
Cześć, to ja – Dorota. W Orange pracuję od prawie trzech lat, a na blogu jestem nowa. Zajmuję się komunikacją wewnętrzną i kampaniami w Sprzedaży do Klientów Kluczowych i Korporacyjnych. O czym będę pisała? Przede wszystkim o historii telekomunikacji i historii mojej firmy. Ale także o jej współczesności i ciekawostkach z nią związanych. Dzisiaj zaś o poważnym uzależnieniu…
_____________________________________
Co robisz po przebudzeniu? Kawa, prysznic? Ja nie (to znaczy tak, ale później), bo najpierw szukam w pościeli smartfona. Budzę się i codziennie przyrzekam sobie, że nie zacznę dnia od przeglądania informacji. Nie zobaczę, co na Fejsbuku. Słowo daję.
I codziennie ponoszę porażkę.
– „Smartfon jest passé” – mówią moi znajomi (i to wcale nie hipsterzy, bo dla nich passé jest wszystko, chociaż przez chwilę podejrzewano, że iPhone nie – ale jednak okazało się, że iPhone też). – „Mam starą Nokię” – obwieszczają z dumą na imprezach, wyciągając z kieszeni model 3310, głaszcząc się przy tym po gęstych i długich brodach:-) OK, rozumiem – modny chce być w Warszawie każdy. Ale co tak naprawdę skłania ludzi, by w roku 2015 nie mieć mobilnego dostępu do sieci i z pełną świadomością skazywać się na (uwaga, teraz szczypnę) to, żeby nie wiedzieć, co się dzieje? Albo nie móc zrobić porządnego zdjęcia kotu sąsiadów – że o selfie nie wspomnę?
Zadałam więc bezpośrednie i dość intymne pytanie kilku bliskim mi osobom: dlaczego nie masz smartfona? Oto, co usłyszałam:
– „Mogę żyć bez internetu i tak mam go 8 godzin pod palcem w pracy”
– „Jestem konserwa i nie gonię za nowinkami”
– „I tak by mi dzieci zabrały”
– „Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy jadę konno do lasu, koń ponosi, a ja muszę: a. ściągnąć rękawiczkę b. zrobić na wyświetlaczu zawiły es-flores palcem, żeby odblokować telefon. c trafić we właściwą ikonkę c. poczekać aż mój smartfon odpowie” (Iza – moja przyjaciółko, pozdrowienia – mój ulubiony argument to Twoja zasługa)
– „Szybki się tłuką – widziałam już rozliczne dramaty wywołane potłuczoną szybką, którą ponoć można ubezpieczyć” (mój drugi ulubiony argument)
– „Aplikacje. Żeby zrobić cokolwiek najpierw trzeba je ściągnąć. Bez nich smartfon nie jest ani smart ani fonem”
– „Smartfon jest drogi”
I wreszcie argument o mocy bomby:
– „Posiadacze smartfonów mają brzydki zwyczaj logowania się na portalach społecznościowych podczas spotkań towarzyskich. Ja tego nie robię, bo na wyświetlaczu mojego telefonu i tak niewiele widać, nie otwiera się tez 3/4 zdjęć. Dzięki temu jestem na społecznościowym detoksie”.
Żarty żartami, ale nie lekceważmy faktów: 44 procent Polaków ma już smartfona. Trzech na pięciu łączy się za jego pomocą z internetem, prawie 1/3 robi to codziennie. A co jeszcze robimy smartfonami? Zdjęcia oczywiście – aż 83 procent ich posiadaczy deklaruje, że fotki cyka codziennie. Wczoraj jechałam samochodem przez centrum Warszawy i stojąc na czerwonym obserwowałam grupę starszych pań robiących dzióbka do telefonu! Czy ktoś rozsądny myśli dziś o tym, aby ten pochód zatrzymać?
Pamiętacie, kiedy się to wszystko zaczęło? Nie tak znowu dawno temu, bo w połowie lat 90. XX wieku. Wtedy pojawiły się pierwsze palmtopy, dziadkowie dzisiejszych smartfonów. PalmPilot 1000 przyszedł do nas – ale zaznaczam, że do nielicznych, bo wtedy tylko elity finansowe miały do niego dostęp – w 1996 roku. Doskonale pamiętam rozpacz dwuosobowego działu IT w firmie, w której wtedy pracowałam. Każdy posiadacz tego high-endowego sprzętu przychodził i żądał, aby mu te 128KB pamięci jakoś skonfigurować z komputerem, bo kalendarz, bo terminarz („oraz panie Rafale, ja bym też chciał móc odczytać na nim pocztę”) …
Chwilę później w rękach biznesmenów zobaczyliśmy Nokię 9110 z monochromatycznym wyświetlaczem i DWIEMA KLAWIATURAMI. Pamiętam ten szał! Kieszonkowy komputer działał na wyobraźnię przez kilka ładnych lat, aż w 2007 roku świat dostał kolejnej gorączki (po drodze były BlackBerry i Palm Treo, zapomniałabym). 29 czerwca 2007 roku w San Francisco, na wystawie Macworld pokazano pierwszego iPhone’a. Pamiętacie, co wtedy mówiono? – „Nikt nie kupi telefonu bez klawiatury”. A tu niespodzianka! Nie dość, że lud to kupił, to jeszcze dostał na punkcie iPhone’a świra. Do dziś sprzedano podobno ponad 500 milionów sztuk telefonu, który nie wymaga użycia rysika (ręka w górę – kto wie, co to rysik?).
Piszę to ja – makowa panienka herbu nadgryzione jabłuszko, chociaż chwilowo z ciekawości przesiadłam się na Nokię Lumię 920. Polecam. Oczywiście w Orange. Z tą dobrą ofertą to nie żarty, sprawdźcie sami – u nas smartfony są niedrogie (jestem skąpa, zawsze szukam najlepszych cen). I nie będę na razie leczyła się z mojego uzależnienia. Kupię sobie nowy futerał do Lumii i będę robiła przyjaciołom zdjęcia na imprezach.
Jakby nie patrzeć optyczna stabilizacja obrazu w wielu przypadkach to prawdziwe wybawienie.