Bezpieczeństwo

Choć antywirus to za mało…

Michał Rosiak Michał Rosiak
29 listopada 2018
Choć antywirus to za mało…

...odnoszę wrażenie, iż niektórzy uważają, że w ogóle nie jest potrzebny. A to założenie z gruntu błędne i jest to określenie wyjątkowo łagodne. Czemu w ogóle o tym piszę? Bo przyjrzałem się ostatnio statystykom CyberTarczy.

Takie stare, a jeszcze jare

Sality, Conficker, Necurs. Co łączy te trzy nazwy? Oczywiście to, że wszystkie są nazwami botnetów, ale także fakt, iż... nie powinny już istnieć. W dzisiejszych czas rok egzystencji w internecie to już sporo. Przez 5 lat w technologii zmienia się niekiedy tyle, co kiedyś w trakcie jednej epoki. A co dopiero, jeśli mówić o malware, skoro - jak pisałem po konferencji Security Case Study - blisko 100 procent (dokładnie 96) spośród 2,5 miliona sampli malware'u, analizowanych dziennie przez Microsoft jest jednorazowa.

Czym w takim razie wytłumaczyć fakt, że wśród użytkowników Neostrady (czy raczej wśród ich urządzeń) znajdują się sprzęty zainfekowane złośliwym oprogramowaniem, liczącym... piętnaście lat? Tak tak - gdyby botnet Sality był człowiekiem, za 3 lata mógłby sam pójść na piwo. Conficker jest nieco młodszy (powstał w 2008), zaś Necurs to w porównaniu do "kolegów" jeszcze dziecko ;), tym niemniej 6 lat wśród malware'u to wciąż mnóstwo czasu.

Skąd to się wzięło?

Dobra, nie zostawię Was bez odpowiedzi na pytanie z poprzedniego akapitu (tak mi się przynajmniej wydaje). Powodów może być sporo, począwszy od tego, że w przypadku niektórych odmian opisywanego malware'u organy ścigania mogły już dawno przejąć przestępczą infrastrukturę (biorąc pod uwagę terminy to mogli już dawno zapomnieć, że w ogóle istniała). W efekcie infekcja została, ale botnet nie robi już nic złego. Ofiary mogą też korzystać nieprzerwanie z sieci Orange Polska, gdzie znane adresy IP powiązane z botnetami są od bardzo dawna sinkholowane i regularnie dodawane. Mogli też (to w sumie działa wspólnie z poprzednim punktem)... zrezygnować z oprogramowania zabezpieczającego, zgodnie z coraz powszechniejszą modą na "zdrowy rozsądek wystarczy".

Cóż - o ile w przypadku urządzeń z Androidem zazwyczaj tak (specyfika systemu z zielonym robotem znacząco utrudnia zainstalowanie wirusa, przy założeniu, że korzystamy wyłącznie z oficjalnego sklepu i nie modyfikowaliśmy urządzenia), to z systemami stacjonarnymi nie jest już tak łatwo. Oczywiście rozsądek zawsze jest wskazany, a CyberTarcza swoje zrobi. Monitorowanie podejrzanych połączeń w naszej sieci i nawet (jak widać) antywirus też się przydadzą.

Necurs *20 tysięcy

Jeśli jesteście klientami Orange Polska, nie zaszkodzi zajrzeć na stronę CyberTarczy, by dowiedzieć się, czy przypadkiem któraś z takich niespodzianek u Was nie siedzi. U rekordzistów w ciągu ostatniego miesiąca Necurs usiłował się połączyć z przestępczą infrastrukturą ponad 20 tysięcy razy. Tam pewnie czekałby na niego ransomware Locky, najpopularniejszy "ładunek" w przypadku tego złośnika. No i pamiętajcie o zaktualizowaniu i uruchomieniu antywirusa. A nuż coś znajdzie? I nie zdziwcie się, gdy włączając przeglądarkę zamiast poszukiwanej strony zobaczycie informację o zagrożeniu. Szczegółowa instrukcja poprowadzi Was "za rączkę" i pomoże wyczyścić urządzenie.

Komentarze

emitelek
emitelek 17:42 29-11-2018

Nie wiem, jakim trzeba być „laikiem”, aby „skorzystać” z prowadzenia za rączkę… Jak ktoś tak robi, to „z urzędu” nie powinien mieć dostępu do internetu! 😉

Odpowiedz
    Michał Rosiak
    Michał Rosiak 17:52 29-11-2018

    No ale z drugiej strony nie każdy musi być geekiem, jak my, c’nie? 🙂

    Odpowiedz
      Marcin Czajka
      Marcin Czajka 18:51 29-11-2018

      Nie każdy musi być geekiem, ale… Ale czytanie ze zrozumieniem nie boli. Jak wyskakuje jakiś komunikat, to trzeba najpierw przeczytać co w nim pisze a nie bezmyślnie klikać dalej, żeby tylko przejść do następnego kroku, żeby już uruchomić program lub grę. Tak człowiek automatycznie ogranicza swoją zdolność myślenia i poznawania, bo zastąpienie myślenia antywirem i firewallem niestety jest krokiem wstecz w rozwoju. Nie mówię nie zabezpieczeniom (chociaż sam z nich nie korzystam, bo nie mam żadnych korzyści), ale nie mogą zastąpić myślenia.

      Odpowiedz
pablo_ck
pablo_ck 21:31 29-11-2018

Przestrogi nigdy nie za wiele 🙂 Ludzie czasem robią wiele rzeczy z automatu. Ale czasami to słono kosztuje.

Odpowiedz
MAURYCY
MAURYCY 18:34 28-04-2019

Ehhh a ja od dawna nie używam antywirusów.

Odpowiedz

Rozrywka

Zapraszam Cię do Ekipy Orange

Stella Widomska Stella Widomska
29 listopada 2018
Zapraszam Cię do Ekipy Orange

Czasem jak czytam Wasze komentarze pod naszymi blogowymi wpisami (zwłaszcza tymi o tematyce reklamowej) pojawiają się pytania o szansę na wystąpienia w kampaniach Orange Polska. Że owszem aktorzy z castingu fajna sprawa, ale może czasem warto pokazać prawdziwych ludzi. Takich, którzy korzystają z naszych usług i chętnie staną się ich ambasadorami. I nie będę ukrywać, że do mnie to trafia. Trafia tak, że dziś zapraszam na casting. :) Serio. Casting do Ekipy Orange. Co to jest Ekipa Orange? Co można wygrać? Co trzeba zrobić, żeby wygrać? Uwaga, tłumaczę.

Ekipa Orange to osoby (idealnie jeśli znajdziemy takie dwie), które są pozytywnie zakręcone na punkcie technologii, lubią testować, sprawdzać, opowiadać, poszukiwać, porównywać… Fajnie jeśli te osoby lubią też (z wzajemnością) Social Media, bo zwycięzcy przejmą nasze kanały w mediach społecznościowych. I będą to robić zawodowo – w sensie za wypłacaną przez nas pensję. Ja wiem, że w branży telco to chyba pierwsza taka oferta, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Czujesz zew testera? W takim razie dołącz do Ekipy Orange i zacznij bawić się najnowszymi gadżetami zawodowo! Ja zapraszam i uważam, że to będzie fajna przygoda. Zdradzę tylko, że będę w trzyosobowej komisji, która wyłoni finalistów. :) No właśnie, a co trzeba zrobić, aby nim zostać? Wystarczy wysłać nam film, w którym przedstawicie siebie i swoją pasję. Zapraszam Was na stronę www.orange.pl/view/orange-ekipa. Przeczytacie tam regulamin, który powinien odpowiedzieć na większość pytań, jakie przychodzą Wam do głowy. Stanowisko twórcy materiałów publikowanych na profilach społecznościowych Orange Polska czeka. Pamiętajcie - w czasie trwania akcji, każdy uczestnik może zgłosić tylko jeden materiał. Prace możecie nadsyłać do 12 grudnia. My w terminie 10 dni roboczych od dnia zakończenia akcji opublikujemy listę  zwycięzców. Trzymam kciuki, żeby znalazło się na niej właśnie Twoje nazwisko! Do dzieła! :)

Komentarze


Oferta

Testowaliśmy smartfony OPPO. Czarny byk i syrenka z łezką

Marta Krajewska Marta Krajewska
29 listopada 2018
Testowaliśmy smartfony OPPO. Czarny byk i syrenka z łezką

Smartfony OPPO trafiły do sprzedaży w Europie w sierpniu tego roku. To oznacza, że wkrótce możemy spodziewać się tej marki w Polsce. Niewykluczone, że będą dostępne również w Orange Polska. Miałam okazję zrobić szybki test dwóch modeli: Find X Automobili Lamborghini Edition oraz RX17 Pro.

OPPO Find X Automobili Lamborghini, czyli elegancka czerń i zawrotna szybkość

Wersja Find X miała premierę w czerwcu, a do sprzedaży trafiła w sierpniu. Jak twierdzi producent, model sprzedał się na pniu. Na fali popularności, OPPO wypuściło limitowaną edycję smartfonów inspirowaną marką Lamborghini.

Już na pierwszy rzut oka OPPO Find X Lamborghini wygląda, jak założył producent, czyli luksusowo. Czarna obudowa zrobiona z włókna węglowego i szkła, wygrawerowane logo Lamborghini (byk), lśniący ekran pokryty Gorilla Glass 5 tworzą elegancki design. Ten model ma także spory wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,42 cala.

OPPO postanowiło zaskoczyć i umieściło w górnej części obudowy wysuwany panel. Znajdują się tam dwa tylne aparaty, 16 i 20 megapikselowy oraz przedni, 25 megapikselowy. Panel wysuwa się po uruchomieniu aplikacji aparatu, poza tym jest niewidoczny. Dzięki temu telefon ma wygląd jednolitej, lśniącej bryły. To rozwiązanie ma praktyczny aspekt - aparat przez większość czasu jest ukryty, więc unikniemy zarysowania.

Wróćmy jednak do samego telefonu. Mariaż producenta smartfonów i luksusowej marki samochodów miał nasuwać skojarzenia nie tylko z prestiżem i elegancją, ale przede wszystkim – szybkością. I rzeczywiście OPPO Find X Lamborghini działa bardzo szybko, za sprawą najnowocześniejszego obecnie na rynku procesora Qualcomm Snapdragon 845. Ten układ jest nie tylko wydajny, ale ma także funkcje obsługujące sztuczną inteligencję, czy wirtualną rzeczywistość. Smartfon działa na Androidzie 8.1 Oreo i ma 512 GB pamięci oraz 8 GB RAM.

Natomiast zawrotną szybkość osiąga podczas ładowania. Producent obiecuje, że w ciągu 35 minut można naładować baterię od 0 do 100%. Jest to możliwe dzięki technologii ładowania SuperVOOC, 10V/5A 50W 10V/5A (50W). Sprawdziłam to, i choć trudno uwierzyć, telefon ładuje się w przewidzianym czasie. To oznacza, że nie musicie podpinać go do ładowarki na noc. Wystarczy zrobić to rano, a po prysznicu i kawiemamy naładowaną baterię.

OPPO Find X Lamborghini jest dostępny w pięknym pudełku, a na zestaw składa się ładowarka i bezprzewodowe słuchawki – wszystko sygnowane logo Lamborghini.

Bardzo szybki test OPPO Find X Lamborghini zakończył się prostym wnioskiem: to świetnie zapowiadający się telefon. Jestem ciekawa, jak sprawdzi się w dłuższym użytkowaniu.

Cena rynkowa: 1699 euro.

OPPO RX17 Pro, czyli syrenka z łezką

Drugi model OPPO, który trafił do bardzo szybkiego testu, to OPPO RX17 Pro. Producent postawił na zaskakujący design – smartfon jest w mieniących się odcieniach różu i turkusu. Ten kolor został nazwany Radiant Mist, ale mnie skojarzył się z syrenką. Skojarzenie z tęczą również jest na miejscu :-)

W RX17 Pro również mamy spory wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,4 cala. Na górze ekranu producent zainstalował mały notch, czyli wcięcie w kształcie kropli wody, czy łezki. Znajduje się tam przedni, 25 megapikselowy aparat. W tym modelu, podobnie jak w Find X, producent postawił na mocny aparat do selfie. Z tyłu mamy za to dwa aparaty: 20- oraz 12- megapikselowy ze zmienną przysłoną. Na uwagę zasługuje tryb nocny. W tym modelu producent zastosował rozwiązanie znane z niektórych modeli Huawei, czyli inteligentną stabilizację podczas robienia zdjęć nocnych. Efekt? Zaskakująco udane zdjęcia nocne, z widoczną dużą ilością szczegółów.

Co jeszcze oferuje tęczowy OPPO? Podobnie jak Find X, mamy tutaj technologię szybkiego ładowania SuperVOOC 10V/5A 50W. W ciągu 40 minut naładujemy baterię od 0 do 100 %, a w 10 min – do 40%.

Procesor użyty w telefonie to Snapdragon 710 ze 128 GB pamięci i 6 GB RAM. Z dodatkowych, ciekawych funkcji, RX17 Pro ma czytnik linii papilarnych w ekranie.

Bardzo szybki test OPPO RX17 Pro wypadł obiecująco: smartfon przyciąga wzrok unikalnym designem, ale ma sporo do zaoferowania również w codziennym użytkowaniu.

Cena rynkowa: 599 euro.

Jesteście ciekawi telefonów OPPO? Bo ja bardzo.

Komentarze

Scroll to Top