Ledwo drzwi za sobą zatrzasnąłem, już taksówkarz wściekłym, podniesionym głosem, z rozdrażnionym sercem, wylicza błędy w grze naszej drużyny. „Dlaczego kolejny trener wystawia jednego napastnika?! Dlaczego nie gramy systemem 4-4-2?! Znowu Lewandowski cofał się po piłkę do połowy boiska, Sobota potykał się o własne nogi, Kuba wbiegał bezskutecznie w gąszcz rywali! Grał jakiś Mączyński, jakiś Ćwielong, co to w ogóle jest?!”.
W taki mniej więcej sposób kierowca dawał upust swoim emocjom. Można zakładać, że podobne nastroje towarzyszą milionom kibiców reprezentacji, o czym dogłębnie przekonaliśmy się po reakcjach na stadionie we Wrocławiu.
Bić brawa po każdej porażce nie będziemy. Z klęsk święta nie zrobimy. Wzorem Irlandczyków nie upoimy się widowiskiem, nie zważając na wynik. Ale czy w takim razie powinniśmy się znęcać nad tą drużyną? Nigdy żaden z naszych piłkarzy się nie położył, nigdy nikt nie poddał się bez walki. Gramy słabo, popełniamy irytujące błędy, nie mamy pomysłu, jesteśmy nieskuteczni. Wszystko to prawda. Można rwać włosy z głowy, można przeklinać pod nosem. Nie można jednak zarzucić komukolwiek, że nie walczy, że nie próbuje. Skala szydery, sposób wyrażania krytyki, dowodzi, że kibicom na tej drużynie zależy, ale i uświadamia, że jesteśmy naiwni, nie rozumiemy realiów sportu.
Gibraltar może remisować ze Słowacją, Islandia może być o włos od awansu na mundial. Taka jest rzeczywistość. Możemy stawiać kolejne kroki, wprowadzać zmiany, rozwijać się i dążyć do poprawy. Możemy reformować system szkolenia młodzieży, formułę rozgrywek ligowych, drogę kształcenia trenerów. Nie możemy liczyć na to, że zwycięstwo nam się po prostu należy i przyjdzie ot tak, gdy wymienimy sztab trenerski i powołamy kilku nowych ludzi. Postępy można robić krok po kroku, nie ma innej drogi. Żeby było jasne – sam postawą naszej drużyny czuję się już zmęczony. Dlatego wczoraj, gdy taksówkarz zapytał mnie, jak mi się mecz podobał, odparłem: - Niestety nie oglądałem. Wybrałem mecz Francja - Ukraina. A jaki w ogóle był wynik?