Odpowiedzialny biznes

Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

13 lipca 2012

Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

Jadą szosą długą i krętą. W Polsce i we Francji w tym samym czasie. U nas małe (tygodniowe) Tour de Pologne z dość dużą, dobrze rozbuchaną reklamą. Nad Loarą i Sekwaną wielkie ściganie w Tour de France, do którego reklamy nie trzeba. W całym kolarskim rodeo nadchodzi nowa fala kolarstwa i to kolarze sąsiadujących z nami krajów zaczynają wieść prym. Nasi dalej pedałują w miejscu.

„Przecież to nie jest rower statyczny. To nie siłownia. To szosa, to plener” – chce się krzyczeć do naszych polskich kolarzy. Ktoś powie, „Przecież widać naszych na TdP. Rundy w Jeleniej Górze – Polacy aktywni. Rundy w Cieszynie, tym polskim i czeskim – kolejny raz nasi aktywni”. I cóż z tego? Etapowych zwycięstw brak, a tak wyglądająca „aktywność” ciągnie się latami. O końcowym zwycięstwie nie piszę, bo szkoda dokładać kolejnych zdań.

Zatrzymajmy się jeszcze przez moment przy wczorajszym Cieszynie. Z ust komentatora słyszałem chyba „dziesięciu” Polaków na ostatnich metrach, w wąskich cieszyńskich uliczkach. Wszyscy pretendenci do zwycięstwa. „Będzie polskie zwycięstwo! Wreszcie! Nareszcie! Czekamy tyle lat!” Ile? – Zadaję pytanie. Za chwilę będziemy liczyć w dekadach. A skoro meta w czeskim Cieszynie to pokazał się i wygrał Czech, Zdenek Stybar. Czekamy dalej. I poczekamy.

W „Wielkiej Pętli” w pierwszym tygodniu furorę zrobił Peter Sagan. Słowak jest wielkim objawieniem peletonu. W zeszłorocznym roku wygrał Tour de Pologne i głośno mówi się o nim w perspektywie nadchodzących Igrzysk Olimpijskich. Dodatkowo swoją klasę pokazuje w Alpach, gdzie ile może, pomaga swojemu liderowi w odniesieniu końcowego sukcesu.

Marne to pocieszenie, kiedy porównuje się polską sytuacje do francuskiego kolarstwa. Fakt, Francuzi też w swoim wielkim wyścigu nie mają swoich kolarzy. Dopiero teraz nadchodzi młodzież. Tylko, czy zawsze musimy oglądać się na kogoś?

Pozostało jeszcze do końca kilka etapów. Nie, nie jestem jasnowidzem, ale zrelacjonuję przebieg tych odcinków. Polacy będą aktywni, będą zabierać się w ucieczki, które likwidowane zostaną na kilkaset metrów przed metą. Żaden Polak nie wygra i podtrzymuję to zdanie również w tym roku. I tak do końca wyścigu. Broń Boże nie zniechęcam do podziwiania pięknych krajobrazów Polski. Wcześniej zawsze można włączyć tę transmisję z Francji i posłuchać komentatorów o pięknych zameczkach.

PS. W tekście nie wspominałem o Michale Kwiatkowskim. Nie chcę zapeszać.

Udostępnij: Są Czesi, są Słowacy, a gdzie są Polacy?

Odpowiedzialny biznes

Cudy

1 sierpnia 2011

Cudy

Kiedy zbliża się weekend, mój brat ma w zwyczaju ustawiać taki mini-terminarz, co dobrze byłoby zobaczyć ze sportowego świata. Złożyłem ręce, by ustawić priorytety, ale nie po to by liczyć na jakieś cudy.

Informacja, że nasza liga zaczyna się z takim rozmachem (chodzi o wynik), przyprawiła mnie w lekkie zdziwienie, lecz to nie był jeszcze cud. W końcu to beniaminek, tyle, że po nazwiskach piłkarzy (ktoś napisał niechcianych, nielubianych?) nie spodziewałbym się takiego „wejścia (a może wyjścia?) smoka”. Wszakże powiadają, że grają piłkarze, a nie nazwiska. Lech miał sześć strzałów, a strzelił pięć bramek. Taka skuteczność to w naszej lidze cud.

Jak już jesteśmy przy piłce kopanej, to słów kilka o losowaniu. Jeszcze Mistrzostwa Europy przed nami, a tu już losują nam grupę eliminacyjną do Mistrzostw Świata. Być może opatrzność czuwała w postaci pomnika Chrystusa Zbawiciela z Rio de Janeiro, a może tego ze Świebodzina. W każdym razie mamy naszych ulubionych Anglików. Będą trywialne powroty do Wembley z 1973 roku, niczym mantra przypominana przed tymi spotkaniami. Tak trochę jak śpiewanie przez polskich rycerzy „Bogurodzicy” przed bitwą na grunwaldzkich polach. I zupełnie nie wiem, czemu tyle tu religijnych porównań, ale ja się o Anglików się nie modliłem.

Ale ręce mocno składałem za Konrada Czerniaka. Oczywiście wiedziałem, że w zwycięstwie z Phelpsem to nawet cuda nie pomogą, ale drugie miejsce to znakomity wynik. Skromny chłopak. Mam nadzieję, że tak pozostanie, a ja takich bardzo podziwiam.

Zaczęli kręcić kolarze po ulicach Warszawy czyli Tour de Pologne rozpoczęte. Nasi niby znowu aktywni, ale żeby na ostatniej kresce, któryś z nich wjechał pierwszy, to byłoby ekstra. Jak tak dalej pójdzie to nawet Najwyższy zapomni, o ostatnim, etapowym zwycięstwie. Na poprawę mają cały tydzień.

Na koniec trochę z silnikowym warkotem. Nasz mistrz świata, Tomasz Gollob troszkę zawiódł, ale najlepszym się zdarza. Deszczowo na Hungaroringu, bastionie polskich kibiców, który trochę przycichł. Pod nieobecność Roberta wyśmienicie zastępuje go Kuba Giermaziak, który wygrał wyścig w Supercup. A w F1, jeśli wyspiarska pogoda, to cudów nie ma, wygrywa Brytyjczyk.

Udostępnij: Cudy

Odpowiedzialny biznes

„Według mnie…”

20 października 2010

„Według mnie…”

… Popełniłem błąd, do którego szczerze się przyznaję. Niepotrzebnie ogłosiłem „separację” z moim ukochanym kolarstwem. A może przenośnia była zawiła i „lekko” niezrozumiała…? W każdym razie, za dużo poświęciłem tej dyscyplinie, by rzucić ją ot tak, w kąt, jak zostało to zrozumiane. Postanowiłem pisać o kolarstwie jeszcze więcej. Wychodzę z założenia, że warto. Przy okazji będzie to małe podsumowanie sezonu, który już za nami.

„Według mnie” Sylwester Szmyd zajmując szóste miejsce w Tour de Pologne, nie walczył z najlepszą kolarską czołówką i to wcale nie było „aż szóste miejsce”. Dlaczego? Jeśli trzecie składy, przeważnie złożone z młodych, rozpoczynających kolarzy są najlepszymi, to wcale nie dziwi mnie wiedza i obecny poziom polskiego kolarstwa.

„Według mnie” Tour de Pologne wcale nie jest jednym z najlepszych (w sensie prestiżowym) wyścigów w kolarskim kalendarzu. Tak szybko w pamięci umieściłem polski Tour w drugiej „dziesiątce”. Jeśli potrzeba, na życzenie przedstawię mój ranking światowych wyścigów. Choć już same ekipy, wystawiające swoje składy, obrazują poziom i rangę TdP.

„Według mnie”, nawiązując jeszcze chwilkę do Tour de Pologne, to ten wyścig jest szansą na pokazanie się dla polskich kolarzy. „Cały kolarski świat patrzył na ten wyczyn” – pisałem o Rutkiewiczu. Właśnie napisałem (ostatnie zdanie przy akapicie „Może trochę o najlepszym etapie”). Być może się „nie znam”, ale zawsze wydawało mi się to logiczne. Atakuję, aby się pokazać, co obrazuje cytowane przeze mnie powyższe zdanie.

„Według mnie” pisać z uśmiechami i wielką radością o dyscyplinie, która jest przesycona skandalami, to zabieg trochę nie na miejscu. Pesymizm? Ok, w takim razie chcę zobaczyć jak piszę się o kolarstwie w optymistycznych barwach. Zapomnijmy o dopingu, patrzmy jak na koksie jadą sobie kolarze, podjeżdżając pod najtrudniejsze przełęcze i po tym wszystkim z małymi kroplami potu na czole, mogliby urządzić sobie jeszcze maraton. Przytakujmy, cieszmy się z tej „czystej” rywalizacji i radujmy. Czy to jest optymizm? A jak optymistycznie patrzeć na polskie kolarstwo? Dla przeciętnego polskiego, sportowego kibica sukcesy naszych rodaków kończą się na Ryszrdzie Szurkowskim. Oczywiście uściślając, mowa tu o kolarstwie szosowym.

„Według mnie” mimo wszystko widać już pierwszą optymistyczną iskierkę. Rozmawiamy o kolarstwie, a „według mnie” może to poprawi stan tej dyscypliny. A droga bardzo daleka.

Udostępnij: „Według mnie…”

Odpowiedzialny biznes

Może jeszcze trochę o TdP

9 sierpnia 2010

Może jeszcze trochę o TdP

Tour de Pologne już zakończony. Może jeszcze trochę o jego otoczce. Dobrze, to zaczynamy.

Może trochę o zwycięzcy…

Irlandczyk, choć urodzony w Birmingham. Przywiązanie do Irlandii podkreślił w 2008 roku, kiedy został mistrzem kraju w wyścigu ze startu wspólnego. Wtedy na ulicach Midleton założył trykot ozdobiony trzylistnymi koniczynami. Daniel Martin w profesjonalnym peletonie pojawił się w 2005 roku. Pierwsze etapowe zwycięstwo nastąpiło na wyścigu dookoła doliny Aosty. W sobotę odniósł największy jak do tej pory swój sukces w kolarskiej karierze. I to dopiero początek. Miejmy nadzieję, że dzięki polskim szosom, peleton odkrył nową gwiazdę…

Może trochę o Polakach…

Przewidywania, niestety ale sprawdziły się. Optymistyczną sprawą była aktywność Polaków. Nie brakowało ich w ucieczkach. Atakowali, mieli chęci, ambicje i co najważniejsze, nabyli nowe doświadczenie. Szkoda Sylwestra Szmyda. Chciałoby się powiedzieć: „o ironio losu”. Pan Sylwester zawsze pomaga osiągnąć sukces swoim kolegom w ekipie. Na ostatnich etapach zabrakło pomocy dla Polaka… Niezmiernie trudno jest dziś wygrać etap, co dopiero wyścig z serii ProTour.

Może trochę o ostatnim kolarzu…

Ostnim kolarzem sklasyfikowanym w generalce był… Fabio Sabatini. Włoch jest sprinterem, ale to, że zajął ostatnie miejsce, nic jeszcze nie oznacza. W swojej karierze zajmował drugie miejsca na etapach takich wyścigów jak: Wyścig dookoła Katalonii, Giro d’Italia czy Vuelta Espana. Może o nim też jeszcze usłyszymy…

Może trochę o najlepszym etapie…

Bez wątpienia, etap, który prowadził do Bukowiny Tatrzańskiej. Atak na ostatnich kilometrach Marka Rutkiewicza. Były emocje, pojawiła się szansa, jednak nie udało się… Pan Marek na pewno nie może mieć sobie nic do zarzucenia. Podjął odważną decyzję, a cały kolarski świat patrzył na te wyczyny.

Może trochę o najgorszym etapie…

Nie wytypuję takiego, bo każdy był inny, szybki, ciekawy. Nie było nudy, zawsze zawiązywane były akcję.

Może trochę o „ponurych kwestiach”…

Wcześniej już rozpisywałem się na temat terminu odbywania w jakim odbywa się Tour de Pologne. Ta sprawa jest już znana. Sprawą do dyskusji jest też planowanie etapów. Dokładniej, chodzi o rundy. Rozumiem, że jest to ukłon w stronę kibiców, którzy mogą zobaczyć walkę kolarzy kilkakrotnie. Ale dużej części wielkich, światowych wyścigów organizatorzy odchodzą od tej metody. Kolarze raczej nie przepadają za takim rozwiązaniem. Powstają liczne problemy, choćby z dublowaniem, które niejednokrotnie miały miejsce w tym roku. A także nietypowe sytuacje, o której szerzej w następnym akapicie.

Na koniec, może troszkę o śmiesznych kwestiach…

Jeśli kiedyś Marco Marcato odwiedzi Cieszyn, to na pewno na jego twarzy pojawi się wielki uśmiech. Włoch chyba naprawdę chciał bardzo wygrać w tym mieście. Z tego zaangażowania w zwycięstwo, biedak źle wyliczył pętle i… na przedostatniej już podniósł ręce z radości. Jakie było zdziwienie, kiedy powiedziano mu, że jeszcze jedno kółko przed nim. Zresztą na koniec zobaczcie sami.

Udostępnij: Może jeszcze trochę o TdP

Odpowiedzialny biznes

Przepaść

4 sierpnia 2010

Przepaść

Wszyscy czekają na wygraną Polaka w Tour de Pologne. Kibice, dziennikarze, trenerzy. Oczekiwanie tak wielkie, że niektórzy dopatrują się już polskich korzeni w ostatnim etapowym zwycięzcy, Hutarowiczu. Polskie korzenie bez wątpienia są, zresztą przyznał to sam kolarz. Wiem, że trzeba wierzyć, ale ja to i tak zapowiem. Żaden z polskich kolarzy nie wygra etapu, ani nie osiągnie końcowego zwycięstwa. Chyba, że… Ale o tym za chwilę.

Odświeżmy sobie pamięć:

14 września 2003 – Cezary Zamana wygrywa Tour de Pologne. To ostatni, jak do tej pory, triumf Polaka w narodowym wyścigu.

11 września 2004 – Tego dnia nastąpił ostatni etapowy triumf polskiego kolarza. Marek Rutkiewicz w Karpaczu pierwszy minął linię mety.

Od 2005 roku, TdP należy do ścisłej elity wyścigów Pro Tour (do nich należą Tour de France, Giro d’Italia inne wielkie wyścigi), gdzie ścigają się największe zespoły i najlepsi kolarze.

Pan Czesław bardzo zabiegał o to, by polska kadra mogła wystartować w Tour de Pologne. To szansa dla tych chłopaków, którzy przez tydzień mogą zobaczyć jak wygląda profesjonalne ściganie. Bo w Polsce tylko Tour de Pologne jest wyścigiem profesjonalnym. Reszta to amatorka. Wyścigi tworzone przez pasjonatów i dla pasjonatów. Nie ma mowy o jakichś zarobkach, ale to już wkraczanie w inne kwestie. Wróćmy do tematu. To szansa na pokazanie się i wybicie. Choć to i tak jeszcze długa droga. Pan Ryszard Szurkowski kiedyś powiedział mi, że między polskimi kolarzami, a tymi ścigającymi się na zachodzie jest wielka przepaść. Problem widzi w szkoleniu młodzieży.

Dlatego mały apel. Nie wymagajmy od tych chłopaków zwycięstw. To tylko buduje presję. Dziś obserwacja będzie dla nich nowym bagażem doświadczeń i to wystarczy. Niech walczą i pokazują się jak najczęściej. Bardzo dobrze, że trener polskiej kadry podzielił rolę w zespole. Wytyczył kolarzy na płaskie etapy i te trudniejsze. Tylko nie mówmy, że są to etapy górskie, bo wtedy nie wiem, jak określać te „królewskie” na Tour de France czy Giro. Nazwijmy je – wyżynne. Istnieje wielka przepaść i tylko cud, mógłby spowodować etapowe zwycięstwo bądź klasyfikacje generalną. Liczmy na szczęśliwą ucieczkę (cieszy mnie, że polscy kolarze są tak aktywni na pierwszych etapach), bo to jedyna możliwość dająca jakiekolwiek szanse.

Udostępnij: Przepaść

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej