Przed pandemią wszystko było proste. Choć nie, inaczej. Nie prostsze. Inne. Przychodziło się do pracy, każdy miał swoje biurko, a siedziby dużych firm – nie tylko Orange Polska – tętniły życiem. Teraz czasy się zmieniły, a pojęcia „hybryda” kojarzy się już nie tylko z Toyotą Prius.
Dziś jesteś w biurze – jutro pracujesz z domu. A skoro tak, to „Twoje” biurko jutro będzie biurkiem kogoś innego, a Ty pojutrze możesz mieć dostępne jeszcze inne miejsce. W takiej sytuacji wskazane jest, by gadżety, z których korzystasz, były „mobilne”, łatwe do przesunięcia, schowania do szuflady/szafki, czy nawet wrzucenia do plecaka. Najlepiej więc, by nie miały kabli. Tak jak dwa przydatne urządzenia Logitech Signature o prawie takiej samej nazwie. M650 i K650. Bezprzewodowe mysz i klawiatura.
K650 – idealna prosto z pudełka
Nie rozumiem, jak kiedyś mogłem pracować z klawiaturą i myszą na kablu! Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego, a dla mnie przestawienie się na brak przewodów w tych akurat sprzętach to potężny cywilizacyjny skok. Pewnie niektórzy z Was myślą: „Przecież pracujesz na laptopie, po co Ci dodatkowa klawiatura?”. Z przynajmniej trzech powodów: ma bardziej komfortowe i zazwyczaj większe przyciski, dzięki niej można odsunąć ekran dalej od oczu (w moim wieku to już robi się istotne), no i dobra klawiatura daje dużo więcej możliwości konfiguracji, niż ta laptopowa.
Logitech Signature K650 spełnia te wszystkie cechy. Nie wymaga wolnego slotu USB, który twórcy coraz to nowszych laptopów chyba reglamentują, a gdy idziemy do domu można ją odsunąć na bok, bądź schować do szuflady. Ze schowaniem do plecaka byłoby nieco trudniej, mówimy bowiem o pełnowymiarowej klawiaturze z częścią numeryczną. O ile jednak na home office, przy znacznie mniejszej powierzchni „biurowej”, korzystam z małej K380, tak K650 okazała się prawdziwym biurowym „kombajnem”.
Przede wszystkim K650, jak każdy sprzęt Logitecha, można w najdrobniejszym szczególe skonfigurować. Myślę jednak, że większości użytkowników wystarczy domyślne mapowanie przycisków. Przewijanie, screenshoty, nawigacja między zakładkami, przełączanie klawiatury, nawet... wywoływanie menu emotikonów (!) – to wszystko jest pod ręką. Do tego dwustopniowe nóżki i miękkie przyciski o wyczuwalnym skoku (pisanie bezwzrokowe jest dla mnie na tej klawiaturze totalnie naturalne). Nie sprawdziłem tylko dwóch kwestii, którymi chwali się producent – wytrzymałości baterii, które mają wystarczyć na trzy lata, więc jeszcze „chwila” i odporności na zalanie. Podobno poradzi sobie nawet z 60 ml płynu, ale jakoś... nie miałem odwagi. Po prostu za dobrze mi się na niej pracuje.
M650 - w sam raz do pary
O ile przy korzystaniu z laptopa klawiaturę można uważać za zbytek luksusu, mysz – najlepiej dobra mysz – jest pozycją obowiązkową. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć ludzi, którym dobrze się pracuje, korzystając z gładzika, zwanego touchpadem.
Co więcej, gdy w trakcie pandemii kupowałem mysz do pracy w domu, zależało mi na jak najcichszej. Nie lubię, gdy kliknięcie przyciskiem myszy jest najgłośniejszym odgłosem w domu, tym bardziej, że wtedy akurat rodził się mój najmłodszy syn. I tak jak w domu używam opisywanej przez mnie niedawno Logitech MX Master 3S i nie wyobrażam sobie niczego lepszego, w pracy do klawiatury dołączyła mysz z tej samej serii i nieco niższej niż MX Master półki. Czy to znaczy, że jest gorzej?
Nie. Jest inaczej. Bez dodatku komfortu, ale wciąż wygodnie. Trochę jakby przesiąść się z Volkswagena Phaeton do wypasionego Passata. Niby nominalnie gorzej, ale wciąż ciężko znaleźć powód do narzekania. W odróżnieniu od MX Mastera Logitech M650 to mysz o klasycznej budowie, więc ci, którzy nie lubią "wynalazków" powinni wręcz być bardziej zadowoleni. Co ciekawe, to mysz produkowana w trzech wariantach! Mały, czy też raczej standardowy, oraz L (large), idealnie pasujący do mojej wielkiej dłoni. A gdzie trzeci? Wersję L możemy też zamówić w wariancie dla osób leworęcznych.
Poza tym to... cóż, mysz jak mysz. Cichutka, szybująca po dowolnej nawierzchni. Wreszcie mogłem się pozbyć zaszłości sprzed lat, przeszkadzającej mi na biurku podkładki. Podobnie jak przy K650, konfigurowalna, aczkolwiek siłą rzeczy możliwości jest mniej, niż z klawiaturą. Minus? Może jeden. Jeśli chcemy korzystać z niej na dwóch komputerach, do jednego podłączymy go bezpośrednio przez Bluetooth, do drugiego zaś - odbiornikiem Logi Bolt.
Logitech Signature K/M 650 - kombo w sam raz do biura
Od momentu zakupu mojej pierwszej bezprzewodowej myszy zostałem fanem sprzętów spod znaku Logi. Klawiatura i mysz z serii Logitech Signature idealnie wpasowują się w moje stanowisko. Nie ukrywam, że powrót do pełnowymiarowej klawiatury (po "kieszonkowej" K380) był dość trudny, ale funkcjonalność i wygoda korzystania z K650 sprawiły, że szybko się przyzwyczaiłem. W przypadku M650 cieszę się, że wybrałem opcję wersję L, bowiem ta dla "zwykłych" rąk byłaby dla mnie na pewno zbyt mała.
Gdybym miał znów wrócić do standardowych no-name'owych sprzętów na kablu, to bym się załam... Żartuję. Kupiłbym sobie Logitech Signature :) M650 i K650 to świetne kombo dla biznesu.
O ile myszy, czy klawiatur w naszym sklepie nie znajdziecie, ale akcesoriom warto się przyjrzeć - może znajdziecie coś dla siebie?