Informacje prasowe

Orange Fab: trzy projekty w finale

12 maja 2014

Orange Fab: trzy projekty w finale

Aplikacja bezpieczeństwa usług w chmurze SESAME+, system rezerwacji elektronicznej Wizyta.pl oraz kreator e-biuletynów PublishSoSimply – to projekty, które zakwalifikowały się do etapu finałowego pierwszej polskiej edycji  programu Orange Fab. Teraz czeka je 12 tygodni akceleracji, czyli dopracowywania finalnej wersji produktu i jego modelu biznesowego.

PlayWyłącz głos

Do udziału w programie Orange Fab zgłoszono 107 usług i rozwiązań. Dominowały projekty usług cloud computing, e-commerce, oraz cyfrowego kontentu. Wszystkie zgłoszenia zostały dokładnie przeanalizowane. 50 ekspertów przyglądało się im pod kątem możliwości dalszego rozwijania i zgodności z charakterem działalności Orange. Do półfinału zakwalifikowało się 11 rozwiązań. Z ich twórcami spotkaliśmy się podczas dwudniowych przesłuchań. Na podstawie ich prezentacji i dyskusji komisja kwalifikująca wyłoniła trzech finalistów.

-Duże firmy, aby skutecznie konkurować na rynku muszą być innowacyjne, a często nowatorskie, niekonwencjonalne pomysły powstają w małych firmach lub małych grupach inicjatywnych, czyli start-upach. Żeby wejść z nimi na rynek potrzebne jest im wsparcie technologiczne, logistycznie i oczywiście finansowe. Szansą dla nich są takie programy jak Orange Fab. Z kolei naszym celem jest pozyskanie nowych produktów i usług, Jesteśmy zainteresowani wdrażaniem rozwiązań spójnych ze strategią Orange, pozwalających na rozszerzenie oferty. Współpraca z finalistami Orange Fab może pójść w kilku kierunkach. Może to być wspólna oferta produktowa z Orange lub Partnerem Orange, zakup licencji na wyłączność lub inwestycja Orange w firmę pomysłodawcy. W efekcie zarówno firmy biorące udział w programie, jak też Orange Polska i jego klienci będą odnosili korzyści –”powiedział Piotr Muszyński, Wiceprezes Zarządu Orange Polska ds. Operacyjnych”

SESAME+ (S+), aplikację zapewniająca bezpieczeństwo usług świadczonych w chmurze, stworzyła firma GETYID Software & Service. Ma ona zastosowanie wszędzie tam, gdzie przechwycenie loginu i hasła grozi nieautoryzowanym dostępem do wrażliwych informacji. Jest przeznaczona dla operatorów komórkowych, współpracuje z każdym telefonem komórkowym bez uprzedniego przygotowania.

Aplikacja Wizyta.pl, opracowana przez firmę o tej samej nazwie, to wyjątkowo prosty w obsłudze i funkcjonalny internetowy system pozwalający na umawianie wizyt w firmie. Idealny do segmentu SOHO (np. salony fryzjerskie i kosmetyczne, gabinety lekarskie, rezerwacja obiektów sportowych). Program ma wgląd w terminarze wszystkich pracowników, pozwala błyskawicznie znaleźć pierwszy wolny termin, przypomina o wizycie sms-em i mailowo a jednocześnie umożliwia zmianę terminu w ten sam sposób.

PublishSoSimply, autorstwa firmy CREW4WEB, to kreator e-magazynów, do którego wystarczy wkleić tekst, zdjęcia lub grafiki. Układ treści tworzy się sam, dzięki odpowiednim szablonom. Magazyny można czytać m.in. na iPadzie, co stosunkowo niedawno było prawie nieosiągalne dla małych firm. W świecie,   w którym kontent jest tworzony lawinowo, małe firmy mogą skoncentrować się na jego selekcji i przekazywaniu swoim klientom i partnerom biznesowych najważniejszych informacji.
Projekty te zostaną zaprezentowane w Paryżu podczas międzynarodowego Demo Day. Będzie tam można zobaczyć również rozwiązania finalistów Orange Fab z Francji, USA, Japonii. Startupy będą prezentować swoje projekty dla top managementu Grupy Orange, firm inwestujących w VC, przedstawicieli wielu dziedzin biznesu.

Orange Fab to program wspomagający rozwój małych, innowacyjnych firm, tzw. start-up’ów. Uczestnicy mają szansę stworzyć wspólną ofertę produktową z Orange, zdobyć inwestora oraz wsparcie finansowe. Umożliwia on start-up’om skupienie się na rozwoju, wdrażaniu usług oraz tworzeniu produktów doskonalących obecne rozwiązania telekomunikacyjne. Orange oferuje własne doświadczenie w branży telekomunikacyjnej oraz doświadczenie mentorów wywodzących się z lokalnych ekosystemów technologicznych. W ramach programu firmy uzyskają dostęp do zasobów technicznych i marketingowych Orange Polska, kanałów komunikacji  (w tym mediów społecznościowych), kanałów dystrybucji Orange. Mogą otrzymać także dofinansowanie w wysokości do 40 tys. zł.

 

Wojciech Jabczyński, Rzecznik Orange Polska
Tel.: 22 527 19 39
e-mail: biuro.prasowe@orange.com

Udostępnij: Orange Fab: trzy projekty w finale

Odpowiedzialny biznes

Polski szampan i truskawki

3 lipca 2013

Polski szampan i truskawki

Zobaczyć Polaka na korcie centralnym takich turniejów jak: Australian Open, French Open czy US Open to było marzenie sportowe z najwyższej półki. Dziś, na korcie centralnym w Londynie zagrało dwóch Polaków. Jeden z nich awansował do półfinału i to nie są moje wymysły.

Bez dwóch zdań, na zielonej trawie odbywa się polski turniej. W półfinale jest wcześniej wspomniany Janowicz i jest też Agnieszka Radwańska, która lepiej zna alejki i korty przy ulicy Church Road. Pojawiają się realne szanse na finał i to nie są moje wymysły.

Czym jest w Polsce tenis? Wymysłem grupy ludzi, którzy są pasjonatami. Kochają tę dyscyplinę. Nie możemy mówić o żadnych tenisowych szkołach, o szkoleniach przeczytamy więcej z Internetu. Niemniej, nie pamiętam już wydania (z dnia: 3 lipca) Przeglądu Sportowego (wyłączając igrzyska olimpijskie), który pierwsze strony poświęciłby innej dyscyplinie niż piłka nożna. To również nie jest mój wymysł.

67294b4a96ae2ccea772fe58083f7c5b6e9

Niech w te najbliższe dni, Wzgórze Hennmana (trawiasty obszar obok kortu centralnego) zapełni się angielską polonią. Isia zagra z Sabine Lisicki. W drabince nie ma już „największego niebezpieczeństwa” – Sereny Williams. Jerzyk powalczy z faworytem gospodarzy. W każdym razie Andy Murray jest w zasięgu Polaka. Przygotujmy szampana wraz z truskawkami . I to jest już mój wymysł.

Udostępnij: Polski szampan i truskawki

Odpowiedzialny biznes

Puchar znów w rękach Legii

9 maja 2013

Puchar znów w rękach Legii

– Zapamiętajcie ten dzień. To milowy krok dla futbolu amerykańskiego nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie – słowa Tommy’ego Wikinga, szefa Światowej Federacji Futbolu Amerykańskiego (IFAF), wypowiedziane jeszcze w trakcie VII SuperFinału Topligi Futbolu Amerykańskiego na Stadionie Narodowym w Warszawie nie były kurtuazją. Nasz krajowy finał ogromem publiczności (23 tysiące widzów) i klasą obiektu przyćmił mecze decydujące o mistrzostwie czołowych europejskich lig z ostatniej dekady, a poziomu sportowego też nie musieliśmy się wstydzić.
Jeśli nawet wieczni sceptycy/malkontenci (niepotrzebne skreślić) uważają, że Wiking i tak nie mógł powiedzieć inaczej, a legendarny rozgrywający ligi NFL, jedna z jej głównych telewizyjnych twarzy Ron Jaworski (gość honorowy SuperFinału) komplementował finał przede wszystkim ze względu na swoje polskie korzenie, nie znajdą kontrargumentu na 23 tysiące ludzi, którzy zasiedli na trybunach Narodowego i spore grupy, które przed bramami bezskutecznie stały z kartkami „Kupię bilet”. Mimo wszystko nie dziwię się, że w Polskiej Lidze Futbolu Amerykańskiego nie doszacowano zainteresowania publiczności – pierwsze finałowe spotkanie na ledwo trzymającym się obiekcie stołecznego Marymontu obejrzało ok. tysiąca osób, głównie zawodników, ich rodzin i przyjaciół. Ja jestem wielkim optymistą, ale to, co widziałem 15 lipca przerosło nawet moje najśmielsze oczekiwania.
I mimo, iż nie nie mam – niestety – najmniejszych wątpliwości, że niemała część z tych ludzi przyszła przede wszystkim zobaczyć stadion, główny cel został osiągnięty: o futbolu amerykańskim w polskim wydaniu mówiły niemal wszystkie mainstreamowe media, billboardy w stolicy atakowały ze wszystkich stron, można by rzecz, że futbol amerykański ryknął gromko: „Oto jestem!”. Ryknął na tyle głośno, że nie zdziwię się, gdy wielu z tych, którzy tylko „na chwilę wpadli”, odwiedzi jeszcze stadiony PLFA.
Oczywiście na takim wydarzeniu nie mogło zabraknąć również naszej kamery. Ciekaw jestem Waszych opinii – czy zgadzacie się, że mecze futbolu amerykańskiego to nowy, ciekawy sposób na rodzinne spędzenie wolnego czasu? Bo akurat tym, którzy uważali, że to li tylko fanaberia garstki amerykanofilów, SuperFinał na najnowocześniejszym stadionie w Europie skutecznie zamknął usta.

PlayWyłącz głos

Udostępnij: Puchar znów w rękach Legii

Odpowiedzialny biznes

Absurd goni absurd. Na trybuny tylko w majtkach?

7 maja 2013

Absurd goni absurd. Na trybuny tylko w majtkach?

Nazwisko wojewody mazowieckiego odmieniane jest od wczoraj przez kibiców Legii przez wszystkie przypadki. Jacek Kozłowski w poniedziałek zagroził, że nie wpuści fanów stołecznej drużyny na legendarną „Żyletę” podczas rewanżowego meczu finału Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław. Powody? Sektorówki, niedrożność dróg ewakuacyjnych i zbyt późna… reakcja spikera Wojciecha Hadaja na wulgaryzmy.

Ostatnie kilkadziesiąt godzin pokazuje, jak łatwo zniszczyć atmosferę piłkarskiego święta i narobić sobie wrogów. Decyzja – a właściwie zapowiedź decyzji, bo ta jeszcze nie zapadła – dla większości obserwatorów jest niezrozumiała. Zwłaszcza dla Leśnodorskiego, którego od wcześniejszych prezesów Legii różni właśnie podejście do spraw kibicowskich. – Już to przerabialiśmy. Nie ma sensu iść tą drogą. W moim odczuciu kibice Legii tworzą najlepszy doping w Polsce i mam nadzieję, iż decyzja wojewody nie wynika z tego, że komuś to przeszkadza – mówił w rozmowie z Mateuszem Borkiem Leśnodorski.

Tym bardziej że powody są absurdalne, a zachowanie stołecznych kibiców od dłuższego czasu nienaganne. W piśmie Kozłowskiego do włodarzy z Łazienkowskiej czytamy m.in., że „podczas meczów rozgrywanych w marcu i kwietniu na stadionie Legii kibice używali tzw. sektorówki do uniemożliwienia identyfikacji osób odpalających race”. Moim zdaniem ktoś myli pojęcia skutku, przyczyny i celu. Jeśli którejś z osób przebywających na stadionie zależałoby na kamuflażu, na pewno znalazłaby łatwiejszy sposób, niż namawianie pozostałej części widowni do wyciągania sektorówki. Nie można zapomnieć, że identyfikację mogą umożliwiać też szaliki, koszulki, a nawet spodnie. Akcja „na trybuny w samych majtkach” jest więc jak najbardziej realna.

Sprawa Hadaja również wygląda dość tajemniczo. Kto choć raz był na meczu piłkarskim, wie że wulgaryzmy są naturalną częścią widowiska, a obrażanie drużyny przeciwnej, choć nieakceptowane, to jednak wszechobecne, nie tylko w Polsce. Organizatorzy mają oczywiście obowiązek nakłaniania fanów do kulturalnego wspierania swojej drużyny, ale zwracanie uwagi na tempo reakcji – i ustawianie tego faktu w jednym rzędzie z powodami zamknięcia jednej z trybun – brzmi po prostu niedorzecznie.

Nie znam nikogo, kto na stadion przy Łazienkowskiej przychodzi dla piłki nożnej. Serio. Dziennikarze ubiegają się o akredytacje dla konferencji prasowych, a kibice kupują wejściówki dla atmosfery. I to właśnie dlatego mówi się, że piłka nożna w wielkim stopniu zależy od fanów. Żadna kampania marketingowa – ani udana, ani nieudana, jak choćby „truskawkowa” z udziałem Andrzeja Strejlaua – nie przysporzy klubowi takich dochodów, jak klimat tworzony przez najzagorzalszych fanów. Reszta jest tylko dodatkiem, który dopóki po polskich boiskach nie będą biegać gwiazdy europejskiego formatu, nie będzie w stanie konkurować z kilkuset kibicami, tworzącymi oprawy meczowe i kierującymi dopingiem.

Jak ostatecznie będzie wyglądał finałowy rewanż, to zależy zwłaszcza od kibiców i prezesa Leśnodorskiego. Najbardziej prawdopodobne są dwie opcje: optymistyczna – fani zrezygnują z czegoś, co kosztowało ich nie tylko sporo pracy, ale też pieniędzy (ponoć 100 tys. złotych), i zrezygnują z oprawy, ale będą prowadzić doping; albo pesymistyczna – kibice wznowią bojkot i na stadionie będzie słychać tylko okrzyki piłkarzy i trenerów, a od czasu do czasu pozdrowienia dla wojewody Kozłowskiego.

Jest też trzecia możliwość, najmniej przyjemna dla wszystkich. – Bardzo bym nie chciał, by do tego doszło, ale może się okazać, że po zamknięciu „Żylety” pozostali kibice też wyjdą – zapowiada Leśnodorski.

Podsumowując: walka z pdeudokibicami i chuliganami – tak, walka z oprawami – nie! Lepiej zająć się prawdziwymi problemami, bo represjonowanie kogoś za pasję to absurd i strata czasu, a na dodatek niemal na pewno zakończy się skutkiem odwrotnym od zamierzonego. Równie dobrze można zresztą zamknąć ulice, wtedy nikt nie przekroczy prędkości. Albo szkoły. Nikt nie będzie „ściągać” na sprawdzianach.

Udostępnij: Absurd goni absurd. Na trybuny tylko w majtkach?

Odpowiedzialny biznes

Śląsk – Legia: porównanie formacji

30 kwietnia 2013

Śląsk – Legia: porównanie formacji

Przed pierwszym finałowym meczem Pucharu Polski na orangesport.pl wspólnie z Tomaszem Iwanem porównaliśmy poszczególne formacje Śląska i Legii. Według byłego reprezentanta Polski na papierze lepiej wygląda drużyna Jana Urbana i to ona będzie faworytem finałowego dwumeczu.

Tutaj znajdziecie całą analizę Tomasza Iwana

– Jeśli chodzi o obsadę bramki, to przewaga jest po stronie Legii – analizuje Tomasz Iwan. Jan Urban już dawno zapowiedział, że w finale postawi na Wojciecha Skabę, który w Legii jest etatowym zmiennikiem Dusana Kuciaka. W Śląsku bluzę z numerem jeden dostanie chyba Rafał Gikiewicz, bo Marian Kelemen jest ostatnio w słabej dyspozycji. Skaba vs Gikiewicz  – 1:0 dla Legii.

– W defensywie na papierze również lepiej wygląda Legia – uważa Iwan. Trudno tutaj polemizować z byłym reprezentantem Polski, bo formacja obronna mistrzów Polski w rundzie wiosennej prezentuje się blado. Wrocławianie tracą dużo goli i śmiało można powiedzieć, że defensywa jest ich piętą achillesową. Legia w tyłach prezentuje się o wiele solidniej i dlatego dopisujemy jej drugi punkt. (Legia – Śląsk 2:0).

Jan Urban może mieć spory ból głowy z doborem skrzydłowych. Ze składu wypadł mu Kosecki, a pod znakiem zapytania stoi występ Radovicia, który nie dokończył wtorkowego treningu. To byłaby spora strata dla Legii, bo obaj skrzydłowi są motorami napędowymi stołecznej drużyny. Z kolei druga linia to bez wątpienia najmocniejsza formacja Śląska. – Gra wrocławian w dużej mierze opiera się na Sebastianie Mili. Od formy kapitana Śląska będzie dużo zależało – mówi Tomasz Iwan.  W tym przypadku punkt dajemy Śląskowi (Legia – Śląsk 2-1).

W ataku Jan Urban ma kłopot bogactwa, a Stanislav Levy ma problem ze znalezieniem choćby jednego skutecznego napastnika. Rafał Gikiewicz, który ostatnio najczęściej gra w podstawowym składzie Śląska, w tym sezonie w ekstraklasie zdobył tylko trzy gole. – Tutaj wybór jest prosty – przewaga Legii w ataku nie podlega żadnej dyskusji – kończy analizę Iwan. (Legia – Śląsk 3-1).

Udostępnij: Śląsk – Legia: porównanie formacji

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej