Skoro to była Argentyna D to my byliśmy Polską B, bo brakowało u nas siedmiu piłkarzy powiedział po meczu Franciszek Smuda zdenerwowany tym argentyńskim abecadłem wyliczanym przez dziennikarzy. Fakt jednak, że na stadionie Legii w Warszawie nie była to z pewnością Argentyna A, a do B zaliczyliby ją najwięksi optymiści.
Niestety po tym meczu większość oglądających zasila raczej szeregi pesymistów i to zarówno w Polsce, jak i w Argentynie. Nasi rywale są krytykowani w swoim kraju za bezsensowne zgrupowanie i przegrane mecze z Polską i Nigerią. Prasa pyta po co eksperymentalna reprezentacja, która nigdy więcej w tym składzie nie zagra obniża na świecie markę Albicelestes. Trudno się z tym nie zgodzić, zwłaszcza, że jako gospodarze najbliższego Copa America Argentyńczycy potrzebują zgrania drużyny A, która wcale w tym roku nie będzie faworytem mistrzostw Ameryki Południowej.
Mamy więc podobną sytuację jak nasi wczorajsi rywale. Też jesteśmy gospodarzem mistrzostw i też delikatnie mówiąc nie jesteśmy faworytem i to nawet do .... wyjścia z jakiejkolwiek grupy podczas tej imprezy. Mimo dwóch strzelonych bramek skuteczność w ataku była chyba najsłabszą nasza stroną - mogliśmy strzelić co najmniej dwie bramki więcej i to patrząc tylko na te pewniaki. Choć to co czasem potrafią zrobić w obronie Grzegorz Wojtkowiak z Tomaszem Jodłowcem potrafi przebić kiks każdego napastnika. Cieszy natomiast gol poprzez wielu przedwcześnie skreślonego Pawła Brożka, który wraca do reprezentacji i po 10 minutach strzela gola.
Piłkarsko mecz nie wniósł nic specjalnego. Dalej nie wiemy czym dysponuje nasza reprezentacja i czy ma jakieś szanse w meczu o coś z silnymi przeciwnikami. Tam towarzysko ani piknikowo jak wczoraj już nie będzie.
Ciekawy natomiast eksperyment dokonał się na trybunach. Kibice - tzw. kibole mecz zbojkotowali - nie było flag, przespiewek, bębnów, i w sumie dopingu jaki potrafi zrobić kilkanaście tysiecy ludzi obecnych na stadionie Legii. Większość osób przyszła z rodzinami jak na piknik i to w ostatniej chwili zdążając na stadion, stąd jeszcze pod koniec pierwszej połowy przed wejściem na stadion kłębił się tłum (normalny błąd tych co pierwszy raz idą na mecz). Dla bywalców stadionowych z jednej strony na trybunach wiało nudą jak nigdy i nie było tego łapiącego za serce dopingu, z którycj Polacy znani byli choćby na stadionach ME czy MŚ. Z drugiej strony po raz pierwszy nie widziałem na stadionie żadnego chamstwa, wulgaryzmów, a wręcz królował bon-ton jak w teatrze. Przy okazji frekwencja pokazała kibolom, że mecz może też odbyć się bez nich i naprawdę świat piłkarski się nie zawali. Pytanie czy ta zmiana na trybunach to jednorazowy wybryk natury czy też jakas trwalsza tendencja. Kolejny test - czwartek mecz z Francją.