Xiaomi Mi 11. Z najnowszą, gorącą smartfonową premierą obcowałem przez ostatnie 6 dni. Niecały tydzień to za mało na szczegółową ocenę (i test), ale gdybym miał decydować po tym czasie, to nie byłoby się nad czym wahać – biorę! A z Wami podzielę się wrażeniami z tego krótkiego czasu.
Aparaty na wypasie
Też tak macie, że oglądając nowego flagowca patrzycie jak wygląda wyspa z aparatami? Ja tak mam! Najnowsze, wyrafinowane zespoły optyczne, zajmują tyle miejsca, że gustowne umieszczenie ich z tyłu jest sporym wyzwaniem. Mnie się podobały, czemu dałem wyraz na Twitterze.
Aparaty Xiaomi Mi 11
108 MP, f/1.9, 26mm, 1/1.33", 0.8µm, PDAF, OIS
13 MP, f/2.4, 123˚ (ultraszeroki), 1/3.06", 1.12µm
5 MP, f/2.4, (makro), 1/5.0", 1.12µm
przód: 20 MP, f/2.2, 27mm, 1/3.4", 0.8µm
Zdjęcia wychodzą znakomicie niezależnie od pory dnia. W nocy rzecz jasna przy założeniu, że używamy głównego, jasnego obiektywu. Jeśli dla urządzenia jest nieco za ciemno, napisze nam, by trzymać aparat bez ruchu i na odpowiednio długo przedłuży naświetlanie. Nie ma mowy oczywiście, by cokolwiek się rozmazało – algorytmy odpowiednio skompensują drgania naszej ręki.
Na mnie jednak największe wrażenie zrobiły dodatkowe efekty filmowe. Nie wszystkie byłem w stanie zrozumieć, ale świetne wrażenie robią wolna migawka (stabilny ruchomy obiekt i rozmazane, dynamiczne tło), magiczny zoom i świat równoległy niczym z Incepcji.
Nie ma prądu? Nie ma opcji!
Producentom smartfonów rzadko udaje się mnie zaszokować, tym większy więc szacunek dla Xiaomi. Patrzę na ekran – pozostało 55% baterii. Dobra, mam z godzinkę, kiedy nie muszę korzystać z telefonu, to go podłączę.
Hmmm, godzinkę? Na ekranie pokazało się „16 minut do końca”. Nie ładowałem Mi 11 od zera, ale bez problemu jestem w stanie uwierzyć w deklarowane przez producenta 45 minut. Oczywiście przy założeniu korzystania z dołączonej do zestawu 55-watowej ładowarki. O ile do pojemności baterii można się przyczepić (przy mocniejszym używaniu może nie dać rady dociągnąć do końca dnia) to jak szybko można ją doładować minimalizuje tę niedogodność.
Muszę Was jednak ostrzec. Przy korzystaniu z Mi 11 po raz pierwszy zrozumiałem, że disclaimer: „Do ładowania używaj wyłącznie dołączonych do zestawu akcesoriów” ma sens. Jechałem samochodem przez całą Warszawę, gdy nagle poczułem plastikowo/elektryczny swąd. Pełen obaw, że to elektronika mojego auta spokojnie dojechałem do domu, by w garażu, odpinając telefon od ładowarki... oparzyć się w palce. Nadtopiona wtyczka wylądowała w śmietniku, a ja już wiem, że jeśli kabel dostarczany z telefonem na napisane „6A” – nie podłączam 3-amperowego.
Jeszcze lepsze ekrany
AMOLED, mogący wyświetlić miliard kolorów (kto ich tyle zna? :) ), ze 120-hercowym odświeżaniem, wsparciem dla HDR10+ i jasnością do 1500 nitów. To liczby... nie, nie z Samsunga S21 Ultra 5G, choć faktycznie pod tym względem urządzenia są bliźniacze. Ciekawe, czy fakt, iż przekątna ekranu Xiaomi Mi 11 jest większa o... 0.01 cala od Samsunga to faktycznie przypadek?
Zanim dostałem Mi 11 do testów poczytałem o nim trochę w necie i zaintrygował mnie fakt rzekomego thermal throttlingu debiutującego w tym smartfonie w Europie Snapdragona 888. Cóż – albo ktoś był wyjątkowo wymagający, albo grubo przesadzał albo Xiaomi poprawiło oprogramowanie zanim trafiło do klientów. Faktycznie, przy dużych obciążeniach telefonowi zdarza się być nieco cieplejszym, ale jajek bym na nim nie usmażył.
Poza tym... Ech, pisanie o dzisiejszych flagowcach, że są piekielnie szybkie, stało się nudne. W tej kwestii akurat wszystkie topowe smartfony są takie same. Pewnie gdyby odpalić na nich po 20 aplikacji to te pierwsze zdążyłyby się już pozamykać, ale... kto korzysta z tylu aplikacji? Ja podczas tych sześciu dni ani razu nie narzekałem na wydajność Xiaomi Mi 11.
A u nas - Mi 11 z dodatkami
Flagowiec Xiaomi to kolejny wielki smartfon, który wcale nie wydawał się mi przesadnie duży. Z jednej strony z płytkich kieszeni potrafił wystawać, a szortach „do home office” musiałem ustawić go pod odpowiednim kątem, by zapiął się suwak. Z drugiej jednak nie miałem odczucia, bym używał nieforemnego kloca. Co więcej, zdarzyło mu się nawet dwa razy upaść z wysokości kanapy i choć serce mi się na chwilę zatrzymało – na telefonie nie było śladu. Mam wrażenie, że to też zasługa dołączanego do zestawu subtelnego etui, odstającego na rogach i przejmującemu na siebie energię uderzenia. Na początku chciałem je zdjąć, doszedłem jednak do wniosku, że o ile bez „gumy” Mi 11 wygląda ładniej, to niestety robi się piekielnie śliski.
Bez wątpienia to sprzęt, który powinien leżeć na jednej półce obok innych asów smartfonowego świata. A jeśli chcesz by leżał na Waszej - a może lepiej na biurku, czy w kieszeni - zajrzyjcie do naszego sklepu. Właśnie zaczęliśmy przedsprzedaż Xiaomi Mi 11, a jeśli kupicie flagowca Xiaomi teraz - będziecie mogli wybrać jeden czterech prezentów, wartych nawet 1299 PLN!
- Hulajnogę elektryczną Mi Electric Scooter Essential
- Robota sprzątającego Mi Robot Vacuum Mop Pro
- Oczyszczacz powietrza Mi Air Purifier Pro H
- Kartę podarunkową 1000 zł
Zamówcie teraz, a przesyłki do Was wyjdą od nas już 8. marca! Tym z Was, którzy się zdecydują, sam trochę zazdroszczę. Też bym go jeszcze poużywał :)
Komentarze
Szkoda ze ta akcja dotyczy tylko Flexa. Chętnie przekazałbym też triche swoich gb z ofnk.
OdpowiedzTy naprawdę wierzysz w takie cuda?…
OdpowiedzSzanowne orange! To jest totalna hipokryzja takiego działania! Sami wiecie ile i kto nie wykorzystał swojego pakietu danych, to PO CO ta zabawa? Dla ogłupiania społeczeństwa???
Odpowiedz@emitelek Jeśli GB, które przepadną wraz z końcem Twojego planu przekażesz komuś, to ten ktoś nie będzie musiał ich kupować = strata dla Orange. Ten ktoś może Ci się zrewanżować – kolejna strata dla operatora. Widocznie sadzenie drzew jest mniejszym kosztem dla operatora niż przekazywanie GB między użytkownikami. Ot cała tajemnica.
Odpowiedz