Podczas weekendu, uwaga sympatyków sportu oczywiście będzie skierowana na stadiony w Porth Elizabeth i Johannesburgu. Kolarze w peletonie wyścigu Tour de France, również zaciekle dyskutują o zbliżających się piłkarskich meczach. Chyba najwięcej do powiedzenia mają zawodnicy reprezentujący Hiszpanię. Aż 32 kolarzy wystartowało w wyścigu. Rywali z finału jest zdecydowanie mniej – sześciu Holendrów. Niestety, nie startuje żaden Urugwajczyk, zaś Niemców jedzie piętnastu. Dyskusję dyskusjami, ale przed piłkarskimi emocjami, kolarze muszą przemierzyć alpejskie przełęcze.
W sobotę i niedzielę peleton przejedzie po wschodniej ścianie Francji. To pierwsze górskie starcie. Na początek będą to niskie góry Jury o trzeciej i drugiej kategorii. Tak przedstawia się sobotni etap:
Pewnie możemy liczyć na małe przerzedzenie. Na czele wyścigu pokażą się liderzy, jednak to nie będzie jeszcze walka na całego. Bardziej rozpoznanie rywala i badanie sił. Jeśli chodzi o ucieczkę, to na zbudowanie przewagi można liczyć na podjeździe Col de la Croix de la Serra (ok. 15 km podjazdu o śr. nachyleniu 4 procent). Być może dziś zmieni się lider. Prawdziwa alpejska zabawa rozpocznie się w niedzielę:
Etap wiodący tuż przy granicy ze Szwajcarią, na której zaplanowano dwie premie pierwszej kategorii. Pierwszą z nich – Col de la Ramaz. W 1971 na tej górze Eddy Merckx przypieczętował koszulkę króla gór (w tym samym roku wygrał wyścig ). Czy ktoś będzie chciał postawić pierwszy krok i pójść w ślady wielkiego mistrza? Etap zakończy się na szczycie stacji narciarskiej Morzine-Avoriaz, gdzie trzeba wspiąć się 13 kilometrów o średnim nachyleniu sześciu procent. Kto wzniesie ręce w geście triumfu? Kto rozpocznie walkę o górską koszulkę? Weekend w Alpach odkryje pierwsze kolarskie karty.