”, czyli dzięki technologii NFC w telefonie komórkowym, to genialny pomysł dla takich ludzi jak ja, dysponujących pamięcią „świetną, ale krótką”. O ile bowiem karty płatniczej zdarza się nam zapomnieć, to komórkę zazwyczaj przy sobie mamy. Ale i tu nie wolno zapominać o bezpieczeństwie. Przede wszystkim musimy zapomnieć o odblokowywaniu telefonu przez zwykłe przesunięcie paska. To tak, jakby zostawić portfel na stole w pubie i wyjść. Wystarczy chwila, takiego telefonu nie trzeba nawet kraść – wystarczy podejść z nim do baru, kupić piwo za kwotę poniżej 50 zł (nie wymagającą wpisania PINu) i odłożyć jak gdyby nigdy nic. Odradzam też blokowanie przez Face Unlock – wystarczy, że dowcipni koledzy pokażą telefonowi zrobione nam wcześniej zdjęcie. Pozostaje wzór (trochę bardziej skomplikowany, niż „znak Zorro”), bądź trudny kod cyfrowy.
Co jeszcze? W przypadku Orange Cash, dostępnego dla abonentów sieci Orange, by zapłacić, wystarczy po prostu uruchomić NFC i zbliżyć telefon do czytnika. Można to zrobić również przy zablokowanym telefonie, więc jeśli chcemy byś ostrożniejsi, NFC włączajmy tylko wtedy, gdy musimy z niego skorzystać (to zazwyczaj 2-3 „puknięcia” więcej, a dodatkowo także ryzyko wykradzenia danych naszej karty wyraźnie spada)
Biorąc pod uwagę, iż w naszym rozwiązaniu używana jest karta przedpłacona, warto rozważyć „ładowanie” jej każdorazowo niedużą kwotą. Dzięki temu unikniemy nie tylko ryzyka ze strony złodzieja, ale również poskromimy własną rozrzutność, planując zawczasu wydatki np. podczas imprezy.
Ustawienie opcji „szybka płatność” w konkurencyjnym rozwiązaniu MyWallet, powoduje, że korzysta się z niego praktycznie identycznie, jak w przypadku Orange Cash. Z jedną istotną różnicą – tam „podpinamy” kartę debetową i w efekcie nieautoryzowanego użycia straty mogą być znacznie większe, niż przy prepaidzie. Samą aplikację warto zabezpieczyć przynajmniej PINem. Biorąc pod uwagę, że blokuje się ona po trzech nieudanych próbach, nie wybierajcie za PIN czterech takich samych cyfr, czterech kolejnych cyfr, ani 2580. Wtedy szansa na „trafienie” w PIN maleje do ułamka procenta.
Po prostu uważajcie. Szkoda pieniędzy.