Pierwszy raz w tym roku, 45. na przestrzeni... 7 i pół roku. Aż nie chce mi się uwierzyć, że mój nieregularnik o gadżetach prowadzę już tak długo! Na ten rok mam plan zamknąć pół setki :)
Nie wiem, co się dzieje, ale to kolejny odcinek, gdy trafia do mnie smartfon tej samej firmy :) Ale nic na siłę, a telefon naprawdę godny uwagi. Do tego mamy dziś kolejne słuchawki i sprzęt, który testuję wyjątkowo rzadko (a jest faktycznie bardzo przydatny).
Jabra Connect 5t - do plecaka i na calla
Mówiłem już, że jestem fanbojem Jabry? No jasne, 4,5 roku temu, rok temu też. Jabra Connect 5t, model, który wpadł mi teraz do ręki, nie jest ani najnowszy, ani najdroższy, ani najbardziej wypasiony. Ale jednak w pewnym kontekście specyficzny.
Producent reklamuje bowiem 5t jako „słuchawki douszne do pracy w domu zaprojektowane z myślą o lepszych wirtualnych spotkaniach” (cytat ze strony produktowej). Ja jednak podszedłem do sprawy nieco inaczej. Mieszkam sam, w małej kawalerce i tam używam głośnika. Z nowych Jabr korzystam zatem podczas kilku dni tygodniowo w biurze.
Otwierając pudełko poczułem trochę jakbym cofał się w rozwoju. Przyzwyczaiłem się już do małego, „rozpłaszczonego” etui moich Elite 7 Pro, tymczasem opisywany model ma etui wąskie i wysokie, jak kiedyś. Okazuje się jednak, że wygodniej i szybciej się je otwiera, a to w sytuacji, gdy właśnie dzwoni firmowy komunikator, jest kluczowe.
Jabra Connect 5t dysponują technologią Microsoft Swift Pair i Google Fast Pair. A po ludzku? Gdy włączymy je w tryb parowania, urządzenia z Windowsem i Androidem same spytają, czy chcemy je podłączyć. Jest szybciej i łatwiej.
A jakość dźwięku? Idealna, ja słyszałem rozmówców krystalicznie czysto, oni też nie narzekali, nawet gdy chodziłem po naszym CERTowym open space. A po rozmowie mogłem schować słuchawki do etui i odstawić na stopkę monitora. Co oznacza, że de facto nie zajmowały miejsca, co przy moim zapełnionym biurku jest wielkim plusem. Na dodatek, w zestawie dostajemy małą indukcyjną ładowarkę, na którą można odłożyć pudełko. No i idąc na cały dzień do Miasteczka Orange, mając w perspektywie telekonferencje, mogłem po prostu wsunąć je (słuchawki, nie telco) do plecaka. Wygoda na duży plus.
A jakby co, to w naszym sklepie też znajdziecie sporo słuchawek :) https://www.orange.pl/esklep/sluchawki-do-smartfonow
Motorola Edge 30 Ultra – do kurtki i do garnituru
31% baterii w 5’, 100 proc. w niecałe 30. To statystyka, która przychodzi mi do głowy pierwsza, gdy podsumowuję testy Motoroli Edge 30 Ultra. Telefony pięknie wyglądające, z dyskretnie mieniącą się w świetle obudową, idealnie oddającym kolory OLEDem, bardzo dobrym aparatem – to wszystko było! Takie, które mają dobrze działającą, nieprzeładowaną wynalazki nakładkę na Androida – też, choć w tej materii faktycznie jak dla mnie dominuje Motorola. Ale możliwość ładowania prądem 120 W to wciąż rzadkość. Tymczasem sytuacja, gdy mojego prawie wyładowanego smartfona, o flagowej wydajności, mogę nakarmić do pełna, samemu jedząc szybkie śniadanie, jest nieoceniona!
Motorola Edge 30 Ultra to pełnoprawny flagowiec, który nie ma czego się wstydzić przed teoretycznie bardziej renomowaną konkurencją. Snapdragon 8+ Gen 1 i 12 GB RAMu? Nic nie jest mu straszne, sam bywałem zdziwiony wchodząc do aplikacji, z której korzystałem kilka godzin wcześniej, że jeszcze jest otwarta. Filmów nie robię, więc nie narzekam, że obiektywy (poza głównym) nie kręcą w 4K. Tryb nocny jest znakomity, a 200-megapikselowa matryca dba o każdy szczegół (choć zdjęcia w tym trybie są wyjątkowo „ciężkie”. Choć wysepka z aparatami wyraźnie wystaje, design jest gustowny i nie wywołuje we mnie dysonansu. Ekran 20:9 (bliższy kinowego 21:9)? #lubięto, pół odcinka serialu w metrze, w drodze do pracy, to przyjemność na takim sprzęcie.
Motorola Edge 30 Ultra to sprzęt, którego nie zawstydzi się nawet menedżer wysokiego szczebla. Testowana przeze mnie wersja czarna, z dyskretnie mieniącymi się metalowymi pleckami, pasuje i do kieszeni kurtki i do garnituru, a nawet wyjątkowo wymagający użytkownik Edge 30 Ultra nie będzie miał się do czego przyczepić. Kolejna świetna Motka i dowód na to, że ten producent robi urządzenia naprawdę dla każdego.
Telefony Motoroli znajdziecie oczywiście w naszym sklepie https://www.orange.pl/esklep/telefony-i-urzadzenia/motorola
Samsung AX32 – Efektywny, ale zbyt mało szczegółowy
Małe mieszkanie ma wiele plusów, ale gdy przychodzi do gotowania – może się zrobić ciężko. Dlatego z radością przyjąłem propozycję testów oczyszczacza powietrza Samsung AX32 akurat w okresie przedświątecznym, gdy z zapałem rzuciłem się do gotowania (efekt zaskoczył nawet mnie, ale to nie blog kulinarny :) ). Tym bardziej, że mogłem go postawić obok używanego przeze mnie na co dzień oczyszczacza innej firmy.
Gdy nad kuchnią wzniosła się para, zawartość garnków zaczęła bulgotać, a patelni – skwierczeć, mnie spojrzenie na oba oczyszczacze... zaskoczyło. W zasadzie ani razu nie zdarzyło się, by pokazywały to samo! Dlatego „w zasadzie”, że o ile mój prywatny pokazuje poziom PM 2,5 w mikrogramach na m3, to AX32 ma cztery poziomy, do których dostosowuje się też kolor lampek na wyświetlaczu. 1 – jest dobrze, 2 – jest średnio, 3 – źle, 4 – bardzo źle. Czy to lepiej? Ja wolę informacje bardziej szczegółowe. Gorzej jednak, że czasami wiatrak Samsunga AX32 wył niczym startujący myśliwiec (to nie zarzut, przy dużym zanieczyszczeniu tak być musi), podczas gdy cichutki konkurent pokazywał „010”, ew. Samsung stał cicho, a przy konkurencie można było suszyć włosy. Dziwne. Niestety nie byłem gotów na dokładne testy, więc nie wiem, który miał rację :(
Nie podlega natomiast dyskusji fakt, że Samsung AX32 to sprzęt ładny, minimalistyczny i gustownie wkomponowujący się w małe mieszkanie. Jego twórcy zdecydowanie umieją w design. Obsługa przez aplikację Smart Things to wzór, jeśli chodzi o kontrolę nad sprzętami IoT, a Hani na bank podobałoby się, że z poziomu aplikacji możemy nawet zobaczyć, ile kosztował prąd, który zużyło nasze mądre urządzenie.