Pomagał od najmłodszych lat. Najpierw po sąsiedzku, potem w szkole i w pracy. Tak zostało to do dzisiaj. Uczy dzieci bezpiecznie korzystać z internetu, seniorów używać smartfona, a emigrantów z Ukrainy i Senegalu - języka polskiego.
Robert Badowski w Orange pracuje od 22 lat i pomaga rozwijać się naszym kolegom i koleżankom obsługującym klientów biznesowych. Mieszka w Łodzi.
Budowanie stodoły
- Pamiętam, że jak byłem dzieckiem wyjeżdżałem do cioci do Anielina (wieś za Inowłodzem) gdzie spędzałem końcówkę wakacji. Na wsi zawsze było coś do roboty, więc razem z dziećmi gospodarza byliśmy brani „do pomocy” - wspomina Robert. - Lata 70. i 80. nie były łatwe, ale sąsiedzka pomoc wszechobecna. W budowaniu nowej stodoły u jednego z sąsiadów uczestniczyło pół wsi, jeśli nie cała. Żniwa to też przykład pracy grupowej. Nie używano kombajnów, całą pracę wykonywali ludzie. Byłem dumny, gdy w czasie przerwy mogłem usiąść ze starszymi i napić się kawy zbożowej z metalowego kubka, jak inni dorośli. Dla dzieci i młodzieży była woda z wiadra - śmieje się na to sentymentalne wspomnienie.
Można powiedzieć, że wolontariat wsiąkł w Roberta gdzieś na polu pod Anielinem. To, co wyniósł z młodości, zabrał ze sobą do pracy. Do nas trafił w 2001 roku z łódzkiego banku. Na początku pomagał potrzebującym przy tzw. opiece długoterminowej. Czasem chodziło o ogarnięcie kwestii technicznych w lokalach, czasem męską pomoc przy pacjentach leżących a czasem o zwykłą z nimi rozmowę.
Dla pacjentów, dzieci i seniorów
Z Fundacją Orange zaczął współpracować 14 lat temu. Jedną z pierwszych samodzielnych akcji był remont świetlicy w szpitalu Centrum Zdrowia Matki Polki wykonany w 48 godzin. Mała grupa ambasadorów Fundacji Orange oraz sympatyków zebrała się w Łodzi i w weekend odnowiła świetlicę dla dzieci. Potem przyszły zajęcia w szkołach i domach dziecka. Był też epizod dla seniorów i seniorek.
- W akcję „Telefon dla seniora” wkręciłem się przez teściową, kiedy zdecydowała się „przesiąść” z telefonu guzikowego na dotykowy - wspomina Robert. - Naturalnie nabrałem wtedy doświadczenia przez pracę z najtrudniejszym uczniem pod słońcem. Czasami słyszę, jak zagaduje rówieśników. - A twój telefon, to ile ma RAM? Pamiętam, że pierwszym sponsorem, który zaopatrzył mnie w 5 smartfonów na zajęcia w Klubie Seniora przy Domu Kultury na Chojnach w Łodzi, byli przyjaciele z Wydziału Opiekunów Klientów Kluczowych. Dziękuję jeszcze raz.
Jak wielu naszych wolontariuszy i wolontariuszek, Robert zaangażował się też w lekcje bezpiecznego internetu dla najmłodszych. - Naprawdę trzeba niedużo, aby pomagać. Są gotowe materiały i wystarczy z nich mądrze korzystać - przekonuje.
To „mądrze” w przypadku naszego kolegi oznacza… robić dużo więcej. Dzieciaki nie tylko słuchają i rysują, muszą też dotknąć, poczuć. Dlatego wprowadził na lekcje gadżety: są kości komputerowe, prawdziwy ebonitowy telefon stacjonarny, różne kable i przewody, jest też metr światłowodu. Robert zrezygnował z wyświetlania części standardowych filmów szkoleniowych, bo dzieci źle na nie reagowały. Zastąpił je inscenizacjami „Jak działa firewall?”, „Co robi antywirus?”. Prowadził lekcje w wielu łódzkich szkołach podstawowych. - Pedagodzy już mnie znają. Jak chcą lekcje z bezpiecznego internetu to do mnie dzwonią. Nigdy nie odmówię.
A jak połączyć lekcje o Internecie z ekologią? - Opuszczając jedną z lokalizacji musieliśmy się pozbyć materiałów po Orange Customer Services - opowiada Robert. - Znalazłem pod koszem pudła z papierem firmowym. Zamiast je wyrzucić zabrałem „śmieci” do domu i pousuwałem dane identyfikacyjne nożyczkami. W ten sposób papier firmowy stał się eleganckim blokiem rysunkowym z kilkoma tysiącami kartek. Drukowane były na nich materiały na zajęcia dla dzieci lub powstawały rysunki telefonów przyszłości. Dałem papierowi „drugie życie” - śmieje się. Małe rzeczy mają znaczenie.
Miód na serducho
- Wolontariat daje mi nie tylko satysfakcję z pomagania potrzebującym, ale też szansę by spotkać zaangażowanych ludzi. Razem robimy coś bezinteresownie dla innych. To jest miód na moje serducho. Zachęcam wszystkich, by do nas dołączyli. I jeszcze raz podkreślę - naprawdę tak niewiele trzeba. Przykład? Dwa razy w tygodniu po 30 minut rozmawiam z imigrantami po polsku w ramach akcji „Chodź na słówko” prowadzonej przez Fundację Polskie Forum Migracyjne. Chodzi w niej o to, aby szybciej „łapali” nasz język, lepiej się komunikowali i pewniej się u nas czuli - kończy Robert.