Odpowiedzialny biznes

Monachium poza stadionem

21 maja 2012

Monachium poza stadionem

Finał Ligi Mistrzów oczywiście rozgrywany był na stadionie. Ale atmosfera utrzymywała się dużo dłużej i praktycznie cały weekend w Monachium rządziła piłka nożna. Muszę przyznać, że kibice Bayernu, a również zwykli Monachijczycy czy nawet szerzej  – Bawarczycy zdali egzamin ze wsparcia swojej drużyny. Na ulicach miasta przez piątek i sobotę (w niedzielę już mniej) połowa ludzi, a także znaczna część … zwierząt domowych pokazywała się w barwach Bayernu. Stosunkowo nieliczne niebieskie koszulki stały się dopiero bardziej widoczne po ostatnim karnym Drogby – choć na ulicach nie było ich tak dobrze widać – po pierwsze była noc, po drugie na każdego kibica angielskiego w centrum przypadało ze dwóch policjantów.
Patrząc na bawiących się Bawarczyków, mam taką nadzieję, że zarówno 8, 12, 16 a i później na ulicah nie tylko Warszawy, Gdańska, Poznania i Wrocławia zobaczę tyle białoczerwonych barw ile w miniony weekend czerwonych w stolicy Bawarii.

31abf7b3777ed90a73bdc13caa704dbc462 676fdcc02d20822ce501313cd141c0f615e a649c3d2b038ffd94f6d703b3ae7a989e7e d8202b218bbcdac3ff281ad6d12af265ed1

 

 

 

 

Udostępnij: Monachium poza stadionem

Odpowiedzialny biznes

Finał wyśniony!

20 maja 2012

Finał wyśniony!

Bawarczycy raz po raz ostrzeliwali bramkę Petra Cecha. Próbował Kroos, próbował Robben, Ribery, Mueller, Gomez, nawet Tymoszczuk. Wszyscy pudłowali, a raz Cech cudownie interweniował, piłka odbiła się od spojenia bramki i wyszła poza boisko. Przewaga Bayernu rosła, w pewnym momencie stosunek oddanych strzałów wynosił ponad 20 do 5 na korzyść gospodarzy. Bayern stawał na głowie, by znaleźć dziurę w londyńskiej obronie. Chelsea grała spokojnie, momentami irytująco powolnie wyprowadzając ataki, jakby chciała uśpić rywali albo przetrwać, jak w rewanżu z Barceloną.

Tyle tylko, że wciąż trwał remis. Debiutujący w Lidze Mistrzów w barwach Chelsea Bertrand dużo biegał, ale był mało kreatywny. Mimo braku Terry’ego defensywa – z Cahillem i Davidem Luizem – grała doskonale. Gdy tylko gracz Bayernu składał się do strzału, natychmiast ofiarny wślizg blokował uderzenie. W obronie harował nawet Drogba, wciąż wyręczając kolegów we własnym polu karnym.

A jednak Chelsea nie przetrwała nawałnicy. Mueller najpierw fatalnie spudłował, ale chwilę później wykorzystał moment, gdy obrońcy skupili się na Gomezie, zamknął dośrodkowanie i głową wpakował piłkę tuż pod poprzeczkę. Zostało 10 minut! I wtedy trenerzy dokonali zmian, które zaważyły o losach meczu. Di Matteo natychmiast wpuścił Torresa, a Heynckess zdjął strzelca bramki i wpuścił obrońcę van Buytena. Torres wszedł w mecz jak burza, poruszał się z lekkością, czarował techniką i przyspieszał jak kolej TGV. To on w 88 minucie wywalczył rzut rożny, po którym główkował Drogba. Nie tak dawno przegrał finał Pucharu Narodów Afryki – nie zamierzał czuć się tak, jak wtedy. Uciszył fanów Bayernu na ich własnym stadionie i dał Chelsea dogrywkę.

Bohaterem był jednak krótko. W dogrywce lekkomyślnie sfaulował w polu karnym Ribery’ego, podarował rywalom rzut karny. Robben, najaktywniejszy w drużynie Bayernu, ten, któremu wiecznie brakuje kropki nad i, który wciąż o włos przegrywa najważniejsze mecze, jak ostatni finał mistrzostw świata, gdy nie wygrał pojedynku sam na sam z Casillasem, ten sam Robben odważnie podszedł do piłki. I nie strzelił! Cech rzucił się doskonale, piłka gdzieś utknęła pod jego ciałem, ułamki sekund, szybko się zorientował, chwycił ją, zdążył. Obroniony karny! Nie minęło kilka sekund, już Robben z akcji próbował się odkuć. Przestrzelił, nie po raz pierwszy i nie ostatni tego wieczoru.

Tymczasem realizator za linią boczną pokazał nam utykającego Ribery’ego! To koniec meczu dla niego, na boisku pojawia się Olić. Remis, na boisku nie ma już Francuza, nie ma już Muellera, a Robben jest piekielnie zmęczony. Tak bardzo, że nim wykonuje rzut rożny, usilnie prosi o łyk wody.

Dogrywka kończy się remisem. Pierwszy rzut karny broni Neuer. Kiedy wydaje się, że nic już w tym finale nas nie zaskoczy, to właśnie bramkarz Bayernu podchodzi, by wykonać jedenastkę! Trafia! Ależ zyskał na pewności siebie! A jednak trafia Lampard, trafia Joe Cole, a w Bayernie myli się Olić! To jego ostatni mecz w klubie. Do jedenastki podchodzi Schweinsteiger, Petr Cech czubkiem palców trąca piłkę, a ta trafia w słupek! I teraz, ten który był bohaterem, ten który sprokurował rzut karny i mógł zaprzepaścić to, na co tak ciężko pracował, ten sam Drogba podchodzi do piłki i może ten horror zakończyć! Nie bierze rozbiegu, dwa kroki, lekki strzał, Neuer leci w drugą stronę! Chelsea Londyn, po raz pierwszy w historii, zdobywa Puchar Mistrzów! Nie pod wodzą Mourinho, nie pod wodzą Villasa-Boasa, a Roberta Di Matteo, po zniwelowaniu straty poprzednika w rewanżu z Napoli, tuż po zdobyciu Pucharu Anglii, po wyeliminowaniu Barcelony. Nie grał w tym meczu strzelec bajecznego gola na Camp Nou, Ramires. Nie grał kapitan Terry. Widzimy ich dopiero po zakończeniu spotkania, tańczących w amoku. Widzimy ich dopiero z całą drużyną, która wściekle skacze z radości, trzymając w rękach Puchar Mistrzów!

Roman Abramowicz się doczekał.

Udostępnij: Finał wyśniony!

Odpowiedzialny biznes

„I jeszcze klub piłkarski poproszę”

19 grudnia 2011

„I jeszcze klub piłkarski poproszę”

Zawsze się irytuję, gdy jakiś klub trafia w ręce miliarderów. Obojętnie czy rosyjskich, czy katarskich. Nagle wpompowywane w zespół pieniądze czynią go potęgą. Kibiców przyciąga się masowo kupowanymi piłkarzami, zwabionych z kolei irracjonalnymi gażami.

Połączenie bogatych właścicieli i żądnych pieniędzy zawodników pokrywa mgłą światową piłkę nożną. Gdy w końcu udaje nam się zobaczyć coś ponad smogiem, widzimy Roberto Carlosa i Samuela Eto’o, machających z rosyjskiego Anzhi Machaczkała. Wyłania się i Ruud van Nistelrooy we własnej osobie, odziany w trykot Malagi. Z kolei w Paryżu dostrzegamy Javiera Pastore. Dlaczego właśnie tam, skoro biło się o niego pół Europy? Bo Paris Saint Germain wyłożył ok. 42 mln euro, ustanawiając nowy rekord klubu.

Poprzedni rekord należał do Nicolasa Anelki – zawodnika Chelsea, który w przeszłości grał w 7 innych klubach, a w styczniu odejdzie do kolejnego, chińskiego Shanghai Shenhua. Francuz to oczywiście jeden z dziesiątek piłkarzy ściąganych masowo przez Chelsea w ostatnich latach. Podobnie rzecz się ma w Manchesterze City, którego siła opiera się obecnie na pięciu byłych graczach Arsenalu.

Na szczęście impuls w postaci zastrzyku gotówki od nowego właściciela znikąd – choć z pewnością kształtuje futbolową rzeczywistość – nie ma decydującego wpływu. Chelsea pod rządami Abramowicza sięgnęła po 10 krajowych trofeów, ale nigdy nie podniosła Pucharu Mistrzów. Man City zdążył zdobyć Puchar Anglii, prowadzi w Premiership, ale odpadł z grupowej fazy LM, a nie tak dawno potrafił nawet przegrać z poznańskim Lechem.

Również kluby, w których właściciele zmienili się stosunkowo niedawno, z pewnością radzą sobie lepiej niż w przeszłości, jednak nie są to wyniki piorunujące. PSG jest wiceliderem we Francji, ale awans do fazy pucharowej Ligi Europy przeszedł zespołowi koło nosa. Malaga plasuje się na 7 miejscu w Hiszpanii, lecz w bezpośrednim starciu z potężnym rywalem, Realem Madryt, poległa 0:4. Anzhi w lidze rosyjskiej zajmuje 7 pozycję.

I tak dochodzimy do wniosku, że choćby nie wiadomo jak wielu miliarderów wpadło na pomysł sprawienia sobie nowej zabawki w postaci piłkarskiego klubu, o atrakcyjność rozgrywek możemy być spokojni. Zawsze znajdą się takie zespoły jak Wisła Kraków, Legia Warszawa, APOEL Nikozja czy FC Basel, które udowodnią, że pieniądze to jedynie dodatek do futbolu. Nawet jeśli w kolejnej rundzie europejskich rozgrywek wszystkie te zespoły zostaną sprowadzone na ziemię.

Udostępnij: „I jeszcze klub piłkarski poproszę”

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej