Odpowiedzialny biznes

Lance Armstrong traci majątek

29 lipca 2014

Lance Armstrong traci majątek

Zakończył się Tour de France – najbardziej prestiżowy wyścig kolarski na świecie, który w Polsce oglądaliśmy z wypiekami na twarzy, bo Rafał Majka wygrał dwa etapy i został zwycięzcą klasyfikacji górskiej. Ale nie o sukcesach Polaka dziś będzie, lecz o kłopotach legendy i oszusta w jednym – Lance’a Armstronga – który tour co prawda wygrał 7-krotnie, ale za każdym razem brał doping i wszystkie tytuły stracił.

Był rok 2005. Lance Armstrong był już sześciokrotnym zwycięzcą Tour de France. Mimo że na światło dzienne wychodziły kolejne dowody jego oszustw, świat nie dawał im wiary.

98853ac0effd165ddfefe61e4efa3699695Nabrać nie chciał się jednak Bob Hamman, szef firmy ubezpieczeniowej SCA. Jego firma działała w prosty sposób. Organizator nietypowych konkursów, np. na trafienie do dołka golfowego po pierwszym uderzeniu albo rzucenie piłki do kosza z połowy boiska, oferował uczestnikom ogromną nagrodę. Szansa na to, że ktoś po nią sięgnie, była niewielka. Taki organizator wpłacał zatem niewielkie kwoty do SCA, która brała na siebie obowiązek wypłacenia nagrody, gdyby komuś udało się wykonać niezwykle trudne zadanie. Innymi słowy – organizatorzy ubezpieczali się w SCA na wypadek, gdyby ktoś wygrał w ich konkursie, co wiązało by się z koniecznością wypłaty potężnej nagrody.

W SCA ubezpieczyła się też firma Tailwind Sports, jeden ze sponsorów ekipy Armstronga – gdyby kolarz wygrał swój czwarty, piąty i szósty Tour de France, SCA miała mu wypłacić odpowiednio 1,5 mln, 3 mln i 5 mln $. Przed wypłatą tej ostatniej kwoty Hamman, wątpiąc w uczciwość Armstronga, skierował sprawę do sądu. Zeznawali kolarze, dziennikarze, ich informatorzy, a tłumaczenia Armstronga podczas zeznań były momentami wręcz żenujące. A jednak nie udało się udowodnić kolarzowi oszustwa – zawarto ugodę i SCA musiała mu zapłacić 7,5 mln $. Łącznie z poprzednimi nagrodami SCA wypłaciła zatem kolarzowi 12 mln $.

9 lat później przyszła sprawiedliwość. Sąd Najwyższy w Teksasie odrzucił wniosek prawników Armstronga, którzy żądali wycofania pozwu o zwrot nagrody 12 mln $. Tę kwotę kolarz będzie musiał zatem oddać. Można przypuszczać, że jego majątek nadal jest spory i utrata kilkunastu milionów dolarów tego nie zmieni. W perspektywie Armstronga czeka jednak zwrot kwoty diametralnie większej. Oskarżył go bowiem były kolega z zespołu, Floyd Landis, a że obaj jeździli w zespole sponsorowanym przez US Postal – amerykańską pocztę – rząd USA dołączył do pozwu. Mówi się nawet o 120 milionach dolarów.

A co dziś robi Lance Armstrong, dożywotnio zdyskwalifikowany za dopingowe oszustwa, oprócz wizyt w sądach? Chyba stara się ocieplić swój wizerunek, jeśli można w ogóle mówić w takich kategoriach o kimś, kto przez kilkanaście lat kłamał, zastraszał i obwiniał, by wygrać za wszelką cenę. Jeden z efektów możecie zobaczyć na filmie. Lance, jak gdyby nigdy nic, uczy, jak zmienić dętkę w rowerze…

Udostępnij: Lance Armstrong traci majątek

Odpowiedzialny biznes

Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

13 lipca 2012

Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

Zakończył się Tour de France – najbardziej prestiżowy wyścig kolarski na świecie, który w Polsce oglądaliśmy z wypiekami na twarzy, bo Rafał Majka wygrał dwa etapy i został zwycięzcą klasyfikacji górskiej. Ale nie o sukcesach Polaka dziś będzie, lecz o kłopotach legendy i oszusta w jednym – Lance’a Armstronga – który tour co prawda wygrał 7-krotnie, ale za każdym razem brał doping i wszystkie tytuły stracił.

Był rok 2005. Lance Armstrong był już sześciokrotnym zwycięzcą Tour de France. Mimo że na światło dzienne wychodziły kolejne dowody jego oszustw, świat nie dawał im wiary.

98853ac0effd165ddfefe61e4efa3699695Nabrać nie chciał się jednak Bob Hamman, szef firmy ubezpieczeniowej SCA. Jego firma działała w prosty sposób. Organizator nietypowych konkursów, np. na trafienie do dołka golfowego po pierwszym uderzeniu albo rzucenie piłki do kosza z połowy boiska, oferował uczestnikom ogromną nagrodę. Szansa na to, że ktoś po nią sięgnie, była niewielka. Taki organizator wpłacał zatem niewielkie kwoty do SCA, która brała na siebie obowiązek wypłacenia nagrody, gdyby komuś udało się wykonać niezwykle trudne zadanie. Innymi słowy – organizatorzy ubezpieczali się w SCA na wypadek, gdyby ktoś wygrał w ich konkursie, co wiązało by się z koniecznością wypłaty potężnej nagrody.

W SCA ubezpieczyła się też firma Tailwind Sports, jeden ze sponsorów ekipy Armstronga – gdyby kolarz wygrał swój czwarty, piąty i szósty Tour de France, SCA miała mu wypłacić odpowiednio 1,5 mln, 3 mln i 5 mln $. Przed wypłatą tej ostatniej kwoty Hamman, wątpiąc w uczciwość Armstronga, skierował sprawę do sądu. Zeznawali kolarze, dziennikarze, ich informatorzy, a tłumaczenia Armstronga podczas zeznań były momentami wręcz żenujące. A jednak nie udało się udowodnić kolarzowi oszustwa – zawarto ugodę i SCA musiała mu zapłacić 7,5 mln $. Łącznie z poprzednimi nagrodami SCA wypłaciła zatem kolarzowi 12 mln $.

9 lat później przyszła sprawiedliwość. Sąd Najwyższy w Teksasie odrzucił wniosek prawników Armstronga, którzy żądali wycofania pozwu o zwrot nagrody 12 mln $. Tę kwotę kolarz będzie musiał zatem oddać. Można przypuszczać, że jego majątek nadal jest spory i utrata kilkunastu milionów dolarów tego nie zmieni. W perspektywie Armstronga czeka jednak zwrot kwoty diametralnie większej. Oskarżył go bowiem były kolega z zespołu, Floyd Landis, a że obaj jeździli w zespole sponsorowanym przez US Postal – amerykańską pocztę – rząd USA dołączył do pozwu. Mówi się nawet o 120 milionach dolarów.

A co dziś robi Lance Armstrong, dożywotnio zdyskwalifikowany za dopingowe oszustwa, oprócz wizyt w sądach? Chyba stara się ocieplić swój wizerunek, jeśli można w ogóle mówić w takich kategoriach o kimś, kto przez kilkanaście lat kłamał, zastraszał i obwiniał, by wygrać za wszelką cenę. Jeden z efektów możecie zobaczyć na filmie. Lance, jak gdyby nigdy nic, uczy, jak zmienić dętkę w rowerze…

Udostępnij: Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

Odpowiedzialny biznes

Australijska Europa

25 lipca 2011

Australijska Europa

„Aux Champs-Elysées, aux Champs-Elysées…” – nucił sobie zapewne Cadel Evans, wjeżdżając na paryskie pętle, kończące Tour de France. Po tylu latach w końcu doczekał się upragnionego sukcesu. A przecież tuż po Janie Ullrichu wszyscy chcieli go ochrzcić wiecznie drugim.

W 2008 roku, podczas pierwszego etapu Tour de Pologne w Warszawie też nuciłem sobie, ale nie „Aux Champs-Elysées…”. Musiałem jakoś zająć sobie czas, kiedy oczekiwałem na Cadela Evansa przed jego drużynowym autokarem. Wyszedł na parę chwil, aby zamienić kilka zdań. To dużo, biorąc pod uwagę, że Australijczyk jest bardzo skryty. Przyjechał do Polski po (pechowej?) przegranej w „Wielkiej Pętli” na własne życzenie z Carlosem Sastre. W końcowej klasyfikacji generalnej dzieliły ich sekundy. Ale ta przegrana go zmotywowała, a ja życzyłem mu upragnionego zwycięstwa w Tour de France.

W końcu udało się! Co ciekawe, Evans założył żółtą koszulkę dopiero po sobotniej czasówce w Grenoble. W ostatniej chwili chwycił trykot i zakładając go na grzbiet zawiózł prosto do Paryża. Walczył o nią przez całe trzy tygodnie, a już najbardziej zaciekle w Alpach. Przecież okoliczności nie były sprzyjające, bo Australijczykowi pomocą nikt nie służył. Ale może to lepiej, wszakże sukces smakuje jak dobre francuskie wino albo ten szampan popijany na wczorajszym etapie.

Oczywiście, do tego wina można troszkę nawiązać. Każdy koneser tego trunku wie, że im starsze, tym lepsze. Podobnie jak z Evansem, znaczna część uważała, może nawet jednogłośnie – Australijczyk ma swoje lata i nie jest w stanie osiągnąć sukcesu w „Wielkiej Pętli”. A tu proszę! Niespodzianka!? Nie, to nie jest przypadek. To wypracowane zwycięstwo i także mały rekord. Evans jest najstarszym kolarzem, który wygrał Tour de France po II Wojnie Światowej.

Cieszą się całe Antypody z sukcesów Evansa. Niemało dla kolarstwa już uczynił. Po zdobyciu mistrzostwa świata, dołożył zwycięstwo w największym wyścigu. Cieszy się też zapewne kierowca Formuły 1  Mark Webber (dobry przyjaciel Lance’a Armstronga), który w Niemczech po zdobyciu pole position nie zdołał wygrać na torze Nurbrugring, ale znalazł się na podium. Ot. taki australijski weekend w Europie.

Udostępnij: Australijska Europa

Odpowiedzialny biznes

Polska ambicja i szeroka brama

21 lipca 2011

Polska ambicja i szeroka brama

Nie będę popadał w hurraoptymizm. Zachowam chłodną głowę, niemniej 7. miejsce, na wczorajszym etapie kończącym się we włoskiej miejscowości Pinerolo wywalczone przez Macieja Paterskiego uważam za sukces. Polski kolarz debiutuje w tegorocznej „Wielkiej Pętli”, a na pierwszym etapie pokazał swoje możliwości finiszując z grupą liderów. Wczorajszy etap zaliczany był do górskich. To oznacza, że powód do zadowolenia jest jeszcze większy.

Rzadko, bardzo rzadko. Dobrze, sporadycznie mam okazję emocjonować się akcjami inicjowanymi przez polskich kolarzy w największych wyścigach. Troszkę narzekano, że „polsko-włoski” (trzech Polaków w grupie Liquigas), a tak mało aktywni. Wczoraj, Maciej tchnął malutką nadzieję. Wpatrzony w telewizor wierzyłem, że stać Polaka na niespodziankę. Ale jeszcze chwilka, jeszcze uniesie ręce w górę, podobnie jak wczoraj Hagen w Pinerolo. Jest jeszcze młody i cała kolarska kariera w zasadzie przed nim. W klasyfikacji młodzieżowej wyścigu sklasyfikowany jest na 13. lokacie i wcale nie jest to pechowe miejsce. Do pierwszej „10” będzie ciężko.

Ostatni akapit o ostatnich dwu etapach, które kończyły się karkołomnymi zjazdami i odziwo były one emocjonujące. Są oczywiście zwolennicy takich końcówek jak i przeciwnicy. Zjazdy pokazały kto jaką dysponuje techniką i troszkę dziwne, że wśród przeciwników pojawiają się „faworyci”. Choćby Andy Schleck, który głośno podkreśla jak niebezpieczne są takie końcówki. Panie Andy zawsze można jechać wolniej! W końcu to przecież wyścig. A jak radził sobie na zjazdach lider:

Przed kolarzami piekielne dwa dni w Alpach.

Udostępnij: Polska ambicja i szeroka brama

Odpowiedzialny biznes

Szosowy twardziel

13 lipca 2011

Szosowy twardziel

Johny Hoogerland to już ikona heroizmu tegorocznego Tour de France. W niedzielę uczestniczył w wypadku, który został spowodowany przez nieumyślnego kierowcę francuskiej telewizji. Wyglądało dramatycznie:

Ale Holender nie poddał się. Z ranami na udach wsiadł na rower i udał się na metę w Saint-Flour. Ba, nie dopuszcza myśli o wycofaniu się. Założono mu… 33 szwy i wyścig dla niego nadal trwa. Wielką motywację stanowi dla Hoogerlanda koszulka najlepszego górala (w czerwone grochy), z którą wiezie się w peletonie. Warto wspomnieć, że w zeszłym roku w tej samej klasyfikacji Hoogerland zdobył podczas wyścigu Tour de Pologne.

Pierwszy tydzień minął pod znakiem (pechowej?) selekcji peletonu. Lista kolarzy, która pożegnała się z „Wielką Pętlą” zajęłaby tu trochę miejsca. Ale to jest wyścig i z takimi zdarzeniami trzeba się liczyć. Mimo wszystko uważam, że jest różnica pomiędzy spowodowaniem kraksy przez kolarza w środku peletonu, a nieszczęśliwego wypadku spowodowanego przez kierowcę z dość małą wyobraźnią.

Kolumna peletonu z wielkim szumem przecinającego powietrza zbliża się do pierwszych przełęczy w Pirenejach. Jutro wzniesienia pokażą pierwszą, prawdziwą selekcję.

Udostępnij: Szosowy twardziel

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej