- Chcesz wiedzieć, czym jest prawdziwa adrenalina? To stań w bramce, a Karol rzuci ci karnego - zaproponował mi 7,5 roku temu, podczas zgrupowania przed mistrzostwami świata w Portugalii, ówczesny skrzydłowy reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych, Piotr Obrusiewicz. Z propozycji "Lolka" rzecz jasna nie skorzystałem (może dzięki temu mogę teraz pisać :) ), bowiem Karol Bielecki - bo to o nim mowa - już wtedy słynął z niewiarygodnie potężnego rzutu. Bramkarz reprezentacji Słowacji Martin Pramuk nie miał w piątek wyjścia - musiał bronić, a Bielecki w drugiej połowie zupełnie odebrał mu chęć do życia...
Choć inauguracja szczypiorniackiego mundialu (ciekawe, czy Czytelnicy Bloga Sportowego wiedzą dlaczego piłkę ręczną w Polsce nazywamy szczypiorniakiem?) wypadła dla biało-czerwonych na plus, to nerwów przysporzyli nam co niemiara. To nie jest już wzbudzająca sensację w sportowym świecie drużyna, która w 2007 roku, szokując nawet rodaków, doszła do finału mistrzostw świata w Niemczech, by tam ostatecznie ulec gospodarzom. Swoją drogą ówczesne półfinałowe spotkanie Polaków z Danią, wygrane po dwóch dogrywkach (!) to dla mnie jeden z najważniejszych meczów w historii naszego sportu, a wielu Polaków – w tym oczywiście ja – omal nie dostało przed telewizorami wielokrotnych ataków serca.
Teraz jesteśmy w ścisłym gronie faworytów i już w pierwszym meczu Słowacy udowodnili, że żaden rywal nie zostawi podopiecznym Bogdana Wenty nawet odrobiny marginesu na błędy. I zastanawiam się tylko, po nienajlepszych pierwszych 40 minutach Polaków, ile jest w nich pychy, a ile pokory... Historia pokazuje, że gdy gracze z Orłem na piersi zapowiadali - tak jak teraz, iż jadą na wielką imprezę po medal (nie daj Boże złoty!) zazwyczaj kończyło się na... słowach. Ja jednak od początku mocno wierzę w charyzmę "Wentyla" i olbrzymi szacunek, którym szkoleniowiec cieszy się u swoich zawodników. A także w to, że wraz z wiarą w siebie, potrafi wtłoczyć w ich serca również niezbędną odrobinę pokory. Jedno jest pewne - żadna siła nie oderwie mnie sprzed telewizora, gdy Polacy będą wybiegać na parkiet i liczę, że stanie się tak również 30 stycznia, podczas meczów o medale szwedzkiego mundialu. Bo w to, że Wenta wyciągnął już wnioski ze słowackiej "rozgrzewki" i odpowiednio przekazał je swoich graczom, akurat nie wątpię.
PS: A Sławek Szmal jest bogiem piłki ręcznej! Był nim już za czasów Warszawianki i na szczęście tak mu zostało.