W młodości był harcerzem, organizował wypady turystyczne i pomagał osobom niewidzącym. Zorganizowany wolontariat odnalazł w pracy, gdzie prowadził zajęcia dla dzieci z bezpiecznego korzystania z internetu. Teraz, dzięki jego wsparciu 70 zuchów i harcerzy ma harcówkę.
Wojtek Dobrowolski pracuje w Orange od 1996 roku i jest ekspertem wspierającym nasze działania marketingowe na rynku hurtowym. Mieszka pod Poznaniem.
Bezinteresowność wyniesiona z domu
- Pamiętam, że nasz dom odwiedzało wiele osób, które przychodziły po pomoc a potem podziękować za jej okazanie. Moja mama, nauczycielka WF i olimpijka z 1964 roku, wspierała wszystkich bezinteresownie. Zajmowała się wychowywaniem dzieci zawodowo, ale zawsze robiła dla nich więcej niż to wynikało z jej pracy. Zajmowała się m.in. grupą dzieci chorych na chorobę Heinego-Medina - wspomina.
Wojtek szybko trafił do harcerstwa i został drużynowym. - To była super nauka odpowiedzialności i przywództwa. Nie tylko pożytecznie spędzaliśmy czas, ale uczyliśmy się bezinteresownej pomocy - przekonuje.
Na studiach zaangażował się w organizowanie grup turystycznych i był szefem koła PTTK przy Politechnice Warszawskiej. - Tutaj lekka interesowność już była - śmieje się. - Na jednej z wycieczek kolega powiedziałem mi, że w Telekomunikacji Polskiej szukają ludzi do pracy. Tak trafiłem do naszej firmy.
Wojtek był też krótkofalowcem i tak poznał niewidomego radioamatora. Zaprzyjaźnili się i zaczęli razem podróżować. Został jego przewodnikiem. Świat można doświadczać na różne sposoby, a osoby niewidzące mają niezwykle wyostrzone inne zmysły.
- Miałem doświadczenie w organizowaniu wycieczek więc mogłem to wykorzystać. Ale sam nie wiedziałem, że moja pomoc będzie miała tak niezwykły finał - opowiada. - Córka mojego przyjaciela - też osoba niewidoma - miała swoją przewodniczkę. Kiedyś spotkaliśmy się wszyscy razem. Zaiskrzyło między przewodnikami i tak znalazłem… żonę.
Pomaganie z Fundacją Orange
- Kiedy dowiedziałem się, że Fundacja Orange szuka wolontariuszy by uczyć dzieciaki bezpiecznego internetu postanowiłem w to wejść. Mam trójkę dzieci i zacząłem od szkoły, do której chodziły. Materiały były dobrze przygotowane, wymagały jedynie adaptacji pod konkretne potrzeby - wspomina.
Od razu okazało się jak niezbędne są takie lekcje. - Podczas ich prowadzenia trafiałem na ukradzione lub utracone konta do gier, na które dzieciaki wpłaciły tysiące złotych poprzez karty zdrapki kupowane w sklepach. Były też sprawy z czatów w komunikatorach, które poleciłem, w porozumieniu z rodzicami, zgłosić na policję - mówi Wojtek.
Dzięki lekcjom udało się zaszczepić młodym ludziom podstawową wiedzę jak się bezpiecznie poruszać w necie. Dowiedziały się też, że nie są same i zawsze mogą poprosić o wsparcie dorosłych. - W szkole zostawiłem masę materiałów i linków do gotowych ćwiczeń. Sądząc po późniejszych plakatach i akcjach nauczyciele kontynuowali moją pracę.
Radość i spełnienie
Chociaż minęło już wiele lat, Wojtek nie zapomniał gdzie dorastał. - Dzisiaj harcerstwo jest inaczej zorganizowane. Dopadły go typowe, komercyjne problemy. Dlatego teraz pochłania mnie organizowanie wsparcia, aby tam, gdzie mieszkam mogła istnieć harcówka z prawdziwego zdarzenia - opowiada. - Jestem społecznym szefem stowarzyszenia działającego na rzecz tych 70 młodych ludzi, aby mogli funkcjonować. Może uda się to jakoś w przyszłości połączyć z pomysłami Fundacji Orange.
- Oddając się wolontariatowi mam poczucie, że przekazuję dalej dobro, którego sam wiele doświadczyłem od innych ludzi. Pomagając bezinteresownie, niezależnie w jaki sposób, mam też poczucie radości i spełnienia. No i ten uśmiech szczęśliwych dzieciaków. Bezcenny - puentuje Wojtek.