Innowacje

Dziennikarze w erze social media

7 lipca 2014

Dziennikarze w erze social media

Na Auli Polska, którą organizuje Artur Kurasiński, trzech dziennikarzy opowiadało o tajemnicach swojej pracy. Vadim Makarenko reprezentował prasę drukowaną a dokładnie Gazetę Wyborczą, Jarosław Kuźniar telewizję TVN24, a Tomasz Machała internetowy serwis natemat.pl. Zapytaliśmy przy okazji dziennikarzy, jak zmieniła się ich praca w erze social media, a uczestników, czym wg. nich różni się dziennikarz od blogera. Zobaczcie jak odpowiadali.

A co Wy na ten temat sądzicie? Jak zmieniło się dziennikarstwo dzięki social mediom i czy faktycznie dziennikarze czymś się różnią od blogerów?

Udostępnij: Dziennikarze w erze social media

Odpowiedzialny biznes

Polska edycja „Editors Lab”

9 kwietnia 2014

Polska edycja „Editors Lab”

Na Auli Polska, którą organizuje Artur Kurasiński, trzech dziennikarzy opowiadało o tajemnicach swojej pracy. Vadim Makarenko reprezentował prasę drukowaną a dokładnie Gazetę Wyborczą, Jarosław Kuźniar telewizję TVN24, a Tomasz Machała internetowy serwis natemat.pl. Zapytaliśmy przy okazji dziennikarzy, jak zmieniła się ich praca w erze social media, a uczestników, czym wg. nich różni się dziennikarz od blogera. Zobaczcie jak odpowiadali.

A co Wy na ten temat sądzicie? Jak zmieniło się dziennikarstwo dzięki social mediom i czy faktycznie dziennikarze czymś się różnią od blogerów?

Udostępnij: Polska edycja „Editors Lab”

Odpowiedzialny biznes

Rockmani czy filharmonicy? (blogerzy vs. dziennikarze)

13 lipca 2011

Rockmani czy filharmonicy? (blogerzy vs. dziennikarze)

Dyskusje pomiędzy dziennikarzami i blogerami odnośnie ich wzajemnych relacji przypominają mi kłótnię o to, kto jest lepszym muzykiem: czy osoba, która skończyła Uniwersytet Muzyczny, biegle czyta nuty i umie w środku nocy opisać czym się różni tercja wielka od małej, czy może gość w poszarpanych spodniach i z przetłuszczonymi włosami, który potrafi zagrać kilkanaście akordów na gitarze, za to z jakichś powodów przyciąga na koncerty dzikie tłumy. Międzyśrodowiskowy spór rozpoczął się od artykułu Małgorzaty Wyszyńskiej w Pressie. Autorka oskarżyła blogerów, że od momentu, gdy zaczęli na swoich blogach zarabiać „sprzedają się”, tracąc przez to wiarygodność i niezależność. Zrozumiałe, że kij włożony w mrowisko wywołał gwałtowne reakcje, których apogeum był panel dziennikarze vs. blogerzy, który odbył się podczas Social Media Day we Wrocławiu. Ponieważ na co dzień współpracuję z jednymi i drugimi, pomyślałem, że warto do debaty dorzucić kilka gorszy.

Porównywanie dziennikarzy i blogerów ma sens dość ograniczony – podobnie jak porównywanie filharmonika i rockowej gwiazdy. Muzycy klasyczni przez wiele lat ćwiczą swój warsztat i wiedzą, że trzymanie się pewnych nieprzekraczalnych standardów jest dla nich zawodowym „być albo nie być”. Muzycy rockowi warsztaty w większości mają co najwyżej w garażach, a swój wizerunek opierają na skandalizowaniu i prowokowaniu – a więc na czymś, na co „klasycy” nie mogą sobie pozwolić. To uproszczenie, ale pozwala zobaczyć problem w odpowiedniej perspektywie. No bo czy fakt, że rockowi muzycy nie wypełniają wszystkich standardów muzyków klasycznych oznacza, że należy ich w takie ramy wtłoczyć, a jeśli nie będą chcieli – zdyskredytować? Czy są złymi muzykami? Nie – po prostu są muzykami innymi. Ale mają swoją misję i swoich odbiorców. Tak samo blogerzy różnią się od dziennikarzy.

Wczytując się w argumenty dziennikarzy miałem chwilami wrażenie, jakbym słuchał piosenki Kultu: „Moje drogie dzieci może tego nie wiecie, że kiedyś nie było normalnie/ O tym jak możesz grać – decydował muzyk wykształcony profesjonalnie/ Czy słuchało cię dużo, czy mało osób – nie miało to znaczenia, o Jezu!/ Nieznane szerzej fakty z archiwum polskiego jazzu”. Zarzuty o brak kontroli wewnętrznej, o nierzetelność, o manipulanctwo – to w moim przekonaniu strzały z armaty do komara.

Bloger – podobnie zresztą jak dziennikarz – swoją pozycję buduje na wiarygodności. Częściowo ma łatwiej – nie musi spełniać standardów redakcji, sam sobie jest sterem, żeglarzem i okrętem. Chce używać wulgaryzmów albo mieć design w żarówiastym różu? Jego sprawa. Jedynym weryfikatorem jego działań są czytelnicy, którzy głosują nogami (czy raczej klikami). Innymi słowy – blogowanie to czynność niezwykle demokratyczna. Tyle tylko, że z całym zestawem zalet, ale i kosztów. Bo jeśli autor bloga nie będzie interesujący, wiarygodny lub sprawi zawód swoim czytelnikom, jego reputacja w ciągu kilkunastu godzin poleci na łeb, na szyję. Dziennikarz ma „za sobą” markę redakcji, w której publikuje. Bloger tylko swoje nazwisko.

Od blogera czytelnicy nie oczekują, że będzie obiektywny – tylko, że będzie sobą (tak samo jak fani rocka nie oczekują od swoich idoli idealnego frazowania, ale tego, że będą autentyczni w swoim przekazie). Daje to blogerowi prawo do subiektywnych ocen, nawet tendencyjnych, o ile jest w tym szczery. Chwila, gdy daje on swoim odbiorcom cień wrażenia, że się „sprzedał” jest z reguły początkiem końca jego kariery. Moje doświadczenia kontaktów z blogerami są takie, że ich pierwszą i podstawową troską jest właśnie „zabezpieczenie” swojej niezależności – przy wspólnie realizowanych konkursach, testach, czy akcjach promocyjnych. Nie potrzebują do tego wieloosobowej redakcji, kodeksów czy wielopiętrowego systemu nadzoru. Tylko osobistej uczciwości. Inaczej będą publicznie uznani za kłamców i sprzedawczyków – co w środowisku internetowych geeków, chorobliwie wręcz czasem uczulonych na kwestie wolności i szczerości, jest szczególnie bolesne.

Medal ma jednak także drugą stroną, o której warto na zakończenie wspomnieć. Jeden z moich znajomych, mający własny „garażowy” zespół, po trzech latach grania w klubach uznał, że musi zacząć uczyć się teorii muzyki, bo bez tego się już jako twórca nie rozwinie. Dziś twierdzi, że bardzo mu to pomogło. Sądzę, że podobnie wyglądać mogą relacje pomiędzy blogerami i dziennikarzami. Dobre standardy tych ostatnich mogą być (i częściowo już są) punktem odniesienia dla sieciowych „samouków”. Uświadamianie sobie faktu, że jest się źródłem wiedzy, a czasem nawet budowania światopoglądu dla kilkunastu, czy kilkudziesięciu tysięcy ludzi powinno być jednym z fundamentów pracy dziennikarzy i blogerów. Niemniej w obu wypadkach ostateczną instancją będzie osobista uczciwość autora. Blogerzy nie są bardziej narażeni na pokusy, niż dziennikarze. W kontrolowaniu uczciwości obu grup większą wagę, niż zapisy prawne, ma presja środowiska i panujące w nim zasady. Tworzenie takich zasad powinno być polem do międzyśrodowiskowej współpracy – to lepsze, niż przepychanki.

Udostępnij: Rockmani czy filharmonicy? (blogerzy vs. dziennikarze)

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej