Marcin, to mieliśmy tekstową sztafetę przez te ostatnie olimpijskie dwa tygodnie. Raz Ty wyrzucałeś tekst z czerwonego koła, raz ja wyrzuciłem periodyk z czarnego. Zauważyłeś, że znicz olimpijski po mału przygasa? Oby Anita Włodarczyk dziś w niego nie rzuciła młotem, niech chwilę jeszcze żarzy ogniem. Chociaż, niech rzuca jak najdalej, nawet za trybuny stadionu. Byle krzywdy nikomu nie zrobiła.
Pisałeś wczoraj o naszej sztafecie 4x400 metrów, jednak nic z tego nie wyszło. Marcin, tak sobie pomyślałem jakbyśmy stworzyli taką blogową sztafetę. Marek, Jarek, Ty i ja. Ciekawe jaki byśmy mieli wynik? Na której zmianie chciałbyś pobiec? Ja wolałbym chyba biec pierwszy, bo może bylibyście w stanie nadrobić za mnie te straty. Poza tym bałbym się, że w środku rywalizacji wypuściłbym pałeczkę, co oznacza automatyczną dyskwalifikację. Opracowalibyśmy (tylko trzeba podpytać o kondycję Marka i Jarka) taktykę, kto zostałby jokerem sztafety.
Pozostaje dziś przy biegach i to przy tych długodystansowych. Marcinie, chwaliłeś się, że przebiegłeś 20 kilometrów to teraz czas na maratoński dystans. Nie wiem, czy Ci o tym wspominałem, ale podczas blogowego zjazdu, uciąłem sobie pogaduchę właśnie o maratonach z naszym czytelnikiem Ryco. Opowiedział mi mnóstwo ciekawostek związanych z tą konkurencją. Między innymi streścił mi swój pierwszy, przebiegnięty maraton. Z perspektywy czasu przyznał, że przygotowania do tego biegu to była "amatorka". Wiedziałeś, że w maratonie najważniejsze, a zarazem najgorsze jest ostatnie 12 kilometrów?
Marcin, koniec igrzysk zawsze kojarzy mi się z męskim maratonem. Kiedy podawałem wybór czarnego koła, powiedziałem, że będę kibicował sportowcom z Czarnego Lądu. Dlatego mocno będę wspierał Goura Marial'a reprezentanta Sudanu Południowego, który będzie biegł pod flagą olimpijską. Mam jeszcze jedną retrospekcję związaną z maratonem. Zawsze przywołuje te momenty z Aten: