Gaming

Pokemon Violet – czy warto zagrać?

16 stycznia 2023

Pokemon Violet – czy warto zagrać?

Pokemon Violet to kolejna odsłona znanej serii gier wideo na konsole Nintendo. Szybko stała się najlepiej sprzedającą się częścią gry. Pobiła rekordy zarówno w Wielkiej Brytanii jak i Stanach Zjednoczonych, czyli rynkach, które są wyznacznikami popularności największych tytułów. Czy duża sprzedaż łączy się z dobrą jakością? Sprawdźmy to!

Tradycji stało się zadość. Każda kolejna odsłona Pokemon zostaje wydana w dwóch wersjach. W tym przypadku Violet i Scarlet. Rutynową różnicą względem edycji są różnice pomiędzy specjalnymi stworkami. Pudełka poszczególnych odsłon są oznaczone ekskluzywnymi, legendarnymi pokemonami. Wspomniane powyżej stworki grają ważną rolę w serii, ponieważ do tej pory stanowiły punkt kulminacyjny gry. Zdobycie ich oznaczało pewnego rodzaju osiągnięcie. Tym razem jednak gracz otrzymuje legendarnego towarzysza niemalże na starcie. W zależności od edycji jest to Koraidon, lub Miraidon, czyli Pokemon z przeszłości lub z przyszłości.

Pokemon Violet, a Pokemon Scarlet

W Pokemon Violet/Scarlet zaszło wiele zmian względem poprzedników. Ogromną rolę w grze pełni fabuła i otwarty świat. Te aspekty są mocno ze sobą powiązane. Grę rozpoczynamy jako uczeń Naranja Academy tzn… Orange Academy :-), w pięknym regionie zwanym Paldeą. Paldea czerpie inspiracje garściami od półwyspu iberyjskiego. W grze możemy „usłyszeć” (choć bardziej przeczytać, o czym później), nawiązania językowe do hiszpańskiego, a także odwiedzić tereny zarówno egzotyczne, jak i bardziej „europejskie”. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tego regionu jest wielki „Paldeański Krater”, który znajduje się na środku mapy. To teren nie do końca zbadany, pełen niebezpieczeństw i mitycznych Pokémonów z przeszłości lub z przyszłości (w zależności od wersji). Z tamtąd pochodzi również nasz osławiony przyjaciel Miraidon lub Koraidon, którego wraz ze swoją rywalką ratujemy z opresji, częstując kanapką. Od teraz nowy przyjaciel będzie nam towarzyszył jako środek transportu aż do końca podróży. Podróży dokąd się zapytacie?

Wielkie badania Paldei

pokemon violet mapa

Jako zwykły uczeń bierzemy udział w szkolnych lekcjach, gdzie odpowiadamy na pytania nauczycieli, czy też w minigrach, które służą za formę „praktyki”. To jest jednak jedynie część gry – smaczek, który można pominąć. Najważniejszym elementem są wielkie badania Paldei, podczas których uczniowie zwiedzają region, a każdy realizuje swoje własne cele.

W poprzednich odsłonach Pokemon, rozgrywka była dość prostoliniowa. Podróżowaliśmy od lokacji do lokacji po wyznaczonych ścieżkach. Pokonywaliśmy kolejnych Gym Leaderów, by dotrzeć do Victory Road, pokonać swojego rywala, a następnie zostać mistrzem Pokemon. Im więcej „bossów” pokonaliśmy, tym mocniejsze stworki byliśmy w stanie złapać. Ten element jest również dostępny w Violet/Scarlet, ale to nie jedyne co ma nam do zaoferowania gra. Przed podjęciem walki z poszczególnymi „bossami” musimy przejść test i udowodnić, czy jesteśmy godni przystąpienia do pojedynku.

Oprócz Victory Road, gracz ma za zadanie pokonanie „Team Star”, czyli antagonistów z ubiegłorocznej odsłony. Ci, tak jak Team Leaderzy, charakteryzują się własnymi specjalizacjami. Gracz, by ich pokonać, musi wcześniej przygotować się na konkretny typ pokemona.

Kolejnym aspektem, na którym należy się skupić by ukończyć grę jest „Path of Legends”. Wraz z naszym przyjacielem Arvenem, walczymy z gigantycznymi pokemonami tytanami, które urosły do niewyobrażalnych rozmiarów przez zjadanie mistycznych ziół. Po ich pokonaniu, zbieramy składniki, a Arven przygotowuje pyszną kanapkę, która smakuje nie tylko naszej postaci, ale również legendarnemu towarzyszowi. Po jej zjedzeniu Miraidon/Koraidon odzyskuje siły, a co za tym idzie z większą łatwością jesteśmy w stanie przemieszczać się po Paldei. To właśnie, dzięki temu elementowi fabuły, Miraidon/Koraidon jest w stanie przemieszczać się szybciej, skakać wyżej, pływać, wspinać się po skałach, pływać, czy nawet latać.

Co łączy powyższe linie fabularne? Po pierwsze, sfinalizowanie ich wszystkich zapewni ukończenie kampanii. Po drugie, historia jest niezwykle wciągająca, ale dopiero w połowie gry. Zanim dotrzemy do intrygujących elementów, musimy przebrnąć się przez masę tekstu. Niestety bowiem, w trzeciej dekadzie XXI wieku, studio Game Freak nadal nie korzysta z podkładów głosowych…

Inne atrakcje dostępne na mapie

Nowością w Pokemonach jest „Terestalizacja” pokemona, czyli albo wzmocnienie jego konkretnego typu, albo totalna zmiana na potrzeby walki. To dynamizuje rozgrywkę, ale wizualnie jest mnie spektakularne niż „Gigantamax”, czy „Mega ewolucja” z poprzednich odsłon. Wzmocnione Pokemony możemy odnaleźć na dziko, przeczesując Paldeę. Co ciekawe, oprócz wzmocnienia, zazwyczaj mają podniesiony poziom względem gracza. To stanowi dodatkowe wyzwanie.

Kolejnym dodatkiem do gry są raidy, które możemy wykonywać samodzielnie lub w towarzystwie „internetowych kompanów”. W tym przypadku naszymi przeciwnikami są również „terastalizowane” formy stworków.

Najważniejszym elementem jest jednak – jak zawsze – Pokedex. W odsłonie Violet oficjalnie znajduje się w nim 400 pozycji do uzupełnienia. To jednak nie do końca prawda, bowiem na naszej drodze stanie kilka egzotycznych odmian poszczególnych stworków, co dodatkowo wydłuży rozgrywkę.

Największe wady i zalety Pokemon Violet/Scarlet

pokemon violet 2

Zdecydowanie największą zaletą jest ogrom atrakcji. Ta gra po prostu wciąga! Zmiany wprowadzone do serii uważam za udane, mimo faktu, że od czasu do czasu pojawiają się błędy. Kluczowe elementy gry pozostają te same, a są oprawione w piękne widoki otwartego dla gracza regionu Paldea. Przy tym tytule na Nintendo Switch można się po prostu zrelaksować. Ukończenie gry zajęło mi niezwykle dużo czasu, ponieważ co chwilę rozglądałem się za nowymi atrakcjami. Na każdym kroku czekał na mnie nowy stworek, lub ciekawa lokacja. Ta mapa jest tak otwarta, że możecie od razu wybrać się rejony przeznaczone dla lepiej rozbudowanych postaci. Właśnie tak zrobiłem, co powiększyło nie tylko poziom trudności, ale też… frajdę z grania.

pokemon violet 7

Mówiłem, że ta gra relaksuje? Tak, ale pod jednym warunkiem. Musicie mieć dużo czasu, ponieważ poszczególne animacje, czy przeklikiwanie dialogów zajmują WIEKI. Nie wiem tylko, czy jest to kwestia japońskiego podejścia do produkcji gier komputerowych, czy raczej niedbałości Game Freak oraz sztucznego przedłużania rozgrywki.

Podsumowując – w tę odsłonę zdecydowanie warto zagrać, szczególnie, że to produkcja dla każdego. Zarówno małe dzieci, jak i duże dzieci (czytaj: ja i mi podobni 🙂 ), będą się świetnie bawić przy Pokemon Violet/Scarlet.

Swoją drogą otrzymałem tę grę jako prezent na święta. Czyżby ktoś czytał moje poradniki?

Udostępnij: Pokemon Violet – czy warto zagrać?

Oferta

Niedzielna okazja: HP ENVY

18 grudnia 2022

Niedzielna okazja: HP ENVY

Laptop w prezencie? Brzmi dobrze! Tylko dziś w niedzielnej okazji kupicie laptop HP ENVY x360 aż 912 zł taniej, bez abonamentu.

Ten model ma dotykowy ekran, niezwykle wydajny procesor, a czas pracy akumulatora to aż 15,5 godziny!

Jeśli zdecydujecie się na zakup dzisiaj, to w opcji bez abonamentu zapłacicie za niego 113,86 zł/mc w 36 ratach 0%. To daje aż 912 zł obniżki w stosunku do pierwotnej ceny.

Sprawdźcie szczegóły promocji: niedzielna okazja

Udostępnij: Niedzielna okazja: HP ENVY

Gaming

Kupiłem hulajnogę elektryczną w Orange

21 listopada 2022

Kupiłem hulajnogę elektryczną w Orange

Zakup Xiaomi Electric Scooter 3 – to była jedna z najlepszych decyzji tego roku. Dzięki hulajnodze mogę swobodnie poruszać się po Warszawie bez stania w korkach. Do tego zaoszczędzę pieniądze i jestem bardziej eko. Opowiem Wam jak do tego doszło i może pójdziecie w moje ślady.

xiaomi electric scooter 3 orange 2

Nie przepadam za telemarketingiem. Wolę kupować w sklepie lub internecie. Staram się podejmować przemyślane decyzje, które są oparte na faktach, rozpisanych plusach i minusach konkretnego ruchu. W tym przypadku było… zupełnie inaczej. Zadzwoniła do mnie pani z Orange, która zaproponowała przedłużenie umowy wraz z rabatem na
urządzenie mobilne. Pierwsza myśl? Smartfon. Tylko po co mi kolejna komórka. Mam ich kilka, a na dodatek niedawno kupiłem iPhone 14 Pro. – To może hulajnoga – usłyszałem.

Pierwszą propozycją była MiJia Electric Scooter Pro2, a druga, na którą się zdecydowałem – Xiaomi Electric Scooter 3. Zakup Pro2 wiązałby się z większym abonamentem, ale i zasięgiem, który oferuje sprzęt. Wybrałem tańszą opcję, dzięki której teoretycznie jestem w stanie przejechać 30 km na jednym ładowaniu. Podpisałem umowę w formie elektronicznej i po weekendzie sprzęt zawitał do moich drzwi. Minął tydzień od rozpakowania urządzenia i przyznam, że była to dobra decyzja.

Hulajnoga elektryczna Xiaomi Electric Scooter 3 – parametry techniczne

Na pewno nie jest demonem prędkości. Moc znamionowa hulajnogi wynosi 300W (maksymalna 600W), a na pokładzie znajdziemy baterię o pojemności 7650 mAh. W bezpiecznej jeździe wesprze nas system e-ABS (mniejsza szansa na poślizg i utratę trakcji), a klocki hamulcowe wraz z tarczami działają płynnie, jednocześnie wspierając system rekuperacji mocy. Rama z aluminium zapewnia lekkość i stabilność co wpływa pozytywnie na zasięg. Miłym dodatkiem do zestawu jest zapasowa opona i kłódka na szyfr. Urządzenie jest łatwe w obsłudze. W aplikacji mobilnej mamy najważniejsze informacje np. dokładny poziom naładowania baterii. Możemy też zdalnie zablokować silnik hulajnogi.

Brzmi obiecująco, ale jak jest naprawdę? Działanie Xiaomi Electric Scooter 3 dla nowego użytkownika jest trochę skomplikowane, ale można do niego się przyzwyczaić w kilka jazd. Aby osiągnąć deklarowany zasięg 30 km trzeba się napracować i pokombinować. Marzenie o przejeździe takiego dystansu na pełnej prędkości – 20 km/h (faktyczna wynosi 25 km/h, ale jest zablokowana przez prawo unijne) w zimę możemy sobie odpuścić.

Weekendowy test zimowy

To nie jest wada fabryczna, ale wraz z obniżeniem temperatury bateriom spadają możliwości przetrzymywania energii. Co oznacza, że wybrałem najgorszy możliwy moment na zakup hulajnogi, ale do testowania najlepszy, bo wiem, jak zachowuje się w najcięższych warunkach. Sprawdziłem sprzęt do granic możliwości. Swoje ciało też, moje ręce nie wybaczą mi tego, jak je potraktowałem. Rada na przyszłość – jeździć w rękawiczkach..

Wracając do zasięgu. Ten realny, który osiągnąłem w listopadzie przy temperaturze -4 stopnie wynosił ok. 15 km. Bateria na najwyższej prędkości traciła 5% energii na 5 minut jazdy. To niestety dość szybko, więc ciężko potraktować Xiaomi Mi Electric Scooter jako główny środek transportu po mieście. Jest jednak jedno „ALE”.

electric scooter 3 rekuperacja

Rekuperacja, czyli odzyskiwanie energii elektrycznej przez hamowanie. Pozwala znacznie wydłużyć czas działania hulajnogi. Gdy rozładowała się, a do domu brakowało mi jeszcze paru kilometrów, po prostu wyprowadziłem ją w tryb spacerowy. Hulajnoga automatycznie rozpoczęła delikatne hamowanie, a proces odzyskiwania baterii był zdumiewająco szybki. Obserwowałem go na bieżąco w aplikacji mobilnej Mi Smart Home, z której dowiedziałem się, że spacer o prędkości 5 km/h zapewnił mi średnio 1% na minutę. To oznacza, że łącząc chód z przejazdami jesteśmy w stanie wydłużyć znacząco zasięg podróży.

Mniej istotne, ale ważne fakty

electric scooter swiatla

Moja hulajnoga jest składana co oznacza, że bez problemu można ją schować w bagażniku samochodu lub wnieść do miejskiego autobusu. Dzięki temu, że nie zajmuje dużo miejsca mogę się z nią zmieścić nawet kiedy jest zatłoczony. To tak, jakbym niósł ze sobą płaską walizkę. Po złożeniu uchwyt jest pewny, bo na zderzaku jest zaczep, o który kierownica automatycznie się zahacza.

Panel sterujący zrobił na mnie pozytywne wrażenie. To ledowy wyświetlacz, który obsługujemy za pomocą jednego przycisku. Przytrzymanie oznacza włączenie lub wyłączenie urządzenia, jednorazowe kliknięcie odpalenie świateł, a podwójne – zmianę trybu. Oprócz tego na kierownicy znajduje się dzwonek, dostępny na wyciągnięcie ręki. Głośny i słyszalny przez pieszych.

electric scooter panel

Na koniec cena. Nie ukrywam, że mnie zszokowała. Umysłowo utknąłem w czasach, gdy taki sprzęt kosztował maksymalnie 1 000 zł, ale wraz ze wzrostem popytu urosły ceny, ale zarazem i poprawiła się jakość hulajnóg. Moja to wydatek rzędu 2 500 zł i jest umiarkowany względem konkurencji. Urządzenie można zakupić w sklepie Orange na raty 0% lub w abonamencie, co właśnie zrobiłem. Jeżeli jesteś stałym klientem otrzymasz rabaty, z których warto skorzystać. I nadmienię, że hulajnogę
kupiłem, bo oferta po prostu mi się spodobała.

Udostępnij: Kupiłem hulajnogę elektryczną w Orange

Urządzenia

vivo X80 Pro 5G – szybki test

19 lipca 2022

vivo X80 Pro 5G – szybki test

Flagowce… Marzenie każdego geeka. vivo X80 Pro 5G to sprzęt, który nie zawodzi oczekiwań, bezdyskusyjnie tegoroczny top. Vivo to kolejna chińska firma rozpycha się łokciami w czołówce smartfonowej sprzedaży w naszym kraju. I wcale mnie to nie zaskakuje.

Flagowce tej firmy testowałem już od jakiegoś czasu. Czy to wczesne średniaki, aspirujące do miana flagowców, czy też średniopółkowe Y76, które określiłem mianem telefonu z każdej strony… przyzwoitego (absolutnie w pozytywnym znaczeniu). vivo X80 Pro to jednak jak dla mnie pierwszy naprawdę poważny flagowiec firmy z Dongguan. Nie było więc tym razem innej opcji, niż test wideo.

vivo X80 Pro jak kamera filmowa

W zalewie smartfonów wyglądających niczym produkty od mistrza Jedi Sifo-Dyasa z planety Kamino, przede wszystkim flagowce muszą się czymś wyróżniać. W przypadku bohatera dzisiejszego testu bezapelacyjnie są to możliwości filmowe. Nie będę Wam psuł przyjemności (mam nadzieję 😉 ) oglądania testu. Ale patrząc moim okiem zwykłego widza dałbym sobie rękę uciąć, że to, na co stać ten telefon, potrafi przebić profesjonalne kamery.

vivo X80 Pro to „kombajn” i w czterominutowym teście nie da się opisać wszystkich jego zalet. Ekran Amoled, płynny przy grach i idealnie czytelny przy oglądaniu filmów. Najlepszy czytnik odcisków palców z jakiego do tej pory korzystałem. Mnóstwo opcji optymalizacji wideo (i audio). Wydajność bliska milionowi punktów w AnTuTu (pamiętacie te czasy, gdy oczy w słup stawiało przekroczenie 100 tysięcy?). Efektywne radzenie sobie z generowanym przez urządzenie ciepłem. Do tego obłędne zdjęcia w nocy (zwróćcie na nie uwagę na materiale wideo), a także możliwość wybrania naturalnej kolorystyki (a nie cukierkowego… czegoś). No i gimbal, o którym krótko wspominam w filmie, a przy dynamicznych ujęciach (np. jeździe na rowerze) robi świetną robotę.

Telefon to jedno, ale te słuchawki!

Flagowce to nie są tanie rzeczy i vivo X80 Pro nie jest wyjątkiem. Gorycz (obiektywnie jednak rzecz ujmując) wydania prawie 6000 złotych mogą jednak osłodzić zdecydowanie najlepsze słuchawki z ANC, z jakich kiedykolwiek korzystałem, Bose NCH700. Tak, link prowadzi do mojego testu sprzed dwóch lat. Ale gdy usłyszałem propozycję: „To może przetestujesz jeszcze Bose?”, od razu zrobiłem minę, jakbym słyszał o nich po raz pierwszy. Nie darowałbym sobie możliwości pobawienia się nimi jeszcze trochę!

Nie tylko flagowiec

Wiem, że ten materiał poświęcony jest flagowemu sprzętowi vivo. Nie mogłem jednak nie wspomnieć choć słowem o drugim urządzeniu tej firmy, które dostaniecie u nas w opisywanej przez Wojtka promocji – vivo V23 5G. Korzystałem z niego przez kilka dni, gdy X80 Pro robił za modela do materiału z nagranymi już moimi kwestiami. V23 to bardzo przyjemny średniak i choć widzę w nim wyraźną – hmmm – inspirację urządzeniami z logo z owocem, nie musi niczego udawać. To sprzęt z własną gadżetową „osobowością”, indywidualista 🙂 O ile dwie kamery do selfie już widziałem, to tyleż samo… lamp podświetlających zdjęcia przednią kamerą widziałem po raz pierwszy! Można sobie zażartować o „selfiaczku” w ciemnym lesie. Ale pamiętajmy, że czasach pracy hybrydowej zdarza się nam się wdzwaniać na spotkanie przy użyciu mobilnych aplikacji. Z bardzo różnych – także ciemnych – miejsc.

Ale dość o średniaku – zobaczcie jakie wrażenie zrobił na mnie flagowy vivo X80 Pro 5G!

Udostępnij: vivo X80 Pro 5G – szybki test

Oferta

Alkomat AlcoForce Prime – test

7 lipca 2022

Alkomat AlcoForce Prime – test

Alkomat AlcoForce Prime to urządzenie przydatne nie tylko kierowcom – świetnie sprawdza się podczas domowych imprez. Któż nie chciałby w twardych liczbach poznać, w jakim stadium zaawansowania jest w trakcie zakrapianego wieczoru? Uzyskany wynik może skłonić do umiaru lub wręcz przeciwnie – do ułańskiej szarży i bicia rekordu w towarzystwie (do czego oczywiście nie zachęcamy).

Zabawa

Gdy odwiedzili mnie znajomi pewnego sobotniego wieczoru i powiedziałem im, że w ten weekend mam przetestować alkomat, wszyscy zareagowali entuzjastycznie. Był to tzw. bifor, więc grupa badawcza miała niezbędne do testu napoje alkoholowe i motywację do ich spożywania. Śmiechom i dmuchaniu w ustnik nie było końca.

Proza życia

O rezultatach towarzyskich pomiarów później, a teraz przerwa na omówienie samego produktu. W pudełku oprócz samego alkomatu znajdują się dwie wymienne końcówki i futerał. Urządzenie jest zasilane dwiema bateriami AAA, które też są w zestawie. Wykonanie alkomatu AlcoForce Prime jest całkiem solidne, a jego połyskująca i minimalistyczna obudowa aż zachęca, by w niego dmuchać.

Sprawdź też test podświetlanego głośnika bezprzewodowego Jednorożec Bigben>>

Obsługa jest bardzo prosta, gdyż do dyspozycji mamy tylko przycisk do włączania. Po jego użyciu na ekranie alkomatu pojawia się licznik pomiarów, a następnie rozpoczyna się kilkusekundowe odliczanie. Bierzemy głęboki wdech i wraz z pojawieniem się znaków CCC wydychamy powietrze do czasu, aż przestaniemy słyszeć sygnał dźwiękowy. Po chwili otrzymujemy wynik naszego pomiaru trzeźwości.

Przytrzymany przez pięć sekund przycisk włączania sprawia, że możemy odczytać trzy ostatnie rezultaty. Po użyciu alkomat wyłącza się automatycznie. Zakres pomiaru wynosi od 0 do 3 promili, a rekalibracja urządzenia jest zalecana co 12 miesięcy lub 600 pomiarów.

Sprawdź akcesoria samochodowe w Orange>>

Efekty zabawy

Trzeba przyznać, że podczas wspólnych pomiarów ze znajomymi, każdy z nas przy swoich kolejnych próbach, jednej pod drugiej, uzyskiwał różne wyniki. Wszystkie wskazywały zgodnie z prawdą na spożycie alkoholu, jednak wahania były spore. Zgodnie z zaleceniem producenta pomiaru należy dokonywać minimum pół godziny po ostatniej dawce alkoholu – my się tej zasady nie trzymaliśmy.

Gdy następnego dnia, po imprezie, sprawdzałem swój stopień upojenia po przebudzeniu, wyniki były bardziej precyzyjne i zbliżone do siebie. Używałem też alkomatu kilkukrotnie zupełnie trzeźwy – za każdym razem na ekranie pojawiało się zero promili. AlcoForce Prime spełnia zatem swoje zadanie – pokazuje, czy jesteśmy trzeźwi, czy nie. Do tego ładnie wygląda i może służyć jako gadżet imprezowo-towarzyski.

Sprawdź alkomat AlcoForce Prime w sklepie Orange>>

Udostępnij: Alkomat AlcoForce Prime – test

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej