Odpowiedzialny biznes

Karmię się wolontariatem

19 czerwca 2023

Karmię się wolontariatem

Jest emocjonalna i działająca. Nie potrafi przejść obok i udawać, że nie widzi ludzkiego nieszczęścia. Po wolontariacie czuje się spełniona i szczęśliwa, chociaż wracając do domu zdarzało się jej przepłakiwać wiele godzin.

Agnieszka Sachnowska w Orange zajmuje się rozwojem pracowników. Mieszka w Warszawie. Wolontariuszką jest od ponad 10 lat.

Ważna nie tylko paczka

– Zaczęło się banalnie od „Szlachetnej Paczki”. Zebraliśmy się w kilka osób, wybraliśmy rodzinę i ruszyliśmy z pomocą – wspomina. – Dzisiaj angażuję w pomaganie przyjaciół z klubów motocyklowych, koleżanki i kolegów z pracy oraz rodzinę.

– Staramy się nie tylko organizować i przekazać potrzebne rzeczy. Ważne jest dla nas, aby poznać potrzebujących, porozmawiać i sprawdzić czy coś jeszcze możemy dla nich zrobić. Do jednej z osób przyjeżdżamy teraz regularnie raz w roku, utrzymując kontakt. Wiemy, że towarzystwo jest tym czego potrzebuje.

Przygotowanie kolejnej „Szlachetnej Paczki”

Często to nie są łatwe spotkania widząc kobietę, która uwolniła się z przemocowego związku i stara się wiązać koniec z końcem albo 5-osobową rodzinę mieszkającą w jednym, małym pokoju. „Odchorowuję” takie wyjazdy, ale zarazem „karmię” się nimi, bo nasza pomoc jest realna i widać jej efekty. To daje dużą satysfakcję.

Razem z Fundacją Orange

„Szlachetna Paczka” jest tylko jedną z wielu wolontariackich aktywności Agnieszki, która stara się też robić rzeczy nieoczywiste. Korzysta przy tym z grantów od Fundacji Orange.

– Zrobiliśmy ptasie osiedla, edukacyjną ścieżkę przyrodniczą dla dzieci w przedszkolu, pokazujące jak ważna jest ochrona środowiska, roślin i zwierząt. Mój kolega Mariusz, zajmujący się ochroną ptaków zamieszkujących parki i skwery naszych miast, opowiadał o zastępczych miejscach lęgowych wabiących ptaki do ogrodu, które później można z bliska obserwować. Do tego lekcje w szkołach o bezpiecznym internecie i ekologii oraz remonty pomieszczeń w przedszkolach – opowiada.

– W tym roku przegapiłam fundacyjne granty, ale na pewno i tak coś wymyślimy. Może jakieś ogródki tematyczne w szkolnym ogrodzie – zastanawia się nasza wolontariuszka.

Rodzinne i klubowe pomaganie

Agnieszka ma trójkę dzieci, które stara się „zarażać” empatią i potrzebą pomagania. – Mój najstarszy syn Maciej (13 lat) już prowadził ze mną lekcję o bezpiecznym internecie dla dzieci z „zerówki”. Po raz pierwszy, mając 9 lat, zapuścił włosy i oddał je w ramach akcji „Daj Włos!”, prowadzonej przez fundację „Rak`n`Roll”. W 2022 roku zrobił to kolejny raz już razem z młodszym bratem Stefkiem (10 lat)  – mówi. –  Jestem z nich mega dumna, bo to była ich własna inicjatywa. Pokazuje jak ważny w wychowaniu jest dobry przykład. Od kilku lat sama oddaję włosy na peruki dla kobiet po chemii.

Synowie Agnieszki razem z nią wsparli akcję „Daj Włos!”

Uspokajającą pasją Agnieszki jest…pieczenie słodkości. Specjalizacja: ciasto marchewkowe i beza Pavlova. – Moje wypieki  są dodatkową „zachętą”, aby uczestniczyć w akcjach wolontariackich – śmieje się.

Ciasto marchewkowe – wolontariuszom na zachętę

Jako sympatyczka motocykli Suzuki Intruder, angażuje również cudowną brać motocyklową w swoje akcje. To kolejna możliwość pokazania mocy grupy. Prócz „Szlachetnej Paczki” robiliśmy remonty w placówkach oświatowych, przy okazji pokazując dzieciom motocykle. To było dla nich mega przeżycie.

Kiedy powstawał ten tekst mieszkańcy Ukrainy mierzyli się z ekobójstwem, jakim było wysadzenie tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce. Agnieszka od razu zaangażowała się we wsparcie dla potrzebujących z Chersonia. – Pomagać można zawsze, wystarczy chcieć i mieć w sobie empatię – puentuje. 

Udostępnij: Karmię się wolontariatem

Odpowiedzialny biznes

Dziesięć lat lekcji w szkole i na boisku

26 maja 2023

Dziesięć lat lekcji w szkole i na boisku

Wolontariuszem został z potrzeby chwili. Tak się wciągnął, że właśnie mija mu 10 lat pomagania. Przeprowadził setki lekcji jak bezpiecznie korzystać z internetu i oszczędzać energię. Szkoły to dla niego za mało, uczył nawet… w klubie piłkarskim. 

Jacek Selenta w Orange zajmuje się fakturowaniem i rozliczaniem. Mieszka w Ksawerowie koło Łodzi. Do wolontariatu zmobilizował go młodszy syn. – Kiedy poszedł do szkoły podstawowej postanowiłem wykorzystać swoją wiedzę i wsparcie Fundacji Orange by przeprowadzić dzieciom zajęcia z bezpiecznego internetu. Efekt był taki, że robię to do dzisiaj – wspomina.       

Dobry i zły internet

Nie zatrzymamy postępu technologicznego, który niesie ze sobą dużo dobrego, ale też wiele zagrożeń. – To banał, ale w cyfrowym świecie edukacja jest podstawą. Praktyczne każdy młody człowiek ma smartfon, korzysta z internetu i niestety spotyka się z cyberprzemocą – tłumaczy. Dlatego trzeba tłumaczyć im jak radzić sobie z hejtem czy internetowymi oszustami. Sami się tego nie nauczą, chociaż w gimnazjum spotykałem osoby z ogromną wiedzą informatyczną.

Niektórzy uczniowie i uczennice potrafią otworzyć się i opowiedzieć mi o swoich historiach. Pewnie łatwiej to zrobić przed kimś obcym niż nauczycielem. – Pamiętam dziewczynę, która mierzyła się z rówieśniczym hejtem i po lekcji poprosiła mnie o pomoc. Sprawę przekazałem nauczycielce i psychologowi. Dowiedziałem się potem, że zmieniła szkołę. Niestety takie sytuacje nie są pojedyncze.

Z piłkarzami o bezpieczeństwie

Jacek był zapraszany do wielu łódzkich szkół. Ale nie tylko. Poprowadził też zajęcia z bezpiecznego internetu w klubie piłkarskim. Nagrodami dla najaktywniejszych były piłki. – Taka praca wolontariusza. Była taka potrzeba to ogarnąłem – śmieje się.

Fundacja Orange przygotowała też zajęcia „Strażnicy energii”, w których uczymy najmłodsze dzieci jak zmieniać nawyki i oszczędzać energię elektryczną. – To ciekawa, interaktywna lekcja z wieloma przykładami do naśladowania. Pośrednio skorzystają na tym również rodzice. Energia jest coraz droższa. Warto wiedzieć jak wykorzystywać ją racjonalnie.

Majsterkowanie się przydaje

Jacek łapie balans pracując w ogrodzie i majsterkując. Ta druga pasja przydała się, kiedy pomagał adaptować dla naszych przyjaciół z Ukrainy budynek Orange Polska przy ul. Okoniowej. Prowadzi go teraz Fundacja im. Leny Grochowskiej. Przez kilka wieczorów montował meble, urządzał pokoje i wspólne przestrzenie. 

– W ośrodku jestem prawie każdego tygodnia. Doglądamy czy możemy jeszcze w czymś pomóc – informuje. – Najwięcej czasu staramy się poświęcać dzieciom. Zorganizowaliśmy im wycieczkę do łódzkiej Mediateki MEMO i specjalną akcję świąteczną, wykorzystując granty od Fundacji Orange. Teraz przygotowujemy kolejną wycieczkę, tym razem do Orientarium. Chcemy by dzieci i ich rodzice czuli się w Polsce jak w domu.

Udostępnij: Dziesięć lat lekcji w szkole i na boisku

Odpowiedzialny biznes

Mam talent do zarażania wolontariatem

20 kwietnia 2023

Mam talent do zarażania wolontariatem

Kiedy jako uczeń szkoły średniej odwiedził szpital onkologiczny by pomóc zorganizować chorym dzieciom Mikołajki, zobaczył ludzkie cierpienie. Przeżył to mocno i zapamiętał na zawsze. Do pomagania wrócił będąc już dorosłym mężczyzną, a wolontariat stał się sposobem na życie i pracę.

Szymon Matonia jest zastępcą dyrektora komercyjnego Regionu Południe. Mieszka w Siemianowicach Śląskich. – Kiedy zacząłem pracę w Orange, okryłem w sobie talent do „zarażania” innych pomysłami na działania. Postanowiłem wykorzystać go nie tylko sprzedając nasze usługi – wspomina.

Pierwszy wolontariat zorganizował prawie 20 lat temu i pociągnął za sobą zespół. W szczytowym momencie na całym Górnym Śląsku grupa naszych wolontariuszy i wolontariuszek liczyła kilkadziesiąt osób.

Krwiodawca i lider

Wszystko zaczęło się od organizowania pikników w szkołach i domach dziecka. – Sami kupowaliśmy pisaki, farbki, baloniki i animowaliśmy zajęcia – mówi. – Zbudowaliśmy w ten sposób wiele relacji, które trwają do dzisiaj. Założyliśmy grupę „Serce Silesii”. Spotykaliśmy się raz w miesiącu i wymienialiśmy pomysłami na nowe akcje. Wolontariat to zawsze praca zespołowa, w której dodatkowo udzielałem się jako lider i koordynator.

Szymon z zespołem podczas akcji mikołajkowej

Szymon organizował też akcje oddawania krwi. Szybko zdobył zaufanie i wdzięczność lokalnego Centrum Krwiodawstwa.

– Pod nasz biurowiec wiele razy podjeżdżał specjalny autobus i wszyscy chętni mogli oddać krew. W ten sposób zebraliśmy setki litrów. Niestety ze względu na chorobę w pewnym momencie musiałem zrezygnować z bycia aktywnym krwiodawcą, ale dalej angażuję się organizacyjnie. W tym roku planuję kolejną taką akcję, nie tylko dla naszych pracowników, ale również innych ludzi osób z firm, które są po sąsiedzku – informuje.

Pomaganie z Fundacją

Dodatkowym motywatorem do pomagania dla naszego śląskiego zespołu stała się Fundacja Orange, dzięki której wolontariusze i wolontariuszki mogą dostać specjalne granty. Wystarczy mieć dobre pomysły lub „podpiąć” się pod rekomendowane akcje fundacji.

– W moim sercu szczególne miejsce miały wolontariaty w hospicjach czy ośrodku dla dzieci dotkniętych chorobą Downa. Uśmiechy i wdzięczność dzieciaków są w takich miejscach najlepszą nagrodą za zaangażowanie. Cieszę się też, że udało się nam doprowadzić światłowód do placówki Siemianowickiego Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Specjalnej Troski „Imperium Słońca”, zrobić „od zera” trzy świetlice szkolne, wyremontować boisko i założyć chodnik sensoryczny.

Pracując w firmie telekomunikacyjnej najlepiej widać, jak zmienia się i cyfryzuje świat. Z jednej strony internet daje ogromnie dużo, z drugiej niesie ze sobą zagrożenia. Dlatego tak istotna jest edukacja.

Na lekcji o bezpiecznym korzystaniu z internetu

Od wielu lat prowadzę w szkołach lekcje bezpiecznego korzystania z sieci i coraz częściej widzę, jakim zagrożeniem dla psychiki młodych ludzi jest wszechobecny hejt. Ostatnio miałem spotkanie, na którym mierzyliśmy z konkretnym przypadkiem hejtu wymierzonym w jednego z uczniów. To są bardzo trudne sprawy, ale trzeba się z nimi zmierzyć i umieć pomagać – przekonuje.

Na to, że Szymon naprawdę potrafi zarażać wolontariatem ostatnio pojawił się kolejny dowód. Pomagać zaczął też jego syn, który jest w 8 klasie szkoły podstawowej. – Udziela się organizowaniu aktywności fizycznych dla dzieciaków. Jestem z niego bardzo dumny!

Udostępnij: Mam talent do zarażania wolontariatem

Odpowiedzialny biznes

Nasze serca zostały w Ukrainie

27 października 2022

Nasze serca zostały w Ukrainie

W Polsce czują się jak w drugim domu, ale marzą by wrócić do Chersonia. Wierzą, że odbudują swoje miasto, jak my kiedyś Warszawę. Trzy nauczycielki – Ludmiła, Sasha i Tatiana uczyły ukraińskie dzieci w naszym ośrodku w Serocku. – Zżyłyśmy się z nimi, ale pomagaliśmy sobie nawzajem – mówią.

Przyjechały do Polski w lutym. Ich miasto zaatakowali Rosjanie. Musiały uciekać. Zamieszkały na warszawskiej Pradze. Właściciel mieszkania pozwolił korzystać z niego za darmo. Szepnął też dobre słowo koledze pracującemu w Orange, że nauczycielki mogą przydać się w ośrodku w Serocku, w którym gościliśmy kilkaset kobiet i dzieci z Ukrainy. To był dobry pomysł. Zaopiekowała się nimi również Fundacja Orange.

Nauczycielki z Serocka

W ośrodku dziewczyny nie prowadziły standardowych zajęć. Skupiły się na korepetycjach z informatyki, angielskiego i historii. Nie było innej możliwości, ze względu na różnice w wieku i poziomu wiedzy dzieci. Do Serocka przyjeżdżały dwa razy w tygodniu.

Doradzały też Fundacji w zakresie integracji społecznej i edukacji, w tym edukacji międzykulturowej dzieci i młodzieży. To miało ogromne znaczenie w kontekście przyjazdu do Polski tysięcy uczniów i uczennic z Ukrainy.

Korepetycje z informatyki, angielskiego i historii

– Najlepiej wiedziały, jak podejść do dzieci. Daliśmy im dużą swobodę – mówi Krzysztof Kosiński z Fundacji Orange. – Mogły prowadzić zajęcia i pomagać nam według swojej wiedzy oraz doświadczenia. Chodziło o to, żeby najlepiej odpowiadały na potrzeby przyjaciół z Ukrainy.

Misja ośrodka w Serocku właśnie się skończyła. Większość gości wróciła do ojczyzny lub znalazła inne miejsce do życia w Polsce. Ponad 90 osób przeniosło się do Łodzi, gdzie w udostępnionym i przygotowanym przez Orange budynku zaopiekuje się nimi Fundacja Leny Grochowskiej. Nauczycielki będą tam dojeżdżać, tak samo jak do Serocka.

Praca pomagała żyć

Z Ludmiłą, Sashą i Tatianą pierwszy raz spotkałem pół roku temu. Poznałem ich historie i opisałem na blogu. Byłem ciekawy jak sobie poradziły.

– Uczymy się polskiego, dużo już rozumiemy, ale wygodniej będzie porozmawiać z pomocą Olgi – śmieje się Sasha. (Olga Kulyna to Ukrainka mieszkająca od 16 lat w Polsce, nauczycielka i tłumaczka, która także wspiera działania Fundacji). – Praca pomogła mi nie myśleć cały czas o tym, co dzieje się w Ukrainie – dodaje Sasha. – Wszystkie czułyśmy się w Polsce bezpieczne i akceptowane. Jesteśmy za to ogromnie wdzięczne.  

Praca pomogła mi nie myśleć o tym, co dzieje się w Ukrainie – mówi Sasha

Dziewczyny zgodnie mówią, że obawiały się, czy sobie poradzą w Serocku. – Szybko przekonałyśmy się, że nie chodzi tylko o nauczanie. Byłyśmy nauczycielkami, ale też po trochu psycholożkami – wspomina Tania. – Dzieci opowiadały nam swoje historie i potrzebowały, żeby je po prostu wysłuchać. Z perspektywy czasu uważam, że dużo z nimi rozmawiając pomagaliśmy sobie nawzajem. Ucząc się nie myśleliśmy o wojnie. Mieliśmy spokój.

– Miałam w sobie duże poczucie odpowiedzialności – dopowiada Ludmiła. – Rzuciłam się w wir pracy, żeby korepetycje zawsze były perfekcyjnie przygotowane. Byłam zaskoczona, że dzieci nawet latem chętnie się uczyły. Zwierzały się, a potem pytały, co słychać u mnie i mojej rodziny. Czy wszyscy bezpieczni. Mocno się wszyscy zżyliśmy. Było nam smutno, kiedy ktoś wyjeżdżał z ośrodka i wracał na Ukrainę. Chociaż tak naprawdę powinniśmy się cieszyć.

– W pamięci został mi ogromny stres i zaszczyt, że a naszej lekcji w Serocku była Pierwsza Dama, pani Agata Kornhauser-Duda. Wiem, że też była nauczycielką – wspomina Sasha.

Wizyta Pierwszej Damy Agaty Kornhauser-Dudy w Serocku

Wrócić do pracy w Chersoniu 

Chociaż Polska bardzo im się podoba nie planują, aby zostać u nas na stałe. Z drugiej strony zdają sobie sprawę, że upłynie jeszcze sporo czasu kiedy będą mogły wrócić bezpiecznie do domu. W tej chwili to niemożliwe.

– Moje serce jest w Ukrainie. Chcę wrócić do siebie, do szkoły i opowiedzieć uczniom jak było w Polsce. Jak nam pomogliście – mówi Tania. – Wiem, że przed nami długa droga. Wierzę jednak, że miasto pozostanie ukraińskie i je odbudujemy. Tak samo jak wy Warszawę.

– Wojna brutalnie nauczyła mnie nic nie planować. Marzę, aby czuć się bezpiecznie w mojej ojczyźnie i móc pracować. Nauczyciele historii na okupowanych terenach są represjonowani przez Rosjan. Wojna nas wszystkich zbliżyła i zjednoczyła – mówi Sasha.

Praca była ważna, bo pozwalała dziewczynom normalniej funkcjonować. Cieszyć się życiem na ile było to możliwe w tych okolicznościach.

Sasha: Dla mnie czas zatrzymał się w Żelazowej Woli, gdzie byłam z polską rodziną. Usłyszałam muzykę Fryderyka Chopina i poczułam się tak spokojna i zrelaksowana.

Tania: Do końca życia zapamiętam wizytę prezydenta Joe Bidena w Warszawie i to, że mogłam go zobaczyć na żywo.

Ludmiła: Często wychodziłam na spacery. Byłam na wycieczce w Krakowie. Zaczęłam bardziej doceniać piękno wokół mnie.

Udostępnij: Nasze serca zostały w Ukrainie

Odpowiedzialny biznes

Matka wariatka od wolontariatu

2 września 2022

Matka wariatka od wolontariatu

Ostrzegał córkę, że w życiu nie ma nic za darmo, ale nauczył bezinteresownego pomagania. Teraz dzięki niej pacjenci na chemioterapiach mają lepsze warunki na oddziale, a młode matki dostają wsparcie. Kiedy przybyli uchodźcy z Ukrainy, była jedną z pierwszych, która organizowała pomoc.

Aleksandra Kolęda-Lewandowska sprzedaje usługi dużym firmom we Włocławku. Umawiamy się przez Skype między kolejnymi spotkaniami z klientami. Uśmiechnięta i bezpośrednia. Nie muszę długo zagajać, żeby opowiedziała o byciu wolontariuszką.

Zaszczepienie po wojskowemu

– Mój tata był ważnym wojskowym i co roku na imieniny w domu lądowała masa prezentów. Taki klimat – zaczyna. – Wtedy mówił, abym wybrała sobie jeden prezent, a resztę rozdamy ludziom, którzy bardziej ich potrzebują. Nauczyłam się dzielenia tym, co mamy bez poczucia straty. Uważam, że na to kim jesteśmy wpływają nasze doświadczenia i wychowanie.

Tata Oli zabierał ją ze sobą, kiedy pomagał. Wspierał dzieci i dorosłych. – Pamiętam też akcję uwalniania łabędzi z lodu, kiedy zamarzła Wisła. Skrzyknął mnóstwo ludzi. Pracowali wiele godzin. W ten sposób zaszczepił we mnie wolontariat – przekonuje.

Prawdziwe pomaganie zaczęło się po urodzeniu pierwszego dziecka – 7 lat temu. – Zauważyłam, że wiele matek ma kłopoty nawet z podstawowymi rzeczami. Dlatego założyłam na Facebooku grupę „Matki wariatki”. Koordynowałam pomoc dziewczynom, które gorzej sobie radzą. Chodzi nie tylko o darmowe pieluchy, wózki czy ubranka, ale pomoc psychologiczną, czy zwykłą możliwość pogadania.

Grupa działa do dziś i ma 11 tys. członków. To największy taki profil pomocowy dla matek w regionie.

Telewizor na chemioterapii

Kiedyś w salonie Orange wpadł jej w ręce poradnik o bezpiecznym korzystaniu z internetu. – Moje dziecko akurat szło do przedszkola i pomyślałam, aby… prowadzić dla najmłodszych zajęcia na ten temat. Najpierw w przedszkolach, potem w szkołach.

O kolejnych akcjach wolontariackich znów zdecydowały własne doświadczenia Oli, chociaż pewnie tego nie chciała. – Trafiłam na chemioterapię. Czekaliśmy na swoją kolej patrząc w sufit. To specyficzne miejsce, ale nie musi być aż tak przygnębiające. Postanowiłam to zmienić – mówi.

Zebrała grupę wolontariuszy i wystąpiła o grant z Fundacji Orange. Chciała odnowić pomieszczenia i kupić telewizory. Niestety nie doczytała zasad i pieniędzy nie dostała. Nie poddała się. – Założyłam zrzutkę w internecie. Uruchomiłam kontakty. Odzew pozytywnie mnie zaskoczył. Dobro wraca – mówi.

Za zebrane pieniądze na onkologii pojawiły się dwa telewizory i „stoliczek”. – To stół, na którym pacjenci mają bezpłatne soki i napoje z witaminami. Regeneracja i prawidłowe odżywianie są ważne podczas przyjmowania chemii.

Potrzeby w takich miejscach są ogromne. Dlatego ucieszyła się, że ostatecznie grant „przeszedł”. Kupiła kilkaset specjalnych kocy jednorazowych. – Podczas chemii raz jest nam ciepło, raz zimno. Z kocami łatwiej. To był czas pandemii Covid-19, wszystko musiało być jednorazowe i „schodziło” błyskawicznie.

„Ładowarka” integruje

Pierwsi uchodźcy z Ukrainy pojawili się we Włocławku pod koniec lutego. Ola długo się nie zastanawiała. Współorganizowała zbiórki. – Ludzie przyjeżdżali z jedną torbą w ręku. Nie mieli nic – wspomina. – Zbieraliśmy dla nich najbardziej niezbędne rzeczy i kupowaliśmy jedzenie.

Fundacja „Ładowarka” od dawna prowadzi w mieście świetlicę, gdzie można przyjść, napić się darmowej kawy, coś zjeść, posłuchać muzyki i uczestniczyć w różnych zajęciach. Powstała z myślą o biedniejszych mieszkańcach. Zaczęli się w niej pojawiać też nasi goście z Ukrainy.

– I tak urodził się pomysł, aby wystąpić o duży grant z Fundacji Orange – 40 tys. zł i zorganizować kompleksową pomoc wspólnie z „Ładowarką”. Tym razem wszystko doczytałam i wypełniłam poprawnie – śmieje się Ola. – Teraz organizujemy nie tylko doraźną pomoc, ale wspieramy w znalezieniu pracy, mieszkania i udzielamy porad prawnych.

Ważnym aspektem są działania integracyjne. – Przygotowaliśmy warsztaty dla dzieci, koncerty, a nawet kino plenerowe. Kryzys humanitarny potrwa jeszcze długo. Działania mamy rozpisane do końca września – kończy.      

***

Spotkanie z Aleksandrą Kolędą-Lewandowską jest kolejnym odcinkiem cyklu, w którym przybliżamy wolontariuszki i wolontariuszy Orange Polska, zaangażowanych m.in. w pomoc naszym przyjaciołom z Ukrainy. Tutaj znajdziecie ich sylwetki: Ani Grodeckiej, Renaty Niezabitowskiej – Gerard, Janusza Osiadły, Kasi Barys, Cezariusza Banaszka, Grzegorza Wejkucia, Martę Sas-Witko, Piotra Karni i Michała Ślempa.

Prawie 1 000 pracowników Orange Polska wspiera ponad 130 różnych inicjatyw m.in. dzięki grantom ufundowanym przez Fundację Orange. Aktualnie Fundacja Orange przyznała kolejnych 12 grantów w wysokości od 20 tys. do 50 tys. zł na długofalową współpracę wolontariuszy i organizacji pozarządowych. Chodzi o wsparcie inicjatyw na rzecz integracji społecznej wokół kryzysu humanitarnego.

Udostępnij: Matka wariatka od wolontariatu

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej