Odpowiedzialny biznes

Peleton bez „petardy” to Polacy w czołówce

28 maja 2013

Peleton bez „petardy” to Polacy w czołówce

Przyznaje się bez bicia. Mam problem ze wzrokiem. Krótkowzroczność. Ale od 5 maja tj. od momentu rozpoczęcia się Giro d’Italia wyostrzam wzrok i podchodzę do ekranu telewizora z każdym etapem coraz to bliżej. Polacy jadą w czołówce! Ba, walczą o najwyższe lokaty.

8ce5cef2a54863acb8c62f1c04060cfbb74

Bartosz Huzarski walczący na podjeździe w Asyżu źródło: Roberto Bettini

Musiałem podejść na odległość co najmniej 10 centymetrów od ekranu, żeby zobaczyć jak finiszuje Bartosz Huzarski na wczorajszym etapie kończącym się w Asyżu. Walczył. Naciskał na pedały, ile miał tylko sił. Wywalczył drugie miejsce. Zobaczcie, jak to wszystko wyglądało na tych wąskich uliczkach:

Podsumowanie 10. etapu.

Grzechem byłoby nie przypomnieć o wyczynach Michała Gołasia podczas ostatniego weekendu. W piątek narobił wszystkim apetytu, zajmując trzecie miejsce i po wszystkim z pełną odpowiedzialnością powiedział, że będzie walczył o „różową koszulkę”. Niestety, nie wytrzymał. Ostatnie ostre kilometry pod górę (choć to jeszcze nie takie piekło, jakie dopiero przed kolarzami) dały się we znaki. Trzeba też podkreślić, że Michał nie jest „góralem”.

Jednak to wszystko sprawia, jakbym ten wyścig oglądał przez różowe okulary. I to nie korekcyjne, choć takie powinienem zawiesić na nosie. Polacy pokazują się w czubie peletonu. Nie boją się walki z najlepszymi i, co najważniejsze, otwarcie przyznają, że nie składają broni. Bartosz pokazał klasę i to chyba nie koniec. Michał Gołaś także chcę jeszcze powalczyć o etapówkę. Wielką pracę Sylwestra Szmyda zobaczymy jeszcze w wyższych partiach gór. Szkoda, że Tomasz Marczyński, jadący w trykocie mistrza Polski brał wczoraj udział w kraksie, tuż przed samą metą. Ważne, że z kolarską karawaną jedzie dalej.

Do zakończenia wyścigu szosa wiedzie jeszcze daleko. Polski kolarz w pierwszej „dwudziestce” Giro to byłaby miła niespodzianka.

Udostępnij: Peleton bez „petardy” to Polacy w czołówce

Odpowiedzialny biznes

Polskie Giro d’Italia

19 maja 2013

Polskie Giro d’Italia

Rafał Majka i Przemysław Niemiec liczą się w peletonie jednego z największych wyścigów kolarskich i to nie jest żaden żart. Wczoraj swoją obecnością na ośnieżonym Col du Galibier (podjazd bardziej znany z etapów Tour de France) pokazali się jakby byli „wyjadaczami” ze ścisłej czołówki.

Choć do końca wyścigu jeszcze cały tydzień i wszystko może się zdarzyć, bezsprzecznie wyczyny Polaków zostaną na długo zapamiętane w kolarskim światku. Cel: ukończyć wyścig w pierwszej dziesiątce.

Cóż to oznacza zakończyć Giro d’Italia w ścisłej czołówce? Przekładając to na język innych dyscyplin to jak jakby polska piłkarska drużyna zakończyła Ligę Mistrzów przynajmniej na poziomie ćwierćfinałów, bądź Agnieszka Radwańska lub Jerzy Janowicz miałby zakończyć na tymże samym poziomie jeden z tenisowych turniejów wielkiego szlema.
/media/4/0/e/9/0/9faf356e34824d2545418f00157590bbe41.jpg
Lecz trzeba wziąć jeszcze jedną kwestię pod uwagę. Stan Polskiego Związku Kolarskiego. Polskie kolarstwo jest ruiną w ciągłej fazie rozpadu. Piękna walka naszych kolarzy jest w tym momencie pięknie lśniącym promyczkiem nadziej w odmętach chaosu.

Rafał Majka to lider swojej drużyny, walczy o białą koszulkę czyli najlepszego kolarza do lat 23. Przemysław Niemiec pracuje dla Włocha Scarponiego, który w klasyfikacji generalnej jest piąty, tuż przed Polakiem.

Poczekajmy do czwartku. Po indywidualnej „czasówce”, która składa się z 20 kilometrowego podjazdu będziemy mądrzejsi o kolejne rozstrzygnięcia.

Udostępnij: Polskie Giro d’Italia

Odpowiedzialny biznes

Dopingowa kolacja

23 października 2012

Dopingowa kolacja

Lipiec, upalny wieczór w pewnym francuskim hotelu.

Kolarz A: „B” chcesz coś zjeść? – zapytał, stojąc przy otwartej lodówce.
Kolarz B: Nie, dzięki, ale już jak stoisz to przy maśle stoi moja porcja EPO, możesz mi ją przynieść?
Kolarz A: Ok, no problem, już przynoszę. Proszę to Twój podwieczorek, a w zasadzie energia na jutrzejszy etap. Jutro przed nami trudne górskie podjazdy.
Kolarz B: Dla nas nie ma nic trudnego – wycedził przez zęby i w tym samym czasie zacisnął sobie pasek na ręku – żeby tylko żyły na wierzch chciały wychodzić.
Kolarz A: Wiesz „B” niedługo od tych dziur na rękach będę musiał kłuć się po łydkach, bo już miejsca brakuje.
Kolarz B: Kłuj się tam, gdzie efekt będzie najszybszy – po czym wstrzyknął sobie dawkę. – Rany przypudruje nam pewna laska, która dba o nasz wizerunek przed kamerami TV – dodał odciskając, a raz to zaciskając pięść.
Kolarz A: Fakt, naprawdę po tej „mocy” w żyłach można góry przenosić!
Kolarz B: Ba! My będziemy jutro w nich rządzić – zaśmiał się, niemal wrzeszcząc. Ale teraz idziemy spać, kładź się „A”, przecież musimy być wypoczęci. Jutro z rana jeszcze jakaś „kolorowa witaminka”. I pamiętaj trzymać ten tłusty specyfik pod podusią. To w razie czego, jakby zrobili nalot rano. Ale tak bardzo się nie bój, dzwonek w telefonie mam ustawiony na najgłośniejszy. Będą nas ostrzegać przed zajściem, zadzwonią. To tyle, kolarskich snów, i zdobywania gór.
Kolarz A: Śpij zE sPOkojem.

Zbieżność osób, zdarzeń i miejsc zawarta w historyjce jest zupełnie przypadkowa.

Udostępnij: Dopingowa kolacja

Odpowiedzialny biznes

Li(v)estrong?

29 sierpnia 2012

Li(v)estrong?

Za Wielką Wodą, świat sportowy żyje szydzeniem z Lance’a Armstronga. W ostatnich dniach, Amerykanin zapowiedział, że nie będzie już bronił się przed oskarżeniami dopingowymi, co do niego aż nie podobne. Opinie na temat są skrajnie podzielone. Część obserwatorów siedmiokrotnego zwycięzcę Tour de France broni, mówiąc otwarcie, że nie można ponownie odgrzewać kotleta. Inni zaś twierdzą, że czas zrobić z tym porządek.

Teksańczyk od lat prowadzi fundację na rzecz walki z rakiem – Livestrong. I tutaj ciekawostka, pomimo wywołanego skandalu, wpłaty na konto są 25 razy większe.

Amerykańskie media nie przestają szydzić, powstają na ten temat wydzielone galerię. Mnie najbardziej poruszyła ta oto rycina:

c6cb89fd06f10e758a5ebdd25acb0f99318

Źródło: cagle.com

Która Was najbardziej zaszokowała?

Udostępnij: Li(v)estrong?

Odpowiedzialny biznes

Plan brytyjski i plan polski

23 lipca 2012

Plan brytyjski i plan polski

Jesienią 2008 roku, światowe agencje podały informację o planach zespołu Sky jakie przedstawia na pięć lat względem brytyjskiego kolarstwa. Wśród tych założeń celami nadrzędnymi były zwycięstwa Brytyjczyka w Tour de France i Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Pełna realizacja może udać się przed czasem.

Zacznijmy od początku tej historii. Swoją kolarską hegemonię ekipa Sky rozpoczęła od jazdy torowej. Reprezentacja Wielkiej Brytanii została zbudowana w kilka lat. Jej główny filar to oczywiście Chris Hoy, który jest niemalże bohaterem Wysp, oczywiście już z nadanym tytułem „Sir”. Do niej oczywiście należał również Bradley Wiggins (patrz film). Jednak ekipie jazda w kółko po welodromach się znudziła, bo co miało być do zdobycia już zostało zdobyte w tej kwestii. Rzecz jasna zbliżające się Igrzyska Olimpijskie to dla Brytyjczyków „normalka”. Mimo wszystko, pomyśleli sobie: „czas wyjechać na szosy”. Chociaż jeszcze za nim przejdziemy na szosy, warto wspomnieć o planach polskiej reprezentacji torowej. Otóż w czasie wielkiego splendoru brytyjskiego, torowego kolarstwa w Polsce (2009 rok) odbywały się torowe mistrzostwa świata. Wtedy, były prezes PzKol Wojciech W. również przedstawiał dalekosiężny plan. „Mamy tor, budujemy reprezentację na Londyn 2012” – można było czytać między wierszami. Tymczasem, tor się sypie, a liczącej się reprezentacji raczej nie mamy. Ot, takie porównanie polskiego i brytyjskiego planu.

Czas wyjechać na szosę, bo pod dachem toru zebrało się zbyt ciężkie powietrze. Historyczne, bo pierwsze zwycięstwo Brytyjczyka w Tour de France. Bradley Wiggins w ostatnich latach nabierał doświadczenia w Wielkiej Pętli aż wreszcie nadszedł jego czas. Wiggns nie miał przeciwnika, który mógł mu się przeciwstawić. Paradoks sytuacji polega na tym, że silniejszym od niego kolarzem był jego kolega z ekipy Chris Froome, który niejednokrotnie mógł się oderwać od Wigginsa, dojechać do mety, po czym zjechać i ponownie pomóc swojemu liderowi. Ale właśnie, kolarstwo jest sportem zespołowym i początkowe założenia są założeniami, których się nie zmienia. Taki nieoficjalne „team order” zaciągnięte z języka Formuły 1.

Kolarsko, to będą brytyjskie igrzyska. Na torze, brytyjscy fani „biją się” o bilety, aby oglądać złote przejazdy. Na szosie, wszyscy liczą na Cavendisha. Trasa wiedzie obok bram Buckingham Palace, więc królowa z balkonu na pewno będzie dopingowała kolarzy. W indywidualnej jeździe na czas Wiggins, uniesiony triumfem „Wielkiej Pętli” będzie chciał powalczyć z Fabianem Canellarą. Pięcioletni plan może być spełniony w stu procentach.

O miejsca polskich kolarzy na IO w Londynie, chętnie po raz kolejny założę się z Pablo_ck.

Udostępnij: Plan brytyjski i plan polski

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej