Flagowce... Któż o nich nie marzy? Dla dużej grupy fanów technologii marzenia kończą się jednak po spojrzeniu do portfela. Przecież mówimy o sprzętach nierzadko droższych od używanego miejskiego samochodu!
A wtedy, na biał... Dobra, z koniem to trochę popłynąłem. Po prostu TCL 30 SE to urządzenie za ułamek ceny flagowca, które – przy pewnych kompromisach – okazuje się być całkiem ciekawym telefonem.
Plastic is (całkiem) fantastic
Obudowa, czyli kompromis nr 1. Pytanie jednak, czy tak naprawdę jest na co narzekać? Nie testowałem TCL 30 SE na upadki (dobra, raz – ale to było przypadkiem i z małej wysokości na parkiet!), jednak plastikowa obudowa wydaje się być dość wytrzymała. A że nie jest „elitarna” w dotyku? Bez przesady, to średnia wydajnościowo, a wręcz niska cenowo półka. Nikt tu o aluminium nie marzy. Poza tym ten plastik – zarówno na bokach, jak i z tyłu – jakoś przesadnie nie przeszkadza. Faktycznie łatwo się brudzi i palcuje, ale nie co marudzić.
Co pod plastikiem? Przede wszystkim Helio G25, procesor Mediateka równoważny Snapdragonowi 625. Z przerażeniem myślę, jak mogłem kiedyś korzystać z równoważnych TCL 30 SE nisko/średnio półkowców... Przecież one nie dość, że potrafiły mieć 1-2 GB RAM-u, to jeszcze pracowały na dużo gorzej zoptymalizowanych wersjach Androida. Teraz zestaw Helio G25, 4 GB RAM-u i Android 12 radzi sobie z grami bez większego problemu. Oczywiście w przypadku PUBG Mobile system radził wybór grafiki niższej jakości, sama gra z raz, czy dwa delikatnie „przysnęła”, ale ani razu nie kosztowało to życia mojej postaci.
Nowy Android szybciej, niż we flagowcach
Zastanawiacie się, czy aby nie pomyliłem się, pisząc o systemie w TCL 30 SE? Nie! Wiele flagowców wciąż czeka na najnowszą wersję systemu z robotem, podczas gdy nasz dzisiejszy bohater ma go prosto z pudełka! Co to oznacza dla zwykłego użytkownika? Poza sporą liczbą nowych możliwości graficznych, moją bezpieczniacką duszę raduje totalnie przebudowany panel prywatności. Android pozwala wreszcie, śladem iOS, przydzielać aplikacjom dostęp do szczegółowej bądź ogólnej lokalizacji (nawigacja musi dokładnie wiedzieć, gdzie jesteśmy, ale np. pogoda, czy gra już niekoniecznie). Gdy system udziela aplikacjom uprawnień wrażliwych (lokalizacja, kamera, czy mikrofon) informuje nas o tym ikona w pasku stanu, możemy też uprawnienia odbierać per aplikacja. Do tego wygodne drobnostki, w stylu przewijalnych zrzutów ekranu, czy wbudowanego wreszcie w rdzeń systemu trybu jednoręcznego i natywnego trybu gier.
Czytnik z tyłu? I bardzo dobrze
TCL 30 SE to krok do przodu po testowanym przez mojego syna w minione wakacje TCL 20. To telefony nie wyróżniający się z tłumu, ale w dobrym sensie. Ekran LCD jest całkiem niezły, acz rozdzielczość 720p przy przekątnej nieco ponad 6,5 cala daje rozdzielczość 269 ppi. To czasami widać, acz biorąc pod uwagę cenę – jest to kompromis na który byłbym skłonny pójść. To naprawdę fajny ekran, a dzięki proporcjom 20:9 jest bardziej „kinowy”, co pół roku temu docenił 12-letni tester, spędzający (zbyt) dużo czasu na YouTube. Na pewno w odbiorze materiałów wideo pomaga autorska technologia TCL, NXTVISION.
Oczywiście nie ma mowy o ogromnej tafli szkła i cieniutkich ramkach, ale ponad 82% powierzchni przodu to wciąż bardzo dobry współczynnik, bardzo przyjemnie oglądało mi się filmy np. podczas podróży metrem. Na co dzień jednak nieco przeszkadzał mi gruby „podbródek” na dole. No i skoro mamy matrycę LCD, nie ma mowy o czytniku odcisków palców w ekranie. I wiecie co? To bardzo dobrze. Ja wciąż nie mogę się do nich przekonać i o wiele bardziej wolę odblokowywać telefon z boku albo z tyłu. W przypadku TCL 30 SE mamy do czynienia z tą drugą opcją, a sam czytnik działa bezbłędnie.
Po prostu niezłe zdjęcia
Aparaty w TCL 30 SE to klasyczny „zestaw średniaka” – całkiem dobry główny (50 Mpix, f/1.9, autofokus z detekcją fazy) i dwa 2-megapikselowe, które... cóż, są. Jeden do zdjęć makro, drugi odpowiedzialny za analizę głębi i m.in. bokeh przy zdjęciach portetowych. Rozmycie nawet z przedniej kamery wychodzi całkiem przyzwoicie. Główna natomiast to naprawdę dobry standard na dzisiejsze czasy. Wybaczcie, że nie będę wchodził w szczegóły kolorystyki, flar i innych haseł, które na pamięć mają „wyryte” testerzy.
Nie znam się na tym i znać się nie zamierzam. Ja po prostu nie mam większych uwag do zdjęć z TCL 30 SE, biorąc pod uwagę o jakim sprzęcie mówi. Warto jednak pamiętać, że jak zawsze - z wyjątkiem flagowców - im ciemniej, tym uwag więcej. W tym przypadku jednak, biorąc pod uwagę cenę – nie na tyle wielkich, by jakoś strasznie przeszkadzały. Brakuje faktycznie zooma większego, niż x2, ale one zdarzają się w telefonach z wyższej półki. W sumie to brakuje też 5G, coraz częstszego w telefonach nawet z niskiej półki. Z drugiej strony jednak, choć już przyzwyczaiłem się do „5G” na wyświetlaczu – z prędkością internetu na tanim TCL nie było problemu.
Młodzieży – do TCLi?
Szukając pierwszego telefonu dla dziecka, nie wahałbym się ani chwili nad TCL 30 SE. Wydaje mi się, że podobnie jak w przypadku ubiegłorocznego modelu to właśnie młodzi ludzi będą głównym celem tego smartfona. I to im na pewno przydadzą się też słuchawki TCL MoveAudio S150, które – podobnie jak telefon – na rynku operatorskim dostaniecie tylko w Orange Polska! Jeśli jednak wolicie słuchać muzyki przewodowo – żaden problem, TCL 30 SE ma też gniazdo mini-jack. Bateria 5000 mAh pozwoli na sporo słuchania, ale na jej ładowanie trzeba zarezerwować nieco więcej czasu – obsługuje bowiem maksymalnie 15 watów. W sam raz na podpięcie wieczorem po pełnym aktywności dniu! Nieźle się nam rozwinęła ta niższa półka przez lata.
Komentarze
Mhm…..kupuje ktoś smartfony takich marek?
OdpowiedzMhm…..kupuje ktoś smartfony takich marek?
Odpowiedz