Od dekad w piłkarskich eliminacjach MŚ i ME lubujemy się w meczach "o wszystko" lub "ostatniej szansy" a później "o honor". Za nami właśnie kolejny mecz "o wszystko" z Mołdawią, drużyną nieco lepszą od Liechtensteinu. O tyle była nieco lepszą, że z nami zremisowała ku uciesze całego stadionu Zimbru Kiszyniów, gdzie remis z Polską został potraktowany jak niemal historyczne zwycięstwo. My natomiast patrząc realnie odpadliśmy już po 6 meczach - i to chyba najszybsze odpadnięcie z eliminacji w ostatnich kilkudziesięciu latach, (mimo, że najtrudniejsze mecze dopiero przed nami).
Dziś oczywiście oddajemy się matematyce, która wykazuje, że szanse na awans jak najbardziej mamy i to nawet jest pięć możliwych kombinacji awansu polskiej drużyny (ktoś już zrobił taką analizę). Ale w matematyce jest też dział prawdopodobieństwa, który jak się podsumuje, co nas czeka - wyklucza awans do Brazylii. Skoro jednak mamy matematyczne szanse to postanowiono, że selekcjonerem powinien być Waldemar Fornalik. Pytanie dziś, czy ma być teraz aż do końca eliminacji MŚ (tych mimo matematyki już przegranych), czy już budować drużynę na ME 2016 (jeśli tak, to jaka jest wizja trenera i jakie zasługi dotychczasowe, za które otrzymuje taki kredyt zaufania).
Jeśli jednak zdecydujemy się budować drużynę na ME 2016 to może lepiej z nowym trenerem. Wielu z nas sądzi, że nie ma co szukać nowego bo polskiej piłce nie pomoże nawet Guardiola, Klopp, Mancini czy Mourinho. Skoro tak jest to po co ich zatrudniają wielkie kluby? Selekcjoner nie gra, ale buduje i trenuje zespół i to on go tworzy - więc z tych samych graczy każdy trener może zbudować coś innego. Dziś paru piłkarzy mamy na wysokim poziomie i np. u Kloppa grają inaczej niż u Smudy czy Fornalika. Więc coś w tym jest. Dziś mamy czas - naprawdę bardzo dużo czasu by wybrać drogę, trenera i zespół, pojechać i najpierw popatrzeć z trybun na to jak w Brazylii grają najlepsi, a później dołączyć do najlepszych na boiskach Francji podczas Euro 2016. Jak nie - za dwa lata też możemy ocierać się o matematykę.
Na koniec słowo o naszych "hoolsach", którzy przegrali też na stadionie Zimbru Kiszyniów. "Kibice" - zwłaszcza ci w narodowych strojach w postaci bluz z kapturem pokazali się rzucając race na murawę i nie zaczęli większych awantur tylko dlatego, że otoczył ich potrójny kordon miejscowego OMON-u. W dopingu jednak przegralli z zupełnie amatorsko kibicującymi fanami Mołdawii, którzy byli oczywiście kulturalniejsi, ale też głośniejsi, bardziej żywiołowi i dali więcej piłkarzom więcej wsparcia niż lecące race z polskiego sektoru. To smutny obrazek końca emocji reprezentacyjnych w roku 2013. Teraz gramy tak naprawdę już "o honor" również polskiego kibica takiego jakim pamięta Europa z Euro 2012.