Odpowiedzialny biznes

Nasze serca zostały w Ukrainie

27 października 2022

Nasze serca zostały w Ukrainie

W Polsce czują się jak w drugim domu, ale marzą by wrócić do Chersonia. Wierzą, że odbudują swoje miasto, jak my kiedyś Warszawę. Trzy nauczycielki – Ludmiła, Sasha i Tatiana uczyły ukraińskie dzieci w naszym ośrodku w Serocku. – Zżyłyśmy się z nimi, ale pomagaliśmy sobie nawzajem – mówią.

Przyjechały do Polski w lutym. Ich miasto zaatakowali Rosjanie. Musiały uciekać. Zamieszkały na warszawskiej Pradze. Właściciel mieszkania pozwolił korzystać z niego za darmo. Szepnął też dobre słowo koledze pracującemu w Orange, że nauczycielki mogą przydać się w ośrodku w Serocku, w którym gościliśmy kilkaset kobiet i dzieci z Ukrainy. To był dobry pomysł. Zaopiekowała się nimi również Fundacja Orange.

Nauczycielki z Serocka

W ośrodku dziewczyny nie prowadziły standardowych zajęć. Skupiły się na korepetycjach z informatyki, angielskiego i historii. Nie było innej możliwości, ze względu na różnice w wieku i poziomu wiedzy dzieci. Do Serocka przyjeżdżały dwa razy w tygodniu.

Doradzały też Fundacji w zakresie integracji społecznej i edukacji, w tym edukacji międzykulturowej dzieci i młodzieży. To miało ogromne znaczenie w kontekście przyjazdu do Polski tysięcy uczniów i uczennic z Ukrainy.

Korepetycje z informatyki, angielskiego i historii

– Najlepiej wiedziały, jak podejść do dzieci. Daliśmy im dużą swobodę – mówi Krzysztof Kosiński z Fundacji Orange. – Mogły prowadzić zajęcia i pomagać nam według swojej wiedzy oraz doświadczenia. Chodziło o to, żeby najlepiej odpowiadały na potrzeby przyjaciół z Ukrainy.

Misja ośrodka w Serocku właśnie się skończyła. Większość gości wróciła do ojczyzny lub znalazła inne miejsce do życia w Polsce. Ponad 90 osób przeniosło się do Łodzi, gdzie w udostępnionym i przygotowanym przez Orange budynku zaopiekuje się nimi Fundacja Leny Grochowskiej. Nauczycielki będą tam dojeżdżać, tak samo jak do Serocka.

Praca pomagała żyć

Z Ludmiłą, Sashą i Tatianą pierwszy raz spotkałem pół roku temu. Poznałem ich historie i opisałem na blogu. Byłem ciekawy jak sobie poradziły.

– Uczymy się polskiego, dużo już rozumiemy, ale wygodniej będzie porozmawiać z pomocą Olgi – śmieje się Sasha. (Olga Kulyna to Ukrainka mieszkająca od 16 lat w Polsce, nauczycielka i tłumaczka, która także wspiera działania Fundacji). – Praca pomogła mi nie myśleć cały czas o tym, co dzieje się w Ukrainie – dodaje Sasha. – Wszystkie czułyśmy się w Polsce bezpieczne i akceptowane. Jesteśmy za to ogromnie wdzięczne.  

Praca pomogła mi nie myśleć o tym, co dzieje się w Ukrainie – mówi Sasha

Dziewczyny zgodnie mówią, że obawiały się, czy sobie poradzą w Serocku. – Szybko przekonałyśmy się, że nie chodzi tylko o nauczanie. Byłyśmy nauczycielkami, ale też po trochu psycholożkami – wspomina Tania. – Dzieci opowiadały nam swoje historie i potrzebowały, żeby je po prostu wysłuchać. Z perspektywy czasu uważam, że dużo z nimi rozmawiając pomagaliśmy sobie nawzajem. Ucząc się nie myśleliśmy o wojnie. Mieliśmy spokój.

– Miałam w sobie duże poczucie odpowiedzialności – dopowiada Ludmiła. – Rzuciłam się w wir pracy, żeby korepetycje zawsze były perfekcyjnie przygotowane. Byłam zaskoczona, że dzieci nawet latem chętnie się uczyły. Zwierzały się, a potem pytały, co słychać u mnie i mojej rodziny. Czy wszyscy bezpieczni. Mocno się wszyscy zżyliśmy. Było nam smutno, kiedy ktoś wyjeżdżał z ośrodka i wracał na Ukrainę. Chociaż tak naprawdę powinniśmy się cieszyć.

– W pamięci został mi ogromny stres i zaszczyt, że a naszej lekcji w Serocku była Pierwsza Dama, pani Agata Kornhauser-Duda. Wiem, że też była nauczycielką – wspomina Sasha.

Wizyta Pierwszej Damy Agaty Kornhauser-Dudy w Serocku

Wrócić do pracy w Chersoniu 

Chociaż Polska bardzo im się podoba nie planują, aby zostać u nas na stałe. Z drugiej strony zdają sobie sprawę, że upłynie jeszcze sporo czasu kiedy będą mogły wrócić bezpiecznie do domu. W tej chwili to niemożliwe.

– Moje serce jest w Ukrainie. Chcę wrócić do siebie, do szkoły i opowiedzieć uczniom jak było w Polsce. Jak nam pomogliście – mówi Tania. – Wiem, że przed nami długa droga. Wierzę jednak, że miasto pozostanie ukraińskie i je odbudujemy. Tak samo jak wy Warszawę.

– Wojna brutalnie nauczyła mnie nic nie planować. Marzę, aby czuć się bezpiecznie w mojej ojczyźnie i móc pracować. Nauczyciele historii na okupowanych terenach są represjonowani przez Rosjan. Wojna nas wszystkich zbliżyła i zjednoczyła – mówi Sasha.

Praca była ważna, bo pozwalała dziewczynom normalniej funkcjonować. Cieszyć się życiem na ile było to możliwe w tych okolicznościach.

Sasha: Dla mnie czas zatrzymał się w Żelazowej Woli, gdzie byłam z polską rodziną. Usłyszałam muzykę Fryderyka Chopina i poczułam się tak spokojna i zrelaksowana.

Tania: Do końca życia zapamiętam wizytę prezydenta Joe Bidena w Warszawie i to, że mogłam go zobaczyć na żywo.

Ludmiła: Często wychodziłam na spacery. Byłam na wycieczce w Krakowie. Zaczęłam bardziej doceniać piękno wokół mnie.

Udostępnij: Nasze serca zostały w Ukrainie

Odpowiedzialny biznes

Matka wariatka od wolontariatu

2 września 2022

Matka wariatka od wolontariatu

Ostrzegał córkę, że w życiu nie ma nic za darmo, ale nauczył bezinteresownego pomagania. Teraz dzięki niej pacjenci na chemioterapiach mają lepsze warunki na oddziale, a młode matki dostają wsparcie. Kiedy przybyli uchodźcy z Ukrainy, była jedną z pierwszych, która organizowała pomoc.

Aleksandra Kolęda-Lewandowska sprzedaje usługi dużym firmom we Włocławku. Umawiamy się przez Skype między kolejnymi spotkaniami z klientami. Uśmiechnięta i bezpośrednia. Nie muszę długo zagajać, żeby opowiedziała o byciu wolontariuszką.

Zaszczepienie po wojskowemu

– Mój tata był ważnym wojskowym i co roku na imieniny w domu lądowała masa prezentów. Taki klimat – zaczyna. – Wtedy mówił, abym wybrała sobie jeden prezent, a resztę rozdamy ludziom, którzy bardziej ich potrzebują. Nauczyłam się dzielenia tym, co mamy bez poczucia straty. Uważam, że na to kim jesteśmy wpływają nasze doświadczenia i wychowanie.

Tata Oli zabierał ją ze sobą, kiedy pomagał. Wspierał dzieci i dorosłych. – Pamiętam też akcję uwalniania łabędzi z lodu, kiedy zamarzła Wisła. Skrzyknął mnóstwo ludzi. Pracowali wiele godzin. W ten sposób zaszczepił we mnie wolontariat – przekonuje.

Prawdziwe pomaganie zaczęło się po urodzeniu pierwszego dziecka – 7 lat temu. – Zauważyłam, że wiele matek ma kłopoty nawet z podstawowymi rzeczami. Dlatego założyłam na Facebooku grupę „Matki wariatki”. Koordynowałam pomoc dziewczynom, które gorzej sobie radzą. Chodzi nie tylko o darmowe pieluchy, wózki czy ubranka, ale pomoc psychologiczną, czy zwykłą możliwość pogadania.

Grupa działa do dziś i ma 11 tys. członków. To największy taki profil pomocowy dla matek w regionie.

Telewizor na chemioterapii

Kiedyś w salonie Orange wpadł jej w ręce poradnik o bezpiecznym korzystaniu z internetu. – Moje dziecko akurat szło do przedszkola i pomyślałam, aby… prowadzić dla najmłodszych zajęcia na ten temat. Najpierw w przedszkolach, potem w szkołach.

O kolejnych akcjach wolontariackich znów zdecydowały własne doświadczenia Oli, chociaż pewnie tego nie chciała. – Trafiłam na chemioterapię. Czekaliśmy na swoją kolej patrząc w sufit. To specyficzne miejsce, ale nie musi być aż tak przygnębiające. Postanowiłam to zmienić – mówi.

Zebrała grupę wolontariuszy i wystąpiła o grant z Fundacji Orange. Chciała odnowić pomieszczenia i kupić telewizory. Niestety nie doczytała zasad i pieniędzy nie dostała. Nie poddała się. – Założyłam zrzutkę w internecie. Uruchomiłam kontakty. Odzew pozytywnie mnie zaskoczył. Dobro wraca – mówi.

Za zebrane pieniądze na onkologii pojawiły się dwa telewizory i „stoliczek”. – To stół, na którym pacjenci mają bezpłatne soki i napoje z witaminami. Regeneracja i prawidłowe odżywianie są ważne podczas przyjmowania chemii.

Potrzeby w takich miejscach są ogromne. Dlatego ucieszyła się, że ostatecznie grant „przeszedł”. Kupiła kilkaset specjalnych kocy jednorazowych. – Podczas chemii raz jest nam ciepło, raz zimno. Z kocami łatwiej. To był czas pandemii Covid-19, wszystko musiało być jednorazowe i „schodziło” błyskawicznie.

„Ładowarka” integruje

Pierwsi uchodźcy z Ukrainy pojawili się we Włocławku pod koniec lutego. Ola długo się nie zastanawiała. Współorganizowała zbiórki. – Ludzie przyjeżdżali z jedną torbą w ręku. Nie mieli nic – wspomina. – Zbieraliśmy dla nich najbardziej niezbędne rzeczy i kupowaliśmy jedzenie.

Fundacja „Ładowarka” od dawna prowadzi w mieście świetlicę, gdzie można przyjść, napić się darmowej kawy, coś zjeść, posłuchać muzyki i uczestniczyć w różnych zajęciach. Powstała z myślą o biedniejszych mieszkańcach. Zaczęli się w niej pojawiać też nasi goście z Ukrainy.

– I tak urodził się pomysł, aby wystąpić o duży grant z Fundacji Orange – 40 tys. zł i zorganizować kompleksową pomoc wspólnie z „Ładowarką”. Tym razem wszystko doczytałam i wypełniłam poprawnie – śmieje się Ola. – Teraz organizujemy nie tylko doraźną pomoc, ale wspieramy w znalezieniu pracy, mieszkania i udzielamy porad prawnych.

Ważnym aspektem są działania integracyjne. – Przygotowaliśmy warsztaty dla dzieci, koncerty, a nawet kino plenerowe. Kryzys humanitarny potrwa jeszcze długo. Działania mamy rozpisane do końca września – kończy.      

***

Spotkanie z Aleksandrą Kolędą-Lewandowską jest kolejnym odcinkiem cyklu, w którym przybliżamy wolontariuszki i wolontariuszy Orange Polska, zaangażowanych m.in. w pomoc naszym przyjaciołom z Ukrainy. Tutaj znajdziecie ich sylwetki: Ani Grodeckiej, Renaty Niezabitowskiej – Gerard, Janusza Osiadły, Kasi Barys, Cezariusza Banaszka, Grzegorza Wejkucia, Martę Sas-Witko, Piotra Karni i Michała Ślempa.

Prawie 1 000 pracowników Orange Polska wspiera ponad 130 różnych inicjatyw m.in. dzięki grantom ufundowanym przez Fundację Orange. Aktualnie Fundacja Orange przyznała kolejnych 12 grantów w wysokości od 20 tys. do 50 tys. zł na długofalową współpracę wolontariuszy i organizacji pozarządowych. Chodzi o wsparcie inicjatyw na rzecz integracji społecznej wokół kryzysu humanitarnego.

Udostępnij: Matka wariatka od wolontariatu

Oferta

Przedłużamy specjalną ofertę dla obywateli Ukrainy

31 sierpnia 2022

Przedłużamy specjalną ofertę dla obywateli Ukrainy

Pamiętamy, że u naszych sąsiadów trwa wojna. Wiele osób z Ukrainy wciąż dzwoni do rodzin i znajomych. W sieci Orange ponad trzydziestokrotnie wzrosła liczba połączeń z Polski do Ukrainy, porównując do czasów sprzed wybuchu wojny. Dlatego do końca roku przedłużamy ofertę przygotowaną specjalnie dla przyjaciół z Ukrainy.

Przypominamy, że chodzi o ofertę, w której są:

  • Niższe ceny rozmów do Ukrainy – 29 gr za minutę połączenia wykonywanych z telefonów komórkowych Orange i nju na ukraińskie numery stacjonarne i komórkowe. Chodzi zarówno o oferty na kartę, jak i abonament dla klientów indywidualnych i biznesowych.
  • Pakiet 5 GB na internet dla osób, które przebywają na terenie Ukrainy. Dotyczy to ofert na abonament w Orange, także biznesowych.
  • Niższe opłaty za transmisję danych w roamingu na terenie Ukrainy dla użytkowników usług na kartę.

Nadal rozdajemy darmowe startery. Każdy ze specjalnymi pakietami usług. Najłatwiej odebrać je w placówkach Poczty Polskiej. Po aktywacji startera użytkownik automatycznie dostaje 100 minut do Ukrainy, 100 minut w Polsce oraz 30 GB do wykorzystania na miesiąc. Warunek jest jeden – starter musi być zarejestrowany na obywatela Ukrainy. Dotychczas aktywowanych zostało ponad 678 tys. sztuk takich starterów.

Specjalne oferty dla Ukrainy dotyczą także oferty Orange Flex. Aby ją przedłużyć należy skorzystać z nowych kodów:

  • 100 minut na rozmowy międzynarodowe do Ukrainy – kod: UKR1009
  • 5 GB – paczka roamingowa w Ukrainie – kod: UKR5GB09

Udostępnij: Przedłużamy specjalną ofertę dla obywateli Ukrainy

Odpowiedzialny biznes

Uwielbiam być wolontariuszką

11 lipca 2022

Uwielbiam być wolontariuszką

Na Jasełka w domach dziecka pisze scenariusze wierszem. Organizuje pomoc psychologiczną i jest „ciocią”, której można opowiedzieć o pierwszej miłości. Od 10 lat wspiera potrzebujących a wkrótce dołączy do fundacji, założonej przez jej koleżanki wolontariuszki. – Dojrzałam, aby to zrobić – przekonuje.

Marta Sas-Witko zajmuje się klientami biznesowymi w Jeleniej Górze. Kiedy łączymy się przez Skype widzę uśmiechniętą, pełną entuzjazmu dziewczynę. – Dlaczego pomagam? Może to wynika z otaczającej nas rzeczywistości – zastanawia się i szybko dodaje. – Daje mi energię do życia. Pozytywną energię.

Aniołki i diabełki

Pomagać zaczęła dekadę temu. – Nie pracowałam jeszcze w Orange. Koleżanka przekonała mnie, aby zaangażować się w akcję „Moje marzenie”. Chodziło o spełnianie mikołajkowych marzeń wychowanków domów dziecka – wspomina. Kilka lat później trafiła do naszej firmy i od razu wsiąkła w wolontariat. – Spotkałam dużo pomagających osób i dołączyłam się.

Marta jest urodzoną humanistką. Któregoś roku rzuciła pomysł: „Niech role się odwrócą. Napiszę Jasełka i zróbmy własne przedstawienie dla dzieci z domów dziecka”. Pomysł chwycił. Wykorzystali grant od Fundacji Orange.

Stworzyła scenariusz, koledzy i koleżanki wybrali sobie role. Uszyli kostiumy. Próby trwały 6 tygodni. – Dzieci były przeszczęśliwe, a my wykończeni – śmieje się. – Inspiracje do pisania brałam z życia i obserwacji moich współpracowników. Wśród nich są aniołki i diabełki.

Przez lata napisała kilka scenariuszy Jasełek i uczestniczyła w dziesiątkach różnych akcji. – Uwielbiam być wolontariuszką i pomagać – mówi. Niesieniem pomocy „zaraziła” także córki. – Jestem dumna, że są wrażliwe i chcą działać.       

Wyjątkowe miasto        

W Jeleniej Górze i okolicy mieszka dużo naszych wolontariuszek i wolontariuszy. Z zespołu Marty zaangażowana jest połowa pracowników. Od wielu lat skupiają się na pomocy dla domów dziecka.

– Placówki są już dobrze wyposażone. Bardziej potrzebna jest pomoc psychologiczna i nauka życia. Chodzi o to, żeby z młodymi ludźmi pobawić się, pograć w piłkę i słuchać. Jestem dla nich „ciocią”, z którą można o wszystkim pogadać. Z jedną z dziewczyn rozmawiałam o jej pierwszej, młodzieńczej miłości – wspomina. – To nie jest łatwe i dla wszystkich. Trzeba umieć „odkleić” się od własnej rzeczywistości.

Widząc potrzeby, zaangażowała się w przygotowanie wsparcia psychologicznego dla wychowawców pracujących w domach dziecka. Przekonała specjalistki – psycholożkę i pedagożkę, aby zaangażowały się w przygotowanie szkoleń. – Pomogliśmy już dwóm placówkom i chcemy to kontynuować. Wkrótce dołączy do fundacji, skupiającej się na wsparciu psychologicznym, którą właśnie powstała. Będę wspierać jej działania – zapowiada.

Animatorka dla uchodźców

Na Dolny Śląsk przyjechały tysiące uchodźców z Ukrainy, którym trzeba pomóc. Kiedy usłyszała, że Fundacja Orange przygotowała duże granty na pomoc dla naszych gości, szybko miała pomysł i znalazła organizację, której warto pomóc.

– Jak to w wolontariacie, zadziałał łańcuszek dobrych ludzi – przekonuje. – Kilka miesięcy temu pomagałam w organizowaniu pomocy dla 180 dzieci z ukraińskich sierocińców. Kontakty zostały, wystarczyło zadzwonić.

Wrocławski „Klaster COP” wspiera imigrantów w przemyślany sposób. Przygotowuje ich do pracy w Polsce i uczy, jak ją znaleźć. Prowadzi doradztwo prawne. Organizuje  też naukę języka polskiego i zajęcia dla dzieci. Marta będzie jedną z ich animatorek. – Wykorzystam moje doświadczenia w pomaganiu dzieciom. Zapowiadają się ciekawe wakacje – kończy.

***

Spotkanie z Martą Sas-Witko jest kolejnym z cyklu, w którym przybliżamy wolontariuszki i wolontariuszy Orange Polska, zaangażowanych w pomoc naszym przyjaciołom z Ukrainy. Tutaj znajdziecie ich sylwetki: Ani Grodeckiej, Renaty Niezabitowskiej – Gerard, Janusza Osiadły, Kasi Barys, Cezariusza Banaszka, Grzegorza Wejkucia, Piotra Karni i Michała Ślempa.

Prawie 1 000 pracowników Orange Polska wspiera ponad 130 różnych inicjatyw m.in. dzięki grantom ufundowanym przez Fundację Orange. Aktualnie Fundacja Orange przyznała kolejnych 12 grantów w wysokości od 20 tys. do 50 tys. zł na długofalową współpracę wolontariuszy i organizacji pozarządowych. Chodzi o wsparcie inicjatyw na rzecz integracji społecznej wokół kryzysu humanitarnego.

Udostępnij: Uwielbiam być wolontariuszką

Odpowiedzialny biznes

Wolontariat przestawia priorytety w głowie

22 czerwca 2022

Wolontariat przestawia priorytety w głowie

Osoby z niepełnosprawnościami nie chcą siedzieć w domu. Podczas Orange Warsaw Festival widzę wielkie emocje i szczęście, że mogą bawić się razem ze wszystkimi. Nie przeszkadza im nawet, że są podłączeni do aparatury podtrzymującej życie.

Grzegorz Wejkuć zajmuje się w Orange współpracą z innymi operatorami. Tegoroczny Orange Warsaw Festival był szóstym, na którym pracował jako wolontariusz. Lubi muzykę, ale czasu na słuchanie i zabawę ma niewiele.

Z respiratorem na koncert

– Na festiwal przyjeżdża coraz więcej osób potrzebujących szczególnej opieki. Wyławiamy ich zaraz przy wejściu i traktujemy lepiej niż VIP-ów – śmieje się. Ale nie ma w tym cienia przesady. To szczególni goście.

Na Orange Warsaw Festival pracuje kilkudziesięciu wolontariuszy i wolontariuszek. Pomagają na dwie zmiany. – Jesteśmy przeszkoleni przez ekspertów Fundacji Polska Bez Barier. To ważne, aby wiedzieć, czego potrzebuje osoba z niepełnosprawnością i jak ułatwić jej życie na koncertach. Dowozimy ją na specjalną platformę niedaleko sceny, pokazujemy wszelkie udogodnienia, a nawet miejsca, gdzie mogą podłączyć… respirator – tłumaczy Grzegorz.

– Dla mnie największą nagrodą za pracę jest zwykłe dziękuję i świadomość, że dzięki nam osoby, którym jest trudniej w życiu, szczęśliwie spędzają czas na festiwalu.

Pierwsza dekada pomagania

Przygoda Grzegorza z wolontariatem zaczęła się 12 lat temu w Mrągowie, skąd pochodzi. To była Gwiazdka z Fundacją Orange, którą pomógł zorganizować dla dzieci na szpitalnym oddziale oraz w Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej.

– Zderzyłem się z emocjami, które ledwo udźwignąłem. Byłem w szoku widząc, jak funkcjonują i przez co przechodzą dzieciaki. Pomoc w takim miejscu na zawsze przestawia priorytety w głowie – przekonuje.

Dlatego postanowił pomagać regularnie i tak zostało do dzisiaj. Nie tylko w Mrągowie, ale też w innych miejscowościach. Przygotowywał bajkowe kąciki w szpitalach, malował sale w domach dziecka, uczył jak bezpiecznie korzystać z internetu, a nawet sadził drzewa przy Domu Opieki Społecznej. – Cień od drzew jest potrzebny osobom poruszającym się na wózkach, aby mogli bezpiecznie odpocząć – tłumaczy.

Po jednych z Jasełek dla dzieci usłyszał życzenia, żeby „Orange miał dużo pieniędzy i mógł dalej organizować przedstawienia i dawać prezenty”. – To było zabawne, ale i symboliczne. Dzięki Fundacji Orange mogę pomagać skuteczniej. Cieszę się, że moja firma mocno otworzyła się na wolontariat i daje granty, dzięki którym możemy działać – mówi.

Jesteśmy lepsi jak pomagamy

Czym jest wolontariat dla Grzegorza? – Otworzył mi głowę na inne osoby. Uważam, że dając bezinteresownie coś od siebie, stajemy się lepszymi ludźmi. To, co robimy często jest małym gestem, ale dla innych ma ogromne znaczenie. Warto o tym pamiętać.       

***

Spotkanie z Grzegorzem Wejkuciem jest kolejnym odcinkiem cyklu, w którym przybliżamy wolontariuszki i wolontariuszy Orange Polska zaangażowanych w pomoc naszym przyjaciołom z Ukrainy. Prawie 1 000 pracowników wspiera ponad 130 różnych inicjatyw, między innymi dzięki grantom ufundowanym przez Fundację Orange. Dodatkowo Fundacja przeznaczyła 75 grantów dla pracowników goszczących w swoich domach uchodźców z Ukrainy.

Tutaj znajdziecie sylwetki: Ani Grodeckiej, Renaty Niezabitowskiej – Gerard, Janusza Osiadły, Kasi Barys, Cezariusza Banaszka, Piotra Karni i Michała Ślempa.

Udostępnij: Wolontariat przestawia priorytety w głowie

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej