Reklama

Na planie najnowszej kampanii reklamowej

4 lutego 2022

Na planie najnowszej kampanii reklamowej

Orange Polska rusza z nową kampanią reklamową. Możecie ją zobaczyć od dziś m.in. w telewizji. Dotyczy pakietu Orange Love z superszybkim Światłowodem i smart wi-fi. Przechodząc do Orange można zyskać 2 miesiące abonamentu za 0 zł.

Promocje w nowym sezonie komercyjnym

O samej ofercie mogliście już na łamach bloga przeczytać wczoraj o tu. Poza opisanym wyżej pakietem ze Światłowodem mamy też m.in. rabat na abonament komórkowy i smartfona oraz oszczędności dla klientów pakietu Love dla Firm. Wszystko to dlatego, że po świętach i wyprzedażach w branży marketingowej ruszył sezon komercyjny Zima. Już Wam kiedyś tłumaczyłam naszą sezonowość i następujące po sobie okresy sprzedażowe. Trochę tu jak w porach roku – po Zimie przyjdzie sezon komercyjny Wiosna, później Lato, potem Szkoła (w branży nazywany Back2School), Święta (znane u nas jako Xmas) i zamykający rok Sale (Wyprzedaż, czyli takie czyszczenie magazynów).

Na planie zdjęciowym

Nie wszystkich ten marketingowy żargon interesuje, więc przechodzę do konkretu. Patrząc na statystyki odwiedzin poszczególnych publikacji wiem, że lubicie popatrzeć jak wygląda praca nad finalną wersją, jaką widzicie w telewizji. A to ułatwia nam zawsze specjalny zwiadowca z Ekipy Orange posłany z kamerą na plan zdjęciowy. Tym razem podpatrywał i komentował dla Was Kuba Duszek. Zapomniałam go zapytać co było w menu (bo barobus, czyli miejsce, w którym na planie zdjęciowym serwowane są posiłki) ma zawsze specjalne miejsce w naszych sercach). Na długo przed wydawaniem obiadu, do szefa kuchni udaje się specjalny posłaniec ekipy, który sonduje co danego dnia zjemy, a potem w przerwach między poszczególnymi ujęciami trwają narady w podgrupach czy dorada, a może jednak bitki wołowe. 😉

Smaczki dnia zdjęciowego

Takie uroki życia na planie. Kto był, ten wie jak ważny jest aspekt żywieniowy, kiedy spędzasz kilkanaście godzin w obcym miejscu, pełnym ekipy i sprzętu i szukasz jakichś punktów programu, które pozwolą to łatwiej znieść. Bo wbrew obiegowej opinii, na planie nie jest tak różowo. To ciężka praca, a nie „za kulisami Dynastii”. 😉 Począwszy od tego, że gotowość na planie, czyli moment kiedy sprzęt ustawiony, aktorzy ubrani i umalowani, reżyser za kamerą, a klient gotowy do akceptów poszczególnych ujęć obecny, to mniej więcej 7 rano. Każde ujęcie kręci się w wielu wersjach, więc często przez dwie godziny słucha się tych samych kwestii. Nasze plany, to jak widzicie najczęściej wynajmowane domki czy mieszkania i zdarza się, że jest tak mało miejsca, że urzędujemy w namiocie czy busiku. Zdradzę jeszcze to, o co często jestem pytana – toaleta z reguły znajduje się… również w samochodzie. Oczywiście takim specjalnym. A te mieszkania, to nie są żadne wybudowane w studio plany zdjęciowe, tylko prawdziwe wynajmowane przez właścicieli miejsca, z których na dzień czy dwa rodzina wyprowadza się np. do hotelu czy znajomych. Zawsze mnie ta logistyka zastanawia – oczywiście, że są to dodatkowe pieniądze w budżecie danej rodziny, ale nie wiem czy dobrze bym się czuła wiedząc, że ktoś obcy buszuje po mojej kuchni. A z drugiej strony może to tak fajnie zobaczyć ją potem w telewizji. Jak mój sweter przez przypadek (bo był pomarańczowy i pasował kostiumografowi, który do mnie podszedł i zapytał czy pożyczę) zagrał w jednej z naszych kampanii, to każdy kontakt z nią w telewizji mnie ekscytował.

Kuba Duszek oprowadza po planie

Rozgadałam się. Ale to dlatego, że nie każdy ma szansę być na żywo w takim miejscu i krąży o planach zdjęciowych wiele legend, których ja nie potwierdzam. Jak Was to interesuje, to dawajcie znać w komentarzach – ja mogę opowiadać godzinami. Ale nie o tym miała być ta historia, tylko o relacji z planu zdjęciowego. Nie przedłużając w imieniu Kuby zapraszam (a Kuba miał kilka dni temu urodziny, więc jeszcze raz: Sto lat Kuba i spełniaj marzenia te duże i te małe!).

Kampania reklamowa – wersja ostateczna

Sceny już wstępnie są podczas pracy na planie wybierane przez reżysera i klienta i próbnie się je montuje. Później należy w nich poprawić to i owo, sprawdzić jakość głosu (ewentualnie coś dograć w studio), dołożyć lektora, muzykę, planszę i nasze soniczne logo, czasem jakiś śnieg, innym razem zmultiplikować ludzi czy przekolorować komuś bluzkę. I mniej więcej po tygodniu mamy wersję finalną, która przechodzi ostateczną kolaudację i jest wysyłana w świat, czyli przede wszystkim do stacji telewizyjnych. Tam materiały są wgrywane, co wymaga znów kilku dni roboczych i tak oto przed Wami to dzieło. Dla mnie zabawne, bo osadzone na prawdziwych scenach z mojej przyszłości. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten z Was, kto ma dzieci w wieku szkolnym i nigdy nie musiał o 21 kupować muliny na jutro na plastykę (najpierw googlając co to do cholery jest). 😉 I zanim zaproszę Was do obejrzenia samego spotu podam garść informacji branżowych. Kreacja to jak zwykle my i Leo Burnett. Produkcja Lemon Film. Postprodukcja Film Garden. Spot wyreżyserowali Państwo Rodzeństwo (bardzo lubię nazwę tego kolektywu reżyserskiego). Zakup mediów powierzyliśmy Value Media. A za odsłonę kampanii w social mediach odpowiada Follow Agency. Dobrego dnia, smacznej kawusi (choć już prawie 14) i przyjemnego odbioru spotu.

Udostępnij: Na planie najnowszej kampanii reklamowej

Reklama

Kampania Orange na kartę od kuchni

21 stycznia 2022

Kampania Orange na kartę od kuchni

To mój pierwszy wpis w 2022 roku, więc zacznę tradycyjnie, czyli od życzeń: Niech będzie dla Was dobry! 🙂 To już prawie dwa lata (bardzo nie lubię tego sformułowania) nowej normalności, więc życzę nam wszystkim, żeby ta nowa, zaczęła przypominać starą, bo nie wiem jak Wy, ale ja tęsknię.

A teraz do konkretu. Dziś (w Dzień Babci – kto zapomniał, temu przypominam) rozpoczęliśmy nową kampanię Orange na kartę. Mówimy w niej o promocji, w której przez trzy miesiące każdy nowy klient może otrzymać w prezencie nielimitowane rozmowy, SMS-y, MMS-y oraz pakiet aż 31 GB za darmo na 31 dni. Co trzeba zrobić przeczytacie w tekście Ewy Przybylińskiej o tu. A ja bardziej o stronie wizualnej tej kampanii chciałam poopowiadać (a właściwie pokazać).

Zacznę, jak to przy produkcji każdej kampanii, od planu zdjęciowego. Moimi i Waszymi oczami na miejscu byli Ulka i Michał z Ekipy Orange, którzy tradycyjnie podglądali pracę i sprawdzali czy… catering na planie trzyma poziom. 😉 Ponoć trzyma (tak powiedział Michał). Ten materiał z planu podoba mi się wyjątkowo. Nie to, że poprzednie były słabe, ale jednak teatr, jezioro i 31 łabędzi – to wszystko robi robotę. Zatem bez zbędnych ceregieli zapraszam na plan.


I jak? Koniecznie dajcie znać w komentarzu czy podobało Wam się tak jak mi.

A wracając do meritum – spot dopiero od dziś w telewizji, więc pewnie jeszcze nie zdążyliście go spotkać przemierzając kanały w poszukiwaniu czegoś na długi zimowy wieczór. Ja tylko napiszę, że tak pięknych Roberta Górskiego i Mikołaja Cieślaka jeszcze nie widziałam. Ale to chyba znów magia teatru. Jednak przyzwyczaiłam się do zdjęć w plenerze.  A lokacja (i biała koszula) robią wielką różnicę. Format z panami nazywa się u nas roboczo „Trudna przyjaźń”, ale ja przyznam, że po każdej kampanii Orange na kartę mam refleksję, że panowie na pozór się waśnią, ale nawet w komercyjnym spocie widać ich prawdziwą przyjaźń i to, że zwyczajnie lubią ze sobą pracować.

I zanim Was zaproszę na premierę, to jeszcze garść informacji branżowych. Kreacja, to oczywiście współpraca Orange Polska i Leo Burnett. Produkcję powierzyliśmy Studiu Graffiti. Postprodukcją zajęła się Orka. Spot wyreżyserował Michał Gazda. Za zakupem mediów tym razem stoją dwa domy mediowe – Initiative i Value. Initiative w roli domu mediowego, z którym się żegnamy (Łukasz, Helena, Marcin, Agnieszka, Mateusz& team – bardzo Wam dziękuję! To dopiero chwila, a ja już tęsknię. I nie żegnam się, tylko do zobaczenia Kochani! 🙂 Bo to były bardzo dobre lata, te razem), a Value witamy na pokładzie po wygranym przetargu na obsługę Orange Polska. No i socialmediowa odnoga komunikacji, to tradycyjnie Agencja Follow. I już nie przeszkadzam i uciekam i zostawiam Was z naszą nową produkcją. Dobrego popołudnia! 🙂

Udostępnij: Kampania Orange na kartę od kuchni

Zielony Operator

Wyłączyliśmy ostatniego „kopciucha”

19 marca 2021

Wyłączyliśmy ostatniego „kopciucha”

Sierakowice to malownicze miasteczko na obrzeżach Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. To tu, od 1986 roku w budynku techniczno-mieszkalnym należącym do Orange Polska, pracowała ostatnia kotłownia węglowa. Właśnie ją wyłączyliśmy, a to oznacza kolejne 120 ton emisji CO2 mniej w ciągu roku, nie wspominając o innych zanieczyszczeniach z procesu spalania, które nie trafią do atmosfery. Przeliczając to roczny ślad węglowy 10 przeciętnych osób w Polsce. Każde takie działanie ma znaczenie i zbliża nas do osiągnięcia neutralności klimatycznej.

Wykreślamy węgiel z emisji bezpośrednich

Wyłączenie ostatniej kotłowni na węgiel oznacza, że w naszych bezpośrednich emisjach gazów cieplarnianych – monitorowanych i raportowanych zgodnie z protokołem GHG (z ang. GreenHouse Gas) w ramach tzw. zakresu 1 – przestanie się pojawiać pozycja „węgiel”.

GHG to przyjęty w Grupie Orange międzynarodowy standard raportowania emisji gazów cieplarnianych, a w zakres pierwszy wchodzą bezpośrednie emisje wynikające ze spalania paliw lub kopalin na potrzeby własnej działalności oraz wycieki gazów z instalacji klimatyzacyjnych czy przeciwpożarowych. Mówiąc prościej źródła emisji kontrolowane przez nas bezpośrednio, czyli wszystko, co my spalamy w naszych samochodach, kotłowniach, piecach i agregatach.

Warto wiedzieć, że są jeszcze dwa zakresy. Drugi to pośrednie emisje wynikające ze zużycia przez firmę energii elektrycznej, a trzeci obejmuje emisje pośrednie poza firmą, których nie kontrolujemy, ale na które możemy mieć wpływ. To wszystko to, co dzieje się u naszych dostawców i klientów w związku z naszą działalnością. Z punktu widzenia monitorowania i raportowania najtrudniejszy, ale nie zapominamy o nim. Podejmujemy już działania także i tu, a nasz nadrzędny cel neutralności klimatycznej netto do 2040 roku obejmuje całość wszystkich trzech zakresów emisji.

Nieruchomości przyjazne środowisku

Nieruchomości w Orange Polska są drugą, co do istotności wpływu, częścią firmy odpowiedzialną za emisje CO2, powstające w wyniku zużycia energii elektrycznej, gazu, węgla i oleju. To dlatego pracujemy nad ich istotną redukcją. Inwestujemy w nowoczesne i przyjazne środowisku biura dla naszych pracowników i rezygnujemy z obiektów nieefektywnych energetycznie lub przestarzałych technologicznie.

Przyglądamy się naszym nieruchomościom pod kątem ich stanu, spełnianej funkcji i optymalizujemy ich liczbę. Nasze biura i obiekty techniczne znajdują się w całej Polsce, zlokalizowane w mniejszych i większych miejscowościach. W portfolio nieruchomości mamy jeszcze… 2086 obiektów. Dlatego stopniowo konsolidujemy powierzchnie biurowe oraz optymalizujemy przestrzeń przeznaczoną na infrastrukturę.

Nowe przyjazne pracownikom i środowisku biura mamy już w Warszawie, Gdańsku, Łodzi, Radomiu, Wrocławiu, Bydgoszczy, Toruniu i Katowicach. Wybierając nowe biurowce, bierzemy pod uwagę posiadane przez budynek certyfikaty BREEAM lub LEAD, efektywność gospodarowania zasobami. W szczególności chodzi o wodę i energię, gdyż nowe budynki mogą pomóc zredukować ich zużycie nawet o kilkadziesiąt procent. Ponadto ważne jest zagospodarowanie terenów zielonych, sposób zarządzania segregacją odpadów komunalnych, dostęp do transportu publicznego i infrastruktura rowerowa.

Orange wyłącza ostatnią kotłownię węglową

Udostępnij: Wyłączyliśmy ostatniego „kopciucha”

Reklama

Ekipa Orange z bliska – poznajcie Kubę

15 stycznia 2021

Ekipa Orange z bliska – poznajcie Kubę

Witam się z Wami po raz piąty w cyklu wywiadów z członkami Ekipy Orange! 🙂 Poznaliście już Ulkę, Michała, Bartosza i Gerarda. A dziś ostatni (na szczęście powszechnie wiadomo, że ostatni będą pierwszymi, więc „no hard feelings” Kuba), czyli piąty w naszym teamie – Jakub Duchnik. Jest z nami od pół roku. Jak Bartosz i Gerard trafił „w czasach wielkiej zarazy”, więc wyznaję szczerze – na żywo widzieliśmy się tylko dwa razy. Ale trochę go podglądam w mediach społecznościowych, trochę też rozmawiałam (czyt. plotkowałam i wyłania się z tego obraz „pomocny i towarzyski”) ze wspólnymi znajomymi, a reszty dowiem się razem z Wami. Żeby nie było, że się nie uczę, to przestaję już rozwlekać swoje opowieści we wstępie i przejdźmy do pytań.

O Kubie

Stella: Dzień dobry Kuba! 🙂 Skoro mam Was naszym czytelnikom przybliżać, to pytanie najważniejsze – skąd się wziąłeś? Czyli generalnie opowiedz nam skąd pochodzisz i czym się zajmujesz na co dzień.

Kuba: Siemanko! Wychowałem się i dorastałem w Warszawie. Wiele razy się przeprowadzałam, od kilku lat mieszkam na Saskiej Kępie i czuję, że tu jest moje miejsce. Na co dzień wraz z ziomalami współtworzę i prowadzę dwa barbershopy. Poza tym mam kilka innych zajawek i obowiązków, między innymi jest to zabawa z moim  psiakiem Biggiem. Generalnie doba jest dla mnie za krótka (szczególnie jak się lubi wieczorem obejrzeć film, odcinek czy cały sezon i później pospać).

S: A skąd pomysł na Ekipę Orange? Pytam, bo dla niektórych świat influencerki jest czymś naturalnym, a podglądając Cię czasem na Instagramie wcale nie zauważam parcia na szkło i chęci dzielenia się swoim życiem z obcymi.

K: To prawda, nie jestem urodzonym influencerem. Skąd pomysł na Ekipę? Hmm… Zbliżał się lockdown, ja pomyślałem, że warto zrobić coś dodatkowego, czasu mieliśmy wszyscy dużo, wiec czemu nie?! Lubię wyzwania, lubię robić coś nowego. Zawsze miałem awersję do zdjęć i filmów. Zawsze starałem się zrobić tak, żeby mnie na nich nie było widać. Miałem blokadę i wiedziałem, ze muszę ją pokonać, a jak inaczej się zmusić do pracy nad sobą niż zobowiązując się do czegoś? Mam wielu znajomych, którzy się tym zajmują, więc pogadaliśmy i skoro oni mogą to ja też! Nagrałem, wysłałem no i jak to mówię cyk pyk i się udało. 😀 Teraz walczę z każdym zdjęciem czy nagrywką, którą muszę zrobić (często po kilka godzin, bo jestem krytyczny) ale finalnie fajnie, że takie rzeczy powstają. 🙂 Mam nadzieję, ze wkrótce będzie mi to przychodziło dużo łatwiej.

Ważne aplikacje

S: Bardzo Cię rozumiem. Ja nie mam oporów jeśli chodzi o wrzucanie zdjęć (choć tu jestem bardzo krytyczna i generalnie ciężko ze mną zaakceptować do publikacji zdjęcia mnie ;-)). Ale już mówienie do ekranu to dla mnie zmora. W duecie? Proszę bardzo. Sama? No chyba nie. Jakieś to dla mnie głupie i nienaturalne. Także właśnie ustaliliśmy, że życie influencera nie jest dla mnie. 😉 To ja teraz wyciągnę na światło dzienne temat, dzięki któremu zapamiętałam właśnie Twoje zgłoszenie z dziesiątek innych. Jesteś fanem technologii, ale bardziej w ujęciu ich przydatności dla ludzi. Wiem na przykład, że to dzięki Twojej inwencji w pracy drzwi otwiera aplikacja. Ale w Twoim telefonie jest też inna aplikacja – ta bardzo ważna, która pozwala Ci kontrolować chorobę. I właśnie to zapamiętałam. Opowiesz nam o tym?

K: Taaak! Lubię jak coś jest użyteczne i przydatne. I tak, mam w telefonie aplikację, dzięki której można powiedzieć, że żyję. 🙂 Jest to system, który wraz z połączonym sensorem w moim ciele, pokazuje jaki mam aktualnie poziom glukozy w organizmie. Dzięki temu mam chorobę na stałe pod kontrolą i dużo łatwiej mi się funkcjonuje z cukrzycą. 🙂 Może to tez był jakiś podświadomy powód dołączenia do ekipy, bo chciałbym pokazać większej ilości osób z cukrzycą, ze są już odpowiednie narzędzia, dzięki którym ta choroba nie jest taka straszna, a przynajmniej łatwiej ją zrozumieć.

S: To ja zamawiam materiał edukacyjny na ten temat. Uwielbiam jak technologie działają dla dobra człowieka. Wracam do „informacji zasłyszanych”. 😉 Masz zajawkę na… buty. Ale nie chodzi o pasję zbieżną z moją, czyli „lubię mieć dużo butów”, tylko o buty w ujęciu nazwałabym to kolekcjonerskim. Unikalne egzemplarze, po które ustawiają się wirtualne albo te prawdziwe kolejki (tak, jest taki sklep w Warszawie, gdzie młodzież potrafi stać w kolejce przez całą noc, bo ma pojawić się „drop”). I ponieważ w rozmowie z każdym z Was uczę się czegoś nowego, to proszę wytłumacz o co właściwie chodzi. I czy w tych butach się chodzi czy tylko na nie patrzy (też mam takie buty, w których nie chodzę, ale to tylko dlatego, że się nie da np. ze względu na wysokość obcasa, czyli tzw. „buty -siedzisz i ładnie wyglądasz”)?

Buty Kuby

K: Ja tez lubię mieć dużo butów, bo ich nigdy za wiele. 😀 Buty to dla mnie jeden z kilku elementów, które mówią nam coś o człowieku. Nie mówię, że oceniam książki po okładce. Nie mam na myśli również tego, że buty muszą być drogie, ale to czy są zadbane, czy są czyste, jaki to rodzaj obuwia i do czego są założone, może nam wiele powiedzieć o danej osobie. Jako małolat oglądałem np. MTV Cribs, gdzie gwiazdy miały specjalne pokoje na swoje parki (na mecze kosza, czy koncerty) i już wtedy wiedziałem, że to jest coś, co mi się podoba. 😀 Zbierałem hajs i co jakiś czas kupowałem sobie wymarzoną parkę. Pamiętam, że jedną z moich pierwszych była chyba pierwsza lub druga reedycja Air Max 90 Laser Blue, potem jakieś Space Jam od Reeboka i poszło. Czasami się śmiali, bo miałam buty z kosmosu… Dalej mam buty z kosmosu, ale finalnie wyszło na moje. :DDD Niestety, wtedy nie wiedziałem, żeby te wszystkie buty trzymać, dziś miałbym fajna kolekcje… Teraz skupiam się bardziej na unikatowych parkach. Już Ci wyjaśniam na czym to mniej więcej polega. 🙂 Buty (jak w zasadzie większość produktów) można zrobić towarem ekskluzywnym i pożądanym. Wystarczy np. wypuścić ograniczona ilość par lub  stworzyć różnego rodzaju kolaboracje, czy to z firmami, ze sklepami czy znanymi osobami, więc im mniej tych butów powstało, tym bardziej unikatowe one są. Kiedyś zdobycie takiej parki było dużo trudniejsze, stąd kolejki pod sklepami, bo par było 5 na sklep a zainteresowanych np. 20 osób i jakoś trzeba było sobie poradzić. Samo środowisko było tez mniejsze – większość się znała i to stanie było też spędzaniem czasu z ziomkami. Teraz buty, również te sportowe,  są nieodzownym elementem mody, więc i zajawkowiczów jest więcej. Ja mam i takie w których chodzę i takie, na które tylko patrzę, ale nie ze względu na to, że są niewygodne, wygoda to bardzo ważna cecha dobrego buta. 😀

S: No i znaleźliśmy wspólny temat! Mieć dużo butów! Mi od lat przyświeca ta życiowa prawda – historia Kopciuszka wyraźnie udowodniła, że nowa para butów może odmienić Twoje życie. Dlatego nie mam zamiaru z tym (i ze swoim kompulsywnym kupowaniem) walczyć. 😉 W życiu trzeba mieć jakieś przyjemności. No ale pozostając w sferze zajawek. Ta druga, to ponoć muzyka. Tworzysz czy tylko słuchasz? A jak słuchasz to w jakich gatunkach się odnajdujesz najbardziej?

Muzyka

K: Niestety wciąż tylko słucham. Gdzieś tam mam w głowie, żeby zacząć coś robić w tym kierunku, ale póki co – ani nie mam na to weny, ani czasu. Chciałbym zacząć coś tworzyć, albo chociaż zrobić jakiegoś seta i zagrać znajomym na melanżu i mam nadzieje, ze niedługo przyjdzie okres w moim życiu, gdzie będę mógł zrealizować i to marzenie. Co do gatunków, to wychowałem się w kulturze hip hopu, graffiti, deskorolka itd., ale nigdy się nie zamykałem, więc w tym się najlepiej czuje. Słucham od jazzu przez pop, aż na cięższym rocku kończąc. Lubię elektroniczne brzmienia, lubię stare kawałki i w zasadzie słucham wszystkiego. POZA DISCO POLO, bo to wywołuje we mnie zażenowanie i momentalną zmianę nastroju. No i polskiego reggae, bo jakoś tez mi nie podchodzi.

S: Ja nie lubię chamstwa i… góralskiej muzyki. 😉 Ale masz rację – disco polo to są te zaklęte rewiry, w które staram się nie wchodzić. I do szewskiej pasji doprowadza mnie ilość kanałów z taką muzyką w moim pakiecie tv. Może dlatego rzadko biorę do ręki pilota.  A teraz coś o co lubię pytać – jedzenie. Ja uwielbiam jeść. Bardzo też lubię gotować i mam wrażenie, że nieźle mi to wychodzi, ale mój ulubiony posiłek to taki przy którym niczego nie muszę robić. 😉 A idealny weekend, to chodzenie z przyjaciółmi od restauracji do restauracji i jedzenie w dobrym towarzystwie przy fajnej rozmowie. Tu śniadanie, gdzieś indziej kawa, w następnym miejscu lunch. Miałam taką sobotę tego lata, kiedy chodząc między warszawskimi knajpami zrobiliśmy 16 km. Ale tych czasów już nie ma, niestety, choć mocno trzymam kciuki, żeby wróciły. Kuba, zakładając, że jutro otwierają restauracje – dokąd kierujesz swoje pierwsze kroki i co tam zamawiasz?

Jedzenie

K: Wjeżdżam do Cool Cat’a, wołam Kaftana i mowie “Ojciec! Ramen, Burger Kaftana, K-friesy i klasycznie na deser ciepły pączek bao z lodami matcha w polewie słony karmel miso. <3

S: O, i mamy kolejny punkt styku. Aż się dziwię, że w czasach „przed wielką zarazą” nigdy tam na siebie nie wpadliśmy. Ja uwielbiałam na Solcu niespiesznie celebrować śniadania. Muszę przyznać, że w ramach wspierania lokalnej gastronomii, to właśnie z tego miejsca chyba zamawiam najczęściej. Ja co prawda bez mięsa, ale ostatni burger wymyślony przez Red Lipstick Monster z halloumi i buraczanym chutneyem bardzo mi leży. Spędzałam z nim samotnego Sylwestra na covidowej izolacji i już zawsze będzie mi się z tym kojarzył. Nawet bez węchu mi smakował. 😉  A czego z czasów „przed wielką zarazą” brakuje Ci najbardziej?

K: Chyba Miłości. Ale tej na ul. Kredytowej. XD No i może newoncebaru, bo tam też często przesiadywałem. A tak serio, to brakuje mi spotkań z tymi wszystkimi ludźmi, tych rozmów, uśmiechów, tańców i wspólnej energii, wiec w sumie wracam do początku. Miłości i Newonce Baru. 😀

S: Jak już jesteśmy przy pandemii – czy i jak wpłynęła na Twoje życie? No i czy przyniosła też coś pozytywnego?

Pandemia

K: Oj bardzo! Myślę, że z każdej sytuacji warto coś wynieść pozytywnego. Kieruję się zasadą, że wszystko w życiu jest po coś. Każda sytuacja (czy to dla nas pozytywna czy negatywna) niesie za sobą jakieś konsekwencje. U mnie się powaliło prawie wszystko na początku pandemii, ale dzięki temu jestem teraz, gdzie jestem i dziękuję za to!!! Mam świetną pracę, w której się rozwijam i tworzę coś swojego, mam wspaniałych ludzi wokół  siebie, jestem w Ekipie Orange, mam najlepszego psa na świecie, jestem w miarę zdrowy, dużo śpiewam i dużo się uśmiecham. 😀 Mam wymieniać dalej? 😀

S: No to się cieszę. Sporo osób mówi o początkowej fazie doła i Żuławach Wiślanych (czytanych jako wstęp do depresji), ale że najczęściej był w tym happy end. Że mieli czas na przemyślenie i przewartościowanie życia. U mnie też plusy zdecydowanie przeważają minusy tej sytuacji. Pewnie, że brakuje mi ludzi i podróży, ale wierzę, że najgorsze za nami, a szczepionki będą przepustką do normalności. Czasem żałuję, że nie mieszkam w Konstancinie (chyba właśnie tam mieszka przeważająca część tzw. „uprzywilejowanej grupy, która nie musi czekać w kolejce”), bo pewnie byłabym już dawno po pierwszej dawce i za chwilę mogła planować wyjazd do Rio. Ale luz, kalkulator szczepień pokazuje mi wrzesień 2035 – szkoda, że akurat wtedy nie mogę, bo właśnie wypada mi wizyta u okulisty w ramach NFZ. 😉 No dobra, za nami przykro-śmieszny temat, więc teraz dla zmiany nastroju – powiedz mi o jakimś swoim zawodowym marzeniu? I czy jest coś, co kochasz/ lubisz robić i chciałbyś, żeby mogło Ci zacząć przynosić pieniądze?

K: Myślę że powoli zaczynam wchodzić na tą ścieżkę kariery, chciałbym nauczyć się więcej o tym jak być managerem, więcej o social mediach i rozwoju firmy w tej kwestii. Fajnie jakby się udało zacząć robić coś z tą muzyką i żeby kolejna zajawka przynosiła dochody. Nie ukrywam, że forma pracy jako influencer też mi się podoba, mam nadzieję, że tutaj też się rozwinę bardziej i zaczną się jakieś współprace, także zapraszam!! UWAGA AUTOREKLAMA XD Mam dużo pomysłów i marzeń, mam nadzieję, że życia wystarczy! 😀

Marzenia

S: To pozostając w marzeniach. Czy jest ktoś, kogo podziwiasz i marzyłbyś, żeby poznać, spotkać się, pogadać przy kawie? Kto by to był i dlaczego? Bartosz w jednym z poprzednich wywiadów tu powiedział, że dla niego takim kimś jest Elon Musk. Z kolei Michał zadeklarował, że nie ma i nigdy nie miał autorytetów w żadnym obszarze. A ja robiąc rachunek sumienia mogę wymienić pewnie z 50 osób (głównie ze świata mediów, filmu czy muzyki), ale w sumie ciężko byłoby mi wskazać tą jedną jedyną. Poza tym znani ludzie z reguły mnie peszą. Chociaż nie, chyba bardziej peszy mnie, że jak się z nimi rozmawia, to wszyscy się gapią i szepczą. To z kim przy stoliku chciałbyś prowokować tłum do szeptów?

K: Mam jakieś szczęście w życiu, że większość moich idoli, których chciałem bardzo poznać już poznałem i jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu znajomymi – oni inspirują mnie najbardziej!. Poza tymi powiedzmy osiąganymi, jest kilka autorytetów z którymi zamieniłbym niejedno zdanie, ale raczej nie wydarzy się to nigdy. Hmm… taką jedną z  najważniejszych osób, które mnie inspirują jest Jay-Z. Wychował się na ulicy, a mimo to osiągnął sukces na wielu płaszczyznach. Kid Cudi, Snoop, Rocky, Ab-Soul, Kendrick, Game z samego rapu mogę wymienić multum osób. Morgan Freeman, Samuel L. Jackson, Denzel Washington, Joe Pesci, Robert De Niro czy Anthony Hopkins i wielu innych aktorów, których uwielbiam, bo myślę, że byłaby to bardzo zabawna i interesująca rozmowa. Fascynuje mnie świat filmów i tego, jak to wszystko powstaje.  Mam dużo zajawek i z każdej z nich mógłbym wymienić kilka nazwisk. 😀 Ciężko jest się zdecydować na kogoś konkretnego. Poza tym uważam, że nawet z rozmowy z panią z warzywniaka możesz wynieść coś dobrego i ciekawego! Kwestia czego, gdzie i jak szukasz. 😀

S: Pytanie, które zadaję tu każdemu. Głównie z racji miejsca, w którym prowadzimy tę rozmowę, ale też z czystej ciekawości. Twój telefon marzeń to? I dodam, że ja, Ulka i Gerard chyba sobie jeden do spółki kupimy. Także uważaj o czym marzysz, bo telefon do podziału na czworo, to już przegięcie. 😉

K: Hmm… lubię mieć najnowszego iPhona, ale chyba już dawno nie jest to marzenie, więc nie odpowiem konkretnie na to pytanie. Kto mnie zna wie, że lubię złoto i świecidełka. Ostatnio przeglądając Instagram, trafiłem na moskiewską firmę specjalizującą się w tworzeniu swoich wersji iPhona (środek zostaje oryginalny, ale z zewnątrz robią custom), znalazłem tam ciekawy telefon i chciałbym mieć kiedyś tyle pieniędzy, żeby sobie kupić jakąś następną generację. Mianowicie, iPhone12 max pro, wykonany w całości ze złota no i koszt takiego telefonu to niecałe 148 tysięcy dolarów. Tak, tysięcy dolarów. XDD

S: Przekonałeś mnie! Niech Ulka z Gerardem kupią sobie normalnego na spółkę, a ja wchodzę z Tobą w ten złoty – z wiekiem coraz bardziej mi ze złotym do twarzy. Lubię jak się błyszczy! Dla mnie złoty, ale nie skromny! 😉 Jesteś człowiekiem, który planuje czy idzie na żywioł? Ja lepiej się czuję, kiedy mam wszystko pod kontrolą, ale ostatni rok pokazał mi, że najważniejsza jest zasada „make no plans”. 😉 Ciekawa jestem czy robisz na przykład postanowienia noworoczne? A jeśli tak, to czego Ci życzyć w tym 2021?

Co przed nim

K: To zależy czego dotyczy sprawa. 😀 Staram się planować jakieś rzeczy, na które mamy wpływ, ale idę też często na żywioł i myślę tylko o jeden krok do przodu. Więc np. jak gdzieś idę ze znajomymi to muszę znać chociaż mniej więcej cel do którego zmierzamy, ale to co się wydarzy podczas podróży zostawiam losowi 😀  Mam jakieś rzeczy, które chciałem ruszyć już wcześniej i postanowiłem już dawno, że podczas tej przerwy świątecznej odpocznę, zregeneruję się i od nowego roku ruszamy z nową energią i zaplanowanymi wcześniej rzeczami. Jeśli chcesz to nazwać postanowieniami noworocznymi to śmiało! A czego mi życzyć? Hmm… żebym miał czas i czytał więcej książek, wytrwałości i realizacji celów, zdrówka i może prawdziwej miłości, bo resztę mam albo sobie ogarnę. :DD

S: To mocno trzymam kciuki i już widzę ten casting na Twoją miłość życia w naszych mediach społecznościowych. Pozwólmy naszym followersom wybrać kto naprawdę do Ciebie pasuje! 😉 Bardzo serdecznie dziękuję za naszą rozmowę. 🙂

K: Dziękuję również, całuję i pozdrawiam <3

A Wam czytelnicy zdradzę, że była to już ostatnia rozmowa z tej serii, bo… skończyli mi się rozmówcy w Ekipie Orange. 😉 Ale jeśli podobają Wam się takie rozmowy, to może macie sugestie kogo dla Was przesłuchać? Piszcie w komentarzach i wielkie dzięki, że tu jesteście i dotrwaliście do końca.

 

Udostępnij: Ekipa Orange z bliska – poznajcie Kubę

Reklama

Ekipa Orange z bliska – poznajcie Gerarda

4 stycznia 2021

Ekipa Orange z bliska – poznajcie Gerarda

Dzień dobry wszystkim w nowym roku! No i witam Was w naszym cyklu już po raz czwarty. Znów będzie długo (to chyba efekt pandemii, że lubię tak sobie porozwlekać rozmowy z ludźmi), więc jeśli kogoś znudziły poprzednie trzy, w których przybliżałam Wam Ulkę, Michała i Bartosza, to tutaj szybko streszczę. 😉 Dziś będę rozmawiać z Gerardem Głowackim, który jest jednym z pięciu członków Ekipy Orange, a ten cykl ma na celu przybliżenie Wam osób wchodzących w jej skład. Gerard jest z nami od tego roku. Jego zajawką są zdjęcia i zabawa nimi. Trafił do nas przez casting. Jego pasja wydała nam się atutem, a pokazał ją w filmie zgłoszeniowym w taki sposób, że jako jury nie mieliśmy wątpliwości, że to właśnie jego szukamy. Przez pandemię dane mi było zobaczyć go na żywo tylko dwa razy (tym bardziej, że jako jedyny z Ekipy jest spoza Warszawy), więc tymi pytaniami również planuję się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Ale oczywiście, żeby nie było, to trochę sobie w ramach researchu przed wywiadem poplotkowałam o nim ze wspólnymi znajomymi. Ale dość wstępu i czas na pytania.

Oryginalne imiona

Stella: Gerard, zacznę od rzeczy, która mnie zaciekawiła, bo jak ja jesteś posiadaczem niestandardowego imienia (a przynajmniej ja je spotykam drugi raz w życiu). Moje wzięło się z bardzo pokręconej historii – tato czytał właśnie rosyjską powieść science-fiction, gdzie główna bohaterka przybyła na ziemię z jakiejś odległej galaktyki. Miała na imię Gianeja i tato bardzo chciał mnie tak nazwać. Na moje szczęście były to czasy, kiedy Urząd Stanu Cywilnego miał zamkniętą listę imion i nie było na niej właśnie tego. Zatem tato przewertował listę dostępnych imion i znalazł to najdziwniejsze jego zdaniem i tak oto jestem Gwiazdą (po łacinie Stella) i z imienia i z charakteru. 😉 Choć nie ukrywam, że czuję się też lekko kosmitką Gianeją. 😉 A skąd Twoje imię?

Gerard: Jak najbardziej zgadzam się, że jesteś Gwiazdą z imienia i charakteru, super! Moje imię z kolei to Mama odkryła w swoich ulubionych filmach. Miała całą listę, które jej się podobały, ale finalnie to Gerard Butler i Gérard Depardieu skradli jej serce. To właśnie dzięki nim zawdzięczam oryginalne imię. Bardzo często kiedy się komuś przedstawiam, ludzie mylą mnie z Geraldem z Wiedźmina, ale to zupełnie inne imię! ?A osobiście znam tylko jednego Gerarda.

S: Ja osobiście nie znam żadnej Stelli. A szkoda. Jeśli jakaś nas czyta, to zapraszam do kontaktu – czeka prezent niespodzianka. 🙂 Co do imienia, które najczęściej dostaję, kiedy ktoś zapomniał jak brzmi oryginalne, to jest to zdecydowanie Sylwia. A już permanentnie nazwisko przerabiają mi na Widawska (aż kiedyś wyszukałam, że jest aktorka o takim nazwisku, więc może to stąd). Ale dlaczego Sylwia, to pojęcia nie mam. To teraz standardowe pytanie na rozgrzewkę. Zaznaczyłam już we wstępie, że jesteś spoza Warszawy. To skąd jesteś i czym się na co dzień zajmujesz?

Życie na co dzień

G: Jestem rodowitym Kujawiakiem! Wychowałem się w małej miejscowości nieopodal Włocławka. Moim drugim domem jest zaś miasto, gdzie w południe trykają się koziołki (dla nie wtajemniczonych Poznań). ? Przyjechałem na studia i tak już jakoś zostałem. Właśnie sobie uświadomiłem, że we wrześniu stuknęło 10 lat! Jak ten czas leci! To tutaj moje życie nabrało tempa. Pierwsze sukcesy (porażki też, żeby nie było), poważna praca, grono przyjaciół, najróżniejszych kontaktów oraz życiowa miłość – Żona (pozdrawiam serdecznie!). Na co dzień pracuję w agencji 360, gdzie tworzymy ciekawe i kreatywne rzeczy dla fajnych marek. A po godzinie 17.00 łapię za swój equipment, trzaskam fotki i montuję filmy. Lubię nieszablonowe podejście, zabawę perspektywą i maskami. Może nagramy coś cool&crunchy?

S: Ja to się przy Was ciągle uczę (kolejne pojęcie do wpisania w Google). 😉 Sprawdzę co to i dam znać. A Żonę też pozdrawiam! 🙂 Ale idźmy dalej. Wiem (z tych ploteczek ze wspólnymi znajomymi, którzy uspokajam mówią o Tobie w samych superlatywach), że kochasz zwierzęta. Czyli już drugi wspólny temat, jaki ze sobą mamy. Co prawda nie mogę mieć kota (mam na nie silną alergię), ale miałam już psy, burunduka, szczury, myszki, chomiki, żółwia, a nawet patyczaka i… kaczkę. 😉 Marzyłam o jeżu, ale doczytałam, że są aktywne w nocy, a ja jednak lubię w nocy sypiać, a nie wsłuchiwać się w odgłosy z domu. Poza tym dość niechlujnie jedzą (wiem, dziwactwo, ale przeszkadzałoby mi to mlaskanie). No i fantazjuję czasem, że mam swój ul, ale przepisy nie bardzo pozwalają mi go w mieście założyć. Poproszę o Twój zwierzęcy rachunek sumienia. 🙂

Zwierzęcy rachunek sumienia

G: Racja! Zwierzaki są mega! Jako dziecko oczywiście miałem chomika i papużki nierozłączki, w późniejszym wieku pojawiły się też koszatniczki i szczurki. Obecnie posiadamy 2 psy i 2 koty – tak, mogą żyć razem! Stanowią kwartet doskonały, razem śpią i się bawią, a gdy wracam do domu, to zawsze już pod drzwiami czekają. To bardzo miłe! Darzą mnie bezwarunkową miłością i ciepłem. Wiadomo, to także obowiązek – codzienne spacery, wizyty u weterynarza, odpowiednie karmienie i suplementacja, ale warto! W wolnym czasie staram się również pomagać innym zwierzakom, wspieram przeróżne zbiórki i schroniska. Pamiętajcie, że dobro wraca! Zachęcam gorąco do pomocy, szczególnie teraz kiedy noce są mroźne.

S: To ja się przyłączam do apelu Gerarda. Chyba nic nie łamie mi serca tak, jak zdjęcie psa po kontakcie z nieodpowiednim człowiekiem. Tym bardziej, że zwierzę nie ma się jak  poskarżyć. A swojego pana kocha bezwarunkowo, nawet jeśli miska regularnie pusta, to i tak szaleje ze szczęścia, że wrócił do domu. Ja w pewnym momencie swojej miłości do zwierząt zrozumiałam, że nie mogę ich jeść. Że one też mają uczucia. Że się panicznie boją jadąc do rzeźni. A mamy cielaczka strasznie cierpią, jak zabiera im się dzieci. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, to mięsny obiad był obiadem zarezerwowanym na weekend, takim odświętnym. A potem nagle zaczęliśmy jeść to mięso na każdy posiłek, już nie wspomnę ile się go marnuje. A ja nie chcę, żeby jakaś istota oddawała dla mnie życie, bo ja potrzebuję zjeść steka. Niestety nie umiem się oduczyć kupowania skórzanych torebek i butów. O ile niejedzenie mięsa jest zdrowe, to już chodzenie w plastikowych butach mniej. Tak, wiem, to swego rodzaju brak konsekwencji, ale pracuję nad tym. A jak z tymi tematami u Ciebie?

G: Ten temat budzi wiele kontrowersji. Jedni powiedzą, że musimy jeść mięso, bo przecież od wieków tak było i cieszyliśmy się zdrowiem, a drudzy wręcz przeciwnie. Jesteśmy rozwiniętą cywilizacją, mamy wybór i możemy zastąpić mięso (źródło białka) na przeróżne sposoby – jak chociażby soję, soczewicę, fasolę czy tofu. Próbowałem substytutów i muszę przyznać, że dobrze przyprawione naprawdę robi robotę! Wybór należy do nas. Osobiście lubię mięso, ale staram się je coraz bardziej ograniczać. Nie znoszę marnowania żywności i ogólnego konsumpcjonizmu. Póki co, całkowicie zrezygnowałem z mleka krowiego na rzecz roślinnego – ryżowego, sojowego i kokosowego. Myślę, że długo nam zajmie uzyskanie równowagi pomiędzy spokojem sumienia, a napędzaniem gospodarki.

S: Ja do napojów roślinnych nie umiem się przekonać. W owsiance wszystkie jakoś pasują, ale pokaż mi takie, które w kawie daje radę. No ale kolejne pytanie. Wiem, że jak Michał lubisz podróże. Z tych bliskich słyszałam, że ciągnie Cię w Bieszczady. Ja je kocham oglądać w kilku serialach, ale obsesyjnie boję się ciszy odludzia i odgłosów ciemnego lasu. Nie zasnęłabym mając za oknem ciemną ścianę drzew. Bo wiesz – w ciemności czai się zło. 😉 A już gdybym była wtedy sama w domu, to (dobra, miałam się choć raz nie rozgadywać i oddać pole swojemu rozmówcy, ale tu muszę, bo będzie śmiesznie) moja recepta na strach jest taka: zapalasz światła w całym domu i otwierasz wszystkie drzwi (w sensie poza wejściowymi) i leżysz pod kołdrą tak, żeby nie wystawały spod niej stopy. No i generalnie chodzisz sprawdzić każdy podejrzany odgłos. Bo może na przykład to dziwne skrzypienie z sąsiedniego pokoju, to odgłos pocierania o szybę siekierą przez jakiegoś niebezpiecznego psychopatę, który właśnie uciekł z Tworek. 😉 Tak kończy człowiek, który w swoim życiu przeczytał za dużo książek z kategorii Nordic Noir. Ale wracając z moich strachów do Twoich Bieszczad. Co Cię tam ciągnie? I gdzie można Cię spotkać?

Podróże

G: O tak, podróże to moja odskocznia od betonowej dżungli. Wielu z nas tego nie docenia lub nie zdaje sobie sprawy, ale Polska ma wiele do zaoferowania pod względem turystycznym. Bo który kraj może pochwalić się morzem, górami i jeziorami? A to wszystko w zasięgu ręki. Zdecydowanie preferuję aktywny wypoczynek, zamiast leżingu i smażingu wybieram góry! Tam odnajduję ciszę, spokój, połączenie z naturą, dobrą pomidorówkę w schronisku, regionalne trunki, przepiękne widoki oraz fotograficzne kadry. W Bieszczadach można mnie spotkać na Połoninach, gryzącego źdźbło trawy, z plecakiem pod głową. A jak zobaczycie gościa z kamerką na kijku, dziwnie się zachowującego, który wskakuje w krzaki, turla się po trawie lub wykonuje serię podskoków – to pewnie ja :D. I choć czas dojazdu może niektórych nie zachęcać, zapewniam że drogi są w super stanie i można tam szybko dotrzeć. Z Poznania praktycznie do samego Rzeszowa jest ekspersówka, a potem autostrada. W Bieszczady wyruszam przede wszystkim po tak zwany bieszczadzki klimat. Długie wędrówki po grzbietach gór, kultowe schroniska (ostatnio coraz częściej niestety zamknięte lub remontowane), alpejskie murawy, trójstyk Polski, Ukrainy i Słowacji, niepewność spotkania niedźwiedzia i regionalne potrawy. To kwintesencja regionu! Jedyną rzeczą, której brakuje mi do szczęścia jest zezwolenie na wprowadzanie psiaków do Bieszczadzkiego Parku Narodowego, który obejmuje większość urokliwych szlaków.

S: No i otworzyłeś w mojej głowie hasłem „spotkanie z niedźwiedziem” szufladkę numer 48 z anegdotą. 😉 Lato, upał, mała wioska pod Wałbrzychem i kilka dni urlopu. Postanawiam, że skoro buty i strój do biegania od roku leżą z metką w szafie (kupione kiedyś w szale noworocznych postanowień), to to jest ten czas, żeby pokazać im, że „żyję i poróbmy coś razem”. No to jestem sama na jakiejś wiejskiej dróżce – ule, pole, las – i nagle słyszę odgłos łamanych gałęzi. Tak sobie podnoszę wzrok, przekonana, że oto ktoś przyszedł docenić jak ładnie dobrałam kolor nowych legginsów do nowych biegających butów, a tu… niedźwiedź. Popatrzyliśmy sobie w oczy z odległości maks 5 metrów. Powiem Ci tylko, że chyba podczas pierwszego biegania w życiu pobiłam rekord Usaina Bolta. Niestety nie miałam czasu odpalić żadnej apki, która by to zmierzyła. 😉 Podsumowując – nie biegam, bo mam złe wspomnienia. A butom czasem mówię, że jeszcze kiedyś wyjdą z pudła. 😉 Ale, do brzegu. Jak podróże, to nie tylko te małe, ale i duże (człowiek nawet nie czuje, jak mu się rymuje). Słyszałam, że marzenie, to Islandia. Uwielbiam taki islandzki serial na Netflix „W pułapce” – piękne, księżycowe wręcz krajobrazy, ale od samego patrzenia robi mi się zimno. Dla równowagi gorąco robi mi się, kiedy koleżanka, która tam właśnie mieszka, komunikuje mi ceny. Nie mogę czasem uwierzyć, że ci ludzie z mojego serialu, co mieszkają w małych drewnianych domkach i na co dzień wypasają owce, płacą za paczkę papierosów 60 zł. Co jest takiego w tej Islandii?

G: Udało mi się liznąć trochę świata, połowę Europy i USA, ale nigdzie nie dostrzegłem takich widoków, jakie można spotkać na Islandii. Marzę o zorzy polarnej z prawdziwego zdarzenia (choć przy odrobienie szczęścia i w Polsce można ją zobaczyć). W lewej dłoni kubek kawy, w prawej aparat i zaczynamy ucztę dla zmysłów, dopóki stopy nie odmarzną – wiadomo! Tam zniewalająca natura otacza przechodniów praktycznie na każdym kroku. Z dala od korków, zatłoczonych ulic i reklam na każdym rogu. Bajka! A jeśli będę miał ochotę podczas wędrówki rozłożyć się na mięciutkim niczym puch mchu – zrobię to bez zawahania! Ponoć niektóre warstwy osiągają grubość kilku metrów! A ponadto zapach siarki, gorące źródła, krystaliczne powietrze oraz miękka woda. To mój najbliższy plan na tripa! A i zapomniałbym o selfie z maskonurem!

Złote Myśli

S: Ja marzę o selfie z wombatem. Mam to na liście marzeń. Także trzymam kciuki i za Twoje i moje selfie. 🙂 To teraz taka kategoria, którą ja bardzo lubię, czyli tak zwane „Złote Myśli”, które w czasach mojej podstawówki puszczało się wpisane w zeszyt w obieg wśród kolegów z klasy, żeby się czegoś więcej o nich dowiedzieć. Ulubiony kolor, muzyka i potrawa, to?

G: Czarny. Rock. Wszystko do czego mogę dodać sos habanero!

S: Idźmy dalej. Jakie jest Twoje największe zawodowe marzenie?

G: Chciałbym przede wszystkim, aby moja pasja była moją pracą, a co za tym idzie źródłem podstawowego dochodu. Kręcić się wokół swojej największej zajawki, zdobywać doświadczenie, rozszerzać siatkę kontaktów, a przy okazji dobrze się przy tym bawić. Dodatkowo marzy mi się udział w reklamach oraz fajne studio, wyzwania z kosmosu i kreatywne projekty. Może kiedyś…

S: A prywatne? O ile chcesz się tu z nami nim podzielić.

G: Przytulny dom z dużym ogrodem, który stałby się tymczasowym miejscem pobytu uratowanych zwierzaków. Boisko do koszykówki na podjeździe i czarny Shelby GT500 z ’67 w garażu. Ostatnia rzecz, to powrót do Stanów Zjednoczonych, gdzie zjadę je wzdłuż i w szerz, ale tym razem z moimi pieskami. ?

S: Pytanie, które bardzo lubię, bo zbieram te przemyślenia od wszystkich. Chodzi mi o inny czas, czas „wielkiej zarazy”, jakiego właśnie doświadczamy. Dla wielu był hamulcem, w życie innych wniósł spokój i przemyślenia, a nawet spore zmiany. Ja mam i takie i takie doświadczenia – i te złe i te dobre. A jak było/ jest u Ciebie?

Czas wielkiej zarazy

G: U mnie poza przejściem na home office wiele się nie zmieniło. Pracuję normalnie, chodzę na spacery z psami, robię zakupy – tylko w maseczce. I podobnie jak Michał, żałuję że siłownie są zamknięte. Totalny absurd. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że świat znajdzie się w takiej sytuacji, kazałbym się puknąć w czoło. A jednak. Gdy w Poznaniu jeździł wóz z komunikatem „Uwaga, mamy stan pandemii. Zostań w domu.”, a ulice były zupełnie puste, czułem wewnętrzy niepokój, jak nigdy dotąd. Stan ten trwa już tak długo, a ja odnoszę wrażenie, że nauczyliśmy się z tym żyć. W niektórych krajach maseczki nosi się na co dzień, a my powoli już to tego przywykamy. Zupełnie jakby się zakładało czapkę na chłodne dni. Obecna sytuacja rodzi wiele paradoksów i niedomówień w naszym kraju. Mimo to, trzymam mocno kciuki za jak najszybszy powrót do „normalnego życia”.

S: Mi już tak te maseczki utrwaliły się w głowie, że oglądam serial („Od nowa” z Nicole Kidman na HBO. Fabuła może taka sobie, ale za to Nicole ma taką sukienkę na przyjęciu w pierwszym odcinku, że trafia ona tuż koło wombata na moją listę marzeń). I tam dużo scen z pełnej sali sądowej, a ja myślę „Halo, dlaczego państwo tak blisko siebie siedzą i oddychają jednym powietrzem, bez maseczki?”. A teraz pytanie, które z racji miejsca, w którym rozmawiamy zadaję każdemu – Twój telefon marzeń to?

G: A no jest taki, jest. Mój wybranek to iPhone 12 Pro 128GB Graphite. Ekosystemu Apple nie zmienię za żadne skarby! <3

S: Witamy Cię z Ulką w naszym ekskluzywnym klubie marzycieli. 😉 Kupmy sobie jeden na spółkę i będziemy się wymieniać co trzeci tydzień. 😉 Już nawet kolor Graphite przeżyję. A jaką książkę teraz czytasz?

G: Szczerze to jakoś nigdy nie przepadałem za tradycyjnymi książkami. Co nie oznacza, że nie lubię czytać! Spełniam się w tej dziedzinie w formie elektronicznej. Fora dyskusyjne, ebooki, poradniki PDF i przeróżne tutoriale. Wszystko oczywiście związane z podróżami lub sekcją foto/video.

S: Ja zawsze czytałam dużo, a od marca (efekt pandemii?) mam zakolejkowanych na szafce przy łóżku już 16 książek i nie przeczytałam ani jednej. To jeszcze na koniec – jakieś postanowienia noworoczne albo lista „to do” na 2021?

G: Rozwój filmowy i fotograficzny, Islandia i objazdówka po Bałkanach. Remont kuchni w mieszkaniu i może jakieś poszukiwania wymarzonego domu?

S: O, objazdówka po Bałkanach już za mną. Trochę inny świat, ale wart zobaczenia. Gerard, bardzo Ci dziękuję za czas i rozmowę. A cierpliwym czytelnikom za dotrwanie do tego miejsca. Jeśli macie pytania do Gerarda, to tradycyjnie piszcie pod spodem, w komentarzach. Obiecuję przekazać i Wam odpowiedzieć. A za tydzień piąta i ostatnia już rozmowa – z Kubą. Zapraszam i do przeczytania! 🙂

Udostępnij: Ekipa Orange z bliska – poznajcie Gerarda

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej