Trochę mniej dziś o sporcie, a więcej o nietypowej podróży kadry do Kanady. W Chicago trwał niedzielny doroczny maraton, który paraliżował miasto więc kadra opuściła hotel Seneca już kwadrans po 9. Godzina podróży na lotnisko nikogo nie dziwiła, zdziwiło za to wszystkich, że po przyjeździe na jakieś peryferie lotniska brama była zamknięta i po kkrótkiej rozmowie z "obrońcami bramy" trzeba było zawracać do pobliskiego centrum handlowego. Okazało się, że nasz samolot dopiero startuje z Filadelfii i na lotnisku będzie za godzinę. Ale przy 28 stopniach w październiku godzina na świeżym powietrzu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, więc żądnych sensacji uprzedzam, że ewentualny róż na policzkach zawodników to wpływ słońca, a nie np. czegoś w stylu "przygód krakowskich", dla niektórych z przykrymi konsekwencjami.
Po godzinie znów powróciliśmy bocznym wjazdem na lotnisko i po długiej podróży autokar z kadrą podjechał pod hangar, gdzie czekała wszystkich chyba jedyna tego typu odprawa celna. Walizki stały koło autokaru, na dwa stoly wykładało się klucze i inne metalowe przedmioty, a dwóch panów, zdecydowanie afrykańskiego pochodzenia, w tym hangarze prześwietlało każdego z naszych zawodników. Jeden był tak uprzejmy, że niemal czystą polszczyzną mówił "teraś nastepny". Procedura w hangarze tuż obok wynajętego czartetu z włączonymi silnikami wprawiła wszystkich w dobry humor. A ten został podtrzymany, gdy w środku okazało się, że czekały wygodne skórzane fotele, stoły, czyli taki standard jak pewne znane mi linie lotnicze nie oferują nawet w klasie biznes. W końcu to samolot latający na czarterach m.in. dla drużyn NBA, więc i kurczak i owoce na pokładzie świeże i wygoda nieporównywalna. W całym tym zamieszaniu dopiero na pokładzie przypomnieliśmy sobie, że nie było odprawy paszportowej, a wiec teoretycznie choć jesteśmy w Montrealu, to nadal jestesmy w USA bo z niego według immigration office nie wylecieliśmy.
"To jednak da się załatwić" powiedział z kolei czystą polszczyzną kanadyjski policjant, który powitał nas na odprawie paszportowej w Kanadzie, w dodatku przeprowadzonej jeszcze w samolocie. Zamiast pieczątki na kanadyjskiej wizie złożył fantazyjny podpis przypominający szpadę muszkieterów, co pokazuje, że jesteśmy w francuskiej częsci Kanady. Jak się okazuje można więc niemal na twarz przelecieć z ponoć najbardziej policyjnego kraju jakim jest USA do nie mniej zorganizowanego Państwa jakim jest Kanada. A procedury przypominają przejazd z Liberii na Wybrzeże Kości Słoniowej. Tak więc prosto z płyty lotniska autokarem dojechaliśmy do centrum Montrealu, gdzie kadra będzie przebywać do środy. Tak na marginesie w tym samym hotelu jest również reprezentacja Ekwadoru, która pozbawiała nas złudzeń na MŚ 2006.
Zawiedzeni mogli być tylko ci polscy kibice, którzy pojawili się na głównym lotnisku w Montrealu aby powitać reprezentację. Ale tych kilkunastu z pewnoscią pojawi się na meczu we wtorek, więc moze występ bialoczerwonych to wynagrodzi.
A krótkie obrazki z odprawy znajdą się z pewnością na www.bialoczerwoni.com.pl