Udało się. 2 dni bez telefonu komórkowego (iPhone schowany do szafy, żeby nie kusił), internetu (a także komputera, czyli i gier) i wiadomości z TV. Nie wiem, czy był to stan porównywalny z odwykiem od narkotyków. Ja miałem porównanie z rzucaniem papierosów lub dużą ilością wypitej kawy. Ogólne podenerwowanie i niepokój. Tak było do połowy pierwszego dnia. Recepcjonistka za wolno rejestrowała pacjentów, kierowcy wpychali się bardziej niż zwykle, kolejka do kasy była za duża… Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że tak jest zawsze, ale teraz bardziej mnie to denerwowało. Brak możliwości kontaktu z najbliższymi powodował niepokój. A może coś ode mnie potrzebują w tej chwili? Niemożność dopytania się o listę zakupów w aptece. Brak wiedzy o aktualnych wydarzeniach politycznych, czy też wyniku meczu Widzewa. Znowu nie uzupełnię prywatnego bloga i nie wystawię kilku rzeczy na allegro.
Taki stan trwał do sobotniego popołudnia. Później, aż sam się zdziwiłem, było lepiej. Więcej czasu dla rodzinki i siebie. Nie irytowałem się właśnie z powodu jakiejś przeczytanej wiadomości czy też ewentualnie niekorzystnego wyniku meczu. O niedzieli nawet nie ma co pisać, oprócz tego, że minęła.
Wnioski? Można przeżyć bez telefonu i Internetu. Tylko tak szczerze, po co? Dlaczego świadomie rezygnować z wynalazków, które ułatwiają życie. Po prostu trzeba ograniczyć z nich korzystanie, chociażby podczas weekendów. Moja Agnieszka jest za tym by, mimo utrudnień komunikacyjnych, takie eksperymenty przeprowadzał co weekend 🙂
A Wam jak poszło?