;

Gaming

Dlaczego wszyscy grają w Hogwarts Legacy? (1)

Bartosz Graczyk

20 lutego 2023

Dlaczego wszyscy grają w Hogwarts Legacy?
1

Hogwarts Legacy jest ogromnym hitem. Dawno żadna gra wideo nie zrobiła takiego szumu w mediach jak dzieło Avalanche Studios. Czy naprawdę jest aż tak dobra? Skąd wziął się jej sukces?

Mam dziwne wrażenie, że internet podzielił się na dwa obozy. Tych, którzy grali w Hogwarts Legacy i tych, którzy jeszcze nie. Z produkcją wiąże się też wiele kontrowersji, spekulacji i skrajnych emocji.

Przełamałem się i kupiłem Hogwarts Legacy

hogwarts legacy postaci

Nie jestem Potterheadem, czyli wielkim fanem marki. O produkcji tylko słyszałem i obserwowałem wydarzenia z nią związane z perspektywy „dziennikarskiej”. Czuję się w obowiązku, być na bieżąco ze światem gier i technologii. Samo Hogwarts Legacy nie znalazło się jednak na mojej liście zakupów. Szczególnie, że to droga przyjemność – za wydanie konsolowe ok. 300 zł. Mimo tego, już kilka dni przed premierą gry widziałem dziesiątki, jak nie setki treści związanych z Hogwarts Legacy! Gra była wszędzie. Na TikToku, Facebooku, Youtube i Instagramie. Wzbudziła ogromne zainteresowanie, a fani sami tworzyli reklamę dla producenta.

Nie wszystkim jednak dzieło spod marki Harry’ego Pottera się spodobało. Niektórzy postanowili „zbojkotować” produkt, ze względu na kontrowersyjne, publiczne wypowiedzi J.K Rowling.

To nie przeszkadzało, by w jednym momencie na samym Steamie w grę grało ponad 500 tys. użytkowników! A pamiętajmy, że do statystyk wliczane są tylko wydania PC na platformie Steam, a gra była sprzedawana jeszcze w Epic Games Store, czy na konsolach nowej generacji. Mamy więc bezdyskusyjnie do czynienia z hitem. Czy jest on jednak wart uwagi i co przyciągnęło tylu graczy do Hogwarts Legacy? Mimo początkowego dystansu postanowiłem to sprawdzić.

Pierwsze wrażenia piątoklasisty z Hogwarts Legacy

Hogwarts Legacy to po prostu spełnienie marzeń, a dokładniej spełnienie marzeń pokoleń Y i Z, które wychowały się na książkach i filmach z Harrym Potterem. Doczekali, że mogą otrzymać list z Hogwartu i rozpocząć naukę sztuki magii! Na tym aspekcie bazuje cała gra i wydaje mi się, że jest to jeden z najważniejszych czynników sprzedażowych. Już na początku, jeszcze przed stworzeniem własnej postaci, otrzymujemy korespondencję od wicedyrektorki szkoły.

hogwarts legacy zycie

Z jednej strony fabuła gra pierwsze skrzypce, bo stajesz się uczniem Hogwartu, z wyjątkowymi umiejętnościami rozumienia prastarej magii, który zaczyna naukę od piątego roku. To jednak nie wszystko. W magicznym świecie mamy bunt gnomów, który próbujemy stłamsić. Hogwarts Legacy tworzy własną, unikalną historię. Choć dzieje się w świecie Harry’ego Pottera, chronologicznie ma miejsce jeszcze przed narodzinami Chłopca-Który-Przeżył i nastaniem Volde… tzn. sami-wiecie-kogo. Trzonem wydarzenia jest poznawanie Hogwartu oraz rozbudowa motywów pierwotnie znanych z książek i filmów.

Niby magia, ale trochę mechaniki

Mechanika gry jest dość złożona. W końcu to RPG, ale aż prosiłoby się, żeby niektóre z jej aspektów rozbudować. Całość gry krąży wokół poznawania tajników magii oraz środowiska nauki młodych czarodziejów z Wielkiej Brytanii, czyli Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

hogwarts legacy czary

Także nasz protagonista rozpoczyna przygodę ze zdobywaniem wiedzy o sztukach magicznych. Towarzyszyć mu w tym będą specjalne minigry, np: rysowanie wzoru za pomocą analoga by nauczyć się nowego zaklęcia. Weźmie udział w pojedynkach magicznych oraz odkryje nowe zakamarki zamku za pomocą czaru „Revelio”. Można powiedzieć, że jest to połączenie gier z serii Harry Potter, ale w bardziej rozbudowanej formie oraz bez elementów platformowych i Quiditcha (nad tym mocno ubolewam). Mimo braku najpopularniejszego sportu w świecie magii, nadal możemy latać na miotle i zwiedzać nie tylko Hogwart, ale również jego okolice.

hogwarts legacy walka

Te aspekty wywołały na mojej twarzy ogromnego „banana”. W końcu poczułem się jakbym brał udział w filmie z uniwersum Pottera. Tego odczucia nie dały mi poprzednie gry od EA. Mniej radochy sprawia forma w jakiej przedstawiona jest gra. Gatunek RPG cechuje się dużą ilością „zdobyć”, „znajdziek” oraz innych zapychaczy. Te wpływają na rozwój postaci. Jest ich sporo, bo główny bohater zdobywa punkty doświadczenia przez naukę. Co jak co, ale ma wiele informacji do przyswojenia jako uczeń piątego roku. Niestety gra rozwija się powoli. Zanim zdobędziemy podstawowe umiejętności, minie trochę czasu. Zaklęć możemy używać głównie na oskryptowanych elementach gry, co oznacza, że sianie zamętu za pomocą „Vingardium Leviosa” („Lewiooosa! Nie Lewio-SA!”) jest niemożliwe.

Hogwart żyje, ale uczniowie chyba zostali spetryfikowani

Chociaż cały zamek jest pełny nie tylko magii, ale również i interakcji z obiektami, nie do końca spełnia moje oczekiwania. Głównie dlatego, że NPC, z którymi mamy możliwość wejścia w dialog okazują się… dość drętwi. Większość ścieżek rozmów jest dość przewidywalna. Brakuje akcji, niepewności. Postaci poboczne są do bólu archetypowe. Niestety to odbiera uroku Hogwartu. Już na początku gry, gdy dochodzi do wyboru Domu, do którego będziemy należeć, prosty quiz przeprowadzony przez Tiarę Przydziału jest… no cóż, prosty. To dwa niezależne od siebie pytania, które różnią się jedynie kilkoma zdaniami. Jedynie drugie pytanie o to, jaki jest nasz charakter decyduje o przydziale. Jeżeli choć trochę jesteś zaznajomiony z uniwersum Harry’ego Pottera i wiesz czym cechują się poszczególne Domy, nie będzie dla Ciebie niespodzianką do jakiego trafisz.

Podsumowując, rozumiem dlaczego internet jest zafascynowany grą. Hogwarts Legacy to dobra zabawa i spełnienie marzeń niejednego millenialsa, a jednocześnie prosta, ale bardzo przyjemna gra RPG.

Udostępnij: Dlaczego wszyscy grają w Hogwarts Legacy?
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Key. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Komentarze

  • komentarz
    pablo_ck 04:06 21-02-2023
    A ja nie gram i jeszcze żyje 🤪 Fajny wpis 💪
    Odpowiedz

;

Oferta

Tylko dziś tańszy OPPO Reno 7 Lite 5G (1)

Wojtek Jabczyński

19 lutego 2023

Tylko dziś tańszy OPPO Reno 7 Lite 5G
1

W niedzielnej okazji mamy dla Was bardzo przyzwoity smartfon ze średniej półki – OPPO Reno7 Lite 5G 8/128 GB. W ofercie bez abonamentu kupicie go aż o 359 zł taniej. Dostępny jest w opcji 20 rat miesięcznych po 92,45 zł lub jednorazowo za 1 849 zł. Szczegóły oferty tutaj.

Producent OPPO Reno7 Lite 5G 8/128 GB postawił na wysoką jakość zdjęć i wideo. Aparat ma potrójny obiektyw wspomagany sztuczną inteligencją. Możecie też zrobić nim portrety z rozmytym tłem i panoramy. Do tego ultrastabilizacja wideo oraz możliwość robienia filmów jednocześnie przednią i tylną kamerą. Warto też wspomnieć o wytrzymałej baterii z superszybkim ładowaniem i funkcji oszczędzania energii.

Udostępnij: Tylko dziś tańszy OPPO Reno 7 Lite 5G
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Car. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Komentarze

  • komentarz
    pablo_ck 04:05 21-02-2023
    Osobiście polecam, mam Oppo Reno 6 5G i robi naprawdę fajne zdjęcia, więc ten może robić jeszcze lepsze ♥️
    Odpowiedz

;

Oferta

Co w gadżetach piszczy (46) (1)

Michał Rosiak

18 lutego 2023

Co w gadżetach piszczy (46)
1

Wracamy z gadżetami, nie ma na co czekać! Co więcej – zdziwicie się, ale po raz pierwszy od 10 miesięcy nie opisuję w moim nieregularniku żadnego smartfona. Dzisiaj przyszedł czas na wyjątkowy zegarek, mysz, która skradła moje serce i… sprzęt, który absolutnie nie pasuje do domu.

Huawei Watch D – Lekarz na nadgarstku

Zegarek Huawei Watch D

„Pół godziny temu bardzo źle się poczułem, jadąc w autobusie. Od razu zmierzyłem sobie ciśnienie i zrobiłem EKG. Co prawda nie zrobiło mi się od tego lepiej, ale przynajmniej się uspokoiłem, że nie dzieje się nic bardzo złego”.

Brzmi jak fragment jakiegoś serialu science fiction, tymczasem to sytuacja, która zdarzyła mi się tydzień temu. Nigdy nie ukrywałem, że uwielbiam serię Huawei Watch GT, opisując te smartwatche na blogu (10 miesięcy temu GT3). Huawei Watch D to kolejny krok do przodu i pierwsze tego typu urządzenie z certyfikatem urządzenia medycznego (wydanym przez TÜV Rheinland).

Po latach korzystania z okrągłych GT trudno mi było przyzwyczaić się do prostokątnego. Jak dla mnie Watch D jest raczej brzydki. No ale mnie też daleko do Mistera Uniwersum, więc jakoś się dogadujemy 🙂 Bateria jest nieco słabsza, niż GT. Wystarcza na ok. tydzień (a nie 10-14 dni). Problem? Ja po prostu ładuję zegarek co tydzień, puszczając oko do tych, którzy muszą to robić codziennie 🙂

Wydając spore pieniądze (nawet dwa razy więcej, niż GT) na Huawei Watch D robimy to jednak z racji jego nowych funkcji.

Ale jak to, zmierzyć ciśnienie zegarkiem? Przecież to się musi opaska zacisnąć!

A kto powiedział, że się nie zaciska? Dlatego właśnie w Watch D musimy korzystać z dostarczonego ze sprzętem paska, z przypominającą folię „wyściółką”. To ona po uruchomieniu pomiaru ciśnienia nadmuchuje się i zaciska czujnik na nadgarstku. A wyniki? Jak można się spodziewać, nie odbiegają od profesjonalnego sprzętu.

Co do EKG nie miałem rzecz jasna porównania, ale gdy tylko trafię do internisty, pokażę mu wykres, który  po wykonaniu badania możemy obejrzeć w aplikacji Huawei Zdrowie. Wygląda jak taki z urządzenia w przychodni, tylko, że tam przypinają nam czujniki (o ile pamiętam 6), a przy zegarku mamy się po prostu nie ruszać i przytknąć palec do przycisku „Health”, który okazuje się pełnić rolę elektrody.

Mam też nowe, udoskonalone wersje monitorowania snu, tętna i natlenienia krwi. Nie zabrakło trybów treningowych, skonfigurowanych nawet dla niekoniecznie popularnych sportów. Kluczem jest jednak dla mnie fakt, że „w razie czego” noszę na nadgarstku małego lekarza. W moim wieku to już się może zacząć przydawać.

W naszym sklepie mamy oczywiście oddzielne miejsce dla smartwatchów i inteligentnych opasek, wśród nich również Huawei.

Logi MX Master 3S – mysz kompletna

Mysz Logi MX Master 3S

Komputerowa mysz – najbardziej niedoceniane akcesorium w biurowej pracy. Jest niczym muzyka filmowa – generalnie nie zwracamy na nią uwagi, ale bez niej… no coś jest nie tak.

Przez większość życia korzystałem ze zwykłych gryzoni na kablu, które wpadły mi pod rękę. Moją prywatną Logi M590 kupiłem za czasów pandemii, gdy zaczęła się praca w trybie home office. Szukałem myszy: 1) na bluetooth; 2) z cichymi przyciskami. I choć M590 spisywała się świetnie, MX Master 3S, pierwsza mysz segmentu premium, z której korzystam, wciąga ją no… wejściem USB-C.

USB-C dlatego, że do topowej myszy Logi nie musimy przetrząsać szuflad w poszukiwaniu baterii. Ładowanie do pełna ma wystarczyć na 70 dni, a o tym, że zbliża się do końca, poinformuje nas lampka na obudowie, bądź alert z aplikacji Logi Options+. Ta druga to dla mnie absolutny gamechanger, pozwala bowiem na rozbudowane możliwości konfiguracji gryzonia. Pod każdy przycisk możemy podłączyć szereg działań, co więcej – działania te mogą być zależne od… aplikacji z której korzystamy! Ja szybko przyzwyczaiłem się do bocznego kółka, przy użyciu którego w przeglądarce przechodzę między otwartymi tabami, zaś w Excelu – przewijam arkusz w poziomie.

Przycisków na charakterystycznej bryle „flagowca” Logitecha jest sześć. Ten pod główną rolką zwalnia jej hamulec elektromagnetyczny, co pozwala błyskawicznie przewinąć nawet długi artykuł, tekst, czy kod. Dwa boczne, pod poziomą rolką, wykorzystuję głównie do kopiowania i wklejania tekstu. Dolny zaś, na wystającym z lewej strony elemencie bryły myszy, po przytrzymaniu pozwala np. na przesuwanie treści, nie mieszczącej się na cały ekranie.

Hitem są jednak dwa „główne”. A to dlatego, że trzeba się mocno skupić, żeby je usłyszeć. Myślałem, że M590 była cicha! W MX Master 3S reakcję myszy na naszą aktywność czuć pod palcami, ale totalnie jej nie słychać. Tak, wiem, że jej sensor działa do 8000 DPI. Dla mnie to niepotrzebne, ja ustawiam go na bodaj na 40%, a i tak jest idealnie. No ale jeśli ktoś robi grafikę, czy montuje wideo – jemu może się przydać. No i – last, but not least – bryła. Na pierwszy rzut oka może wydawać się niewygodna, ale już po kilku dniach pracy mój nadgarstek zaczął szeptać: „Stary, dzięki!”. Warto też wspomnieć, że naszą bohaterkę można sparować z trzema urządzeniami, które przełączamy guzikiem na spodzie urządzenia.

Myszy w naszym sklepie… Cóż, ich akurat nie mamy 🙁 Ale zerknijcie w kategorię „Akcesoria” – jest sporo innych fajnych rzeczy.

Brother MFC-L9670CDN – Zwierzę biurowe

Drukarka Brother MFC-L9670CDN

„Rany boskie, Rosiu – co to za kolos!” – zareagowali koledzy, gdy kurier wjechał wózeczkiem z pudłem, które – jak się potem okazało – ważyło prawie 40 kg. Nowy „laser” od Brothera, MFC-L9670CDN, na pierwszy rzut oka wydawał się nieco mniejszy… Choć z drugiej strony nie jest to wcale przesadnie wielki sprzęt, nie zdominował swoimi rozmiarami naszego niewielkiego CERTowego open space’u. Ale fakt, ciężkie to pieruńsko. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego możliwości.

12 tysięcy stron w czerni i bieli, 9 tysięcy w kolorze! Zawsze lubiłem podejście Brothera do klienta. Kto nigdy nie spotkał się z sytuacją, gdy po wydrukowania liczby stron zdecydowanie poniżej oczekiwań musiał wymieniać materiały eksploatacyjne? Tu tego ryzyka nie ma.

Tak w ogóle, to fakt, że MFC-L9670CDN jest dość mały, nie oznacza, że taki musi pozostać! Bez obaw, nie dorośnie i nie zacznie pyskować ;), ale modułowość rozwiązań biurowych Brothera powoduje, że po dołożeniu podajników papieru urządzenie może stać się biurowym kombajnem, który ustawimy na podłodze. Choć w sumie, gdy stoi na biurku, też nie ma sobie nic do zarzucenia! Gdy przez pierwszą kartką się nagrzeje, kolejne, nawet gdy są to pełne soczystych kolorów zdjęcia, wylatują w tempie czarno-białych kartek z kserokopiarki.

Sporej części biurowych możliwości MFC-L9670CDN nie miałem możliwości przetestowania. Podłączenie na testy nowej drukarki do sieci korporacyjnej, w tak dużej firmie jak Orange? Mówmy o rzeczach realnych 🙂 Ograniczenia i kontrola dostępu użytkowników, zarządzanie tożsamością, funkcje bezpiecznego drukowania w formie „prosto z pudełka”. W zasadzie ciężko się do czegokolwiek przyczepić.

Bo na pewno nie do jakości wydruków. Gdy spojrzymy na z bliska, dotykając nosem kartki, faktycznie widać, że to z drukarki. Ale gdy włożymy papier lepszej klasy niż biurowa taniocha, a efekt schowamy do ramki – nikt nie powie, że to nie zdjęcie.

Oczywiście – jak się domyślacie – to nie są tanie rzeczy. Ale tak, jak przy dwóch poprzednich gadżetach mieliśmy do czynienia z urządzeniami, które można określić mianem konsumenckich, tak Brother MFC-L9670CDN to nie jest sprzęt, który za „końcówkę” z pensji kupimy sobie do domu. Ale mam pewność, że to absolutnie zwierzę biurowe.

Udostępnij: Co w gadżetach piszczy (46)
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Plane. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Komentarze

  • komentarz
    pablo_ck 04:03 21-02-2023
    Nowy smartwatch Huawei, pragnę go 🤪♥️ Chociaż Apple też robi fajne urządzenia z tego segmentu, tylko ich cena, aż serce boli i wtedy EKG pilnie potrzebne 😉
    Odpowiedz

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej