;

Urządzenia

Testujemy: Samsung S21, S21+, S21 Ultra (5)

Michał Rosiak

27 stycznia 2021

Testujemy: Samsung S21, S21+, S21 Ultra
5

Niezależnie od tego, ile firm będzie danego roku przedstawiać swoje nowe smartfony i jak dużo będzie to modeli, dwie rzeczy są od wielu lat pewne. Cały technologiczny świat co roku będzie wbijał oczy w premiery flagowców Samsunga i iPhone’ów. Serię Samsung S21 już poznaliśmy, ale już jutro wszystkie trzy modele pojawią się w sprzedaży w Orange Polska. Spróbowaliśmy przyjrzeć się im nieco inaczej: do Bartka Jadczaka trafił Samsung S21 (na jego kanale YouTube niebawem znajdziecie bardziej rozbudowany test tego smartfona), Karol Owczarek wziął w swoje ręce S21+, ja zaś skorzystałem z dobrej woli kolegów i przez tydzień zająłem się S21 Ultra.

Takie różne, tak podobne

Flagowe Samsungi są trochę jak luksusowe samochody. Jakość wykonania i najnowocześniejsze technologie to jedno, ale tu akurat chciałem nawiązać do… płyty podłogowej. Od bardzo dawna dla oszczędności finansowych w produkcji i R&D koncerny budują wiele swoich aut, korzystając z tej samej platformy. Podobnie nie miałoby sensu budować trzech totalnie różnych smartfonów, stąd recenzując wszystkie S21 najlepiej zacząć od podobieństw.

Oczywiście we wszystkich skorzystacie z #hello5G, ale to już od pewnego czasu wydaje się być oczywiste. Każdy z trójki ma ten sam procesor (w Europie jest Exynos 2100). W S21 i S21+ wzbogacony 8 GB RAMu, zaś w Ultra w zależności od wersji 12 lub 16. Każdy z nich może wpaść do wody i kurz mu niestraszny (IP 68). Żaden nie ma gniazda micro SD i mini-jacka. Na wszystkich działa Android 11 z One UI w wersji 3.1, w każdym możemy skorzystać z bezprzewodowego DEX-a, każdy pokryty jest z przodu szkłem Gorilla Glass Victus. Ufff. A nie, jeszcze jedna dość istotna zmiana – jako agregator newsów na skrajnej lewej stronie zadebiutował Google Discovery. Dla mnie to akurat świetna zmiana, Samsungowe rozwiązanie było zbyt przeładowane informacjami.

Przeczytaj też: Nowy Samsung Galaxy S21 5G – premiera. Czy się rożni od Galaxy S20? Który model wybrać?

Bartek: Samsung S21 – Mały, ale wariat

Jeśli miałbym skrócić tę recenzję do jednego zdania, byłoby to: „Jeśli szukacie niedużego flagowca do 4000 zł, to nie szukajcie dalej”. Niewielkie rozmiary, niska waga i kompaktowość – to pierwsze cechy, które wyróżniają S21 5G. Często narzekamy na coraz większe rozmiary smartfonów, dlatego na „mały” 6,2-calowy może się znaleźć sporo chętnych.

Tym bardziej, że dzięki masie zaledwie 169g czasami zapominamy, że mamy w kieszeni telefon. Dzięki niewielkim rozmiarom i zaokrąglonym krawędziom plecków Samsung S21 bardzo dobrze leży w dłoni i nie ma problemów z obsługą jedną ręką. Głośniczki stereo grają głośno i przyjemnie, takie 7/10, bo dźwięk wydaje mi się trochę przytłumiony, przy porównaniu np. z Note 20 Ultra.

Wyświetlacz to otoczony delikatnymi ramkami płaski ekran Dynamic AMOLED 2X o rozdzielczości FullHD+. Odwzorowanie kolorów, poziom jasności i kontrasty są z najwyższej półki. Rozdzielczość ekranu na ten rozmiar w pełni wystarcza, a brak wyższej rekompensuje odświeżanie 120Hz.

Wspomniany na wstępie Exynos 2100 nie tylko się nie przegrzewa (w końcu!), a jego wydajność pozwala na… cóż, w zasadzie na wszystko. Bateria to z jednej strony tylko 4000 mAh, z drugiej jednak – szybkie 25-watowe ładowanie wypełni ją po brzegi w zaledwie 75 minut. A jeśli nie musimy szukać ładowarki – możemy (w każdym z opisywanych modeli) wykorzystać telefon do zwrotnego naładowania np. słuchawek.

Przeczytaj też: Najsłynniejsze serie telefonów Samsung

Last, but not least – aparaty. Selfie zrobimy 10-megapikselowym “oczkiem”, dającym świetną szczegółowość zdjęć, poprawny balans bieli i odwzorowanie kolorów. Z tyłu dysponujemy trzema obiektywami: ultraszerokie 12 Mpix (f/2.2). Zdjęcia są bardzo zadowalające, zwłaszcza odwzorowanie barw, chociaż czerwień bywa przesycona. Szczegółów też nie brakuje, ale nie podobają mi się zniekształcenia obrazu na krawędziach. W nocy raz zachwyci ilością detali i brakiem szumów, innym razem nieco zawiedzie. Główna matryca to 12 Mpix (f/1.8), świetny, ale zdarza mu się przesycać kolory, co wpływa na naturalność zdjęć. Spodziewam się poprawki aktualizacją. Do tego bardzo dobra ostrość i kontrast, brak szumów w trybie nocnym i świetna, optyczna stabilizacja obrazu. Na koniec 64-megapikselowy teleobiektyw. Do 10-krotnego przybliżenia jest świetnie, potem w grę wchodzą już cyfrowe algorytmy rozpaczliwie starające się wygładzić powierzchnię.

Karol: Samsung S21+ – Większy brat

Samsung S21+ to w zasadzie powiększona wersja podstawowego modelu. Głównymi różnicami są wielkość ekranu, pojemność baterii i rodzaj materiału użytego w tylnej części obudowy. Czy warto dopłacić prawie tysiąc złotych za „większego brata”?

Galaxy S21+ stanowi lepszy wybór, jeśli zależy nam na bardzo dużym wyświetlaczu, a Galaxy S21 Ultra, mający podobne gabaryty, jest już zbyt znaczącym wydatkiem. Podzespoły są właściwie te same, co w Galaxy S21, mamy więc gwarancję wysokiej wydajności i dużych możliwości fotograficznych.

6,7-calowy, płaski Dynamic AMOLED 2X zachwyca jakością obrazu, mimo rozdzielczości nieco niższej niż w ubiegłorocznym S20+. Jednak, choć z 3200×1440 zrobiło się 2400×1080, rożnicy, jeśli chodzi o szczegółowość obrazu, nie powinniśmy zauważyć. Tym bardziej, że w S21+ dodano automatyczną, adaptacyjną częstotliwość odświeżania (48–120 Hz w zależności od rodzaju treści). Działa to perfekcyjnie i w każdej sytuacji widzimy odpowiednio płynny obraz. Wpływa też na mniejsze obciążenie baterii.

Tył S21+ wygląda podobnie jak Samsung S21 – obudowa trzech obiektywów aparatu zlewa się z aluminiową ramką smartfona. Ma to nadawać elegancji, podkreślanej matowym wykończeniem, obecnym w każdej wersji kolorystycznej – czarnej, srebrnej lub fioletowej. Czy to się udaje, kwestia gustu, ale to z pewnością wyróżnik na tle konkurencji. Tylny panel to szkło. Miłe dla oka i przyjemne w dotyku, ale łatwo zbierające tłuste ślady. No ale przynajmniej nie jest plastikiem jak w podstawowym modelu. Smartfon waży niemało, bo 200 g, ale jest smukły i dobrze leży w dłoni.

Przeczytaj też: Samsung – historia telefonów koreańskiego giganta

Wspominany na wstępie Exynos 2100 połączony z 8 GB pamięci operacyjnej zapewnia świetną wydajność i dużą kulturę pracy. Nie ma mowy o przycinaniu się lub przegrzewaniu, również podczas włączania wymagających aplikacji lub gier. S21+ ma nieco większą baterię niż podstawowy model. 4800 mAh pozwala bez większych problemów korzystać ze smartfona przez cały dzień bez ładowania.

Warto zauważyć, że Samsung S21+, podobnie jak Ultra, obsługuje nowatorską łączność ultraszerokopasmową (UWB). To standard komunikacji krótkiego zasięgu, który pozwala określić położenie innych obiektów z dokładnością nawet do 1 cm. Potrzebuje przy tym mniej energii niż Bluetooth czy Wi-Fi. UWB przydaje się choćby do szybkiego wysyłania plików osobom w pobliżu, czy korzystania z Galaxy SmartTag. To drugie to niewielki lokalizator, który możemy przypiąć do kluczy, obroży psa lub walizki. Za pomocą smartfona łatwo namierzymy ewentualną zgubę mającą ten nowoczesny breloczek. Standard UWB w przyszłości umożliwi np. automatyczne otwieranie drzwi samochodu lub domu, może też mieć zastosowanie w rozszerzonej rzeczywistości.

Aparaty w Galaxy S21+ są takie same, jak w Galaxy S21. Szczegółowo napisał o nich Bartek w swojej recenzji, nie będę więc powtarzał jego słów. Dodam jedynie, że możliwości fotograficzne nowych Samsungów to coś, co zrobiło na mnie, zdeklarowanym miłośniku urządzeń Apple, największe wrażenie.

Podsumowując – miałem przez kilka dni do dyspozycji zarówno Galaxy S21, jak i S21+. Od razu wybrałem większy model i to z niego głównie korzystałem. Oglądam dużo materiałów wideo i czytam dłuższe treści w sieci, a rozmiar obudowy nie jest dla mnie przeszkodą, dlatego też Galaxy S21+ wydaje mi się lepszym wyborem.

Michał: Samsung S21 Ultra – Kolosalne możliwości, akceptowalny rozmiar

Już wychodząc z takim pomysłem na recenzję, wiedziałem, że będzie ciężko. Przecież, gdy na koniec nadejdzie pora na mnie, koledzy przetestują i opiszą już wszystko, co łączy wszystkie trzy telefony. Ale z drugiej strony – ci z Was, którzy czytają moje teksty, a w czasach przed pandemią oglądali wideo, wiedzą, że staram się unikać te(k)stów, przeładowanych technikaliami. Lubię patrzeć na gadżety z perspektywy zwykłego użytkownika. Jak więc zwykłemu użytkownikowi korzysta się z 6,8-calowego naładowanego wszystkimi możliwymi technologiami kolosa?

„Ależ to ładnie wygląda, wreszcie ogarnęli!”. To pierwsza myśl, gdy spojrzałem na S21 Ultra własnymi oczami. W ostatnich latach – czego nie ukrywałem – Samsung nie miał pomysłu na wkomponowanie w obudowę „baterii” czterech w tym przypadku obiektywów i gadżetów towarzyszących. Teraz też wystają (z tą całą wypasioną optyką nie da się inaczej). Udało się je jednak gustownie wkomponować. Teraz mamy wrażenie, że przód wraz z „sekcją foto” został jakby nasunięty na resztę telefonu. Mnie się podoba.

Podobnie zresztą jak cały przód, z Dynamic Amoledem 2X 1440×3200 wypełniającym niemal 90% powierzchni. A co do jakości, ten element u Samsunga nie zmienia się od lat. Ich ekrany, były, są i – stawiam bitcoiny przeciwko orzechom – będą obłędne i to do nich wciąż będzie się starać dorównać konkurencja. Nie, iPhone’iarze – nie przekonacie mnie, możecie nawet nie próbować. Co ciekawe, 6,8-calowa bryła po przyzwyczajeniu wcale nie wydaje się być przesadnie wielka. Taka Moto G9 Power (test niebawem na blogu) jest znacznie bardziej masywna.

Samsung S21 Ultra to telefon nie do zajechania. Już wyżej koledzy chwalili wersje słabsze, więc możecie się domyślać, że „dopalenie” Exynosa 12 GB RAMu powoduje, że żadne wymagania mu nie straszne. Co ciekawe – i ważne – za możliwościami telefonu nadąża bateria. Ultra siłą rzeczy wyposażona jest w najmocniejsze, 5-amperogodzinowe ogniwo. Takie, które nawet przy moim trybie korzystania bez problemu wytrzymuje cały dzień. Choć pod tuż przed północą telefon błagalnie mruga do mnie na czerwono, by jednak podłączyć go do życiodajnej QuickCharge’owej ładowarki.

Wiem, że czekacie, aż napiszę o aparatach, wiem. Gdybym miał wybrać jeden wyróżnik Ultry to byłby to właśnie ten wielki placek na plecach telefonu. A w nim: 108 Mpix f/1.8 z dwoma systemami autofocusa, teleobiektyw 10 Mpix f/4.9 (ekwiwalent 240 mm) z 10-krotnym optycznym zbliżeniem, zwykłe tele 10 Mpix f/2.4 z potrójnym zoomem i szeroki (jedyny bez optycznej stabilizacji) 12 Mpix f/2.2. Do tego 40 Mpix do selfie.

Uff, dużo tego. Ale warto. Regularnie za każdym razem piszę Wam, że nie znam się na fotografii. Po prostu jak widzę coś ciekawego to włączam telefon i wciskam guzik migawki. S21 Ultra spełniał się w tej roli świetnie. Przede wszystkim w warunkach domowych, gdy usiłowałem – skutecznie – błyskawicznie uwiecznić wyczyny mojego ośmiomiesięcznego brzdąca, czy też zwijającego się w absurdalnych miejscach w krewetkę kota. Telefon automatycznie dostosowywał ekspozycję. Gdy trzeba – rozmywał tło, a dzięki wielu możliwościom zoomowania pozwalał sfotografować jedną lub drugą istotę bez spłoszenia zbytnim zbliżaniem się 🙂

W stukrotny zoom bym na Waszym miejscu nie wierzył. Trzeba mieć naprawdę dobre oczy, by ze zlewających się wtedy pikseli wyciągnąć cokolwiek rozpoznawalnego. Ale optyczne 10, czy hybrydowe mniej więcej do 30 (ale to w dobrych warunkach oświetleniowych) naprawdę daje radę. Jeśli filmujecie, docenicie tryb reżyserski, z podglądem na wszystkie obiektywy i możliwością zmiany na dowolny z nich jednym kliknięciem (ew. dodania też obrazka z kamery przedniej).

Podsumowanie

Flagowce Samsunga to od wielu lat punkt odniesienia w smartfonowej branży. Tak naprawdę każdy Samsung S21 z serii zasługuje na oddzielny, długi tekst i/albo kilkunastominutowy materiał wideo. To sprzęty kompletne – w aspekcie foto/wideo, muzyki (świetne głośniki stereo we współpracy z AKG), ekranu, wydajności i co tylko moglibyśmy znaleźć. My szczerze możemy Wam powiedzieć, że zdecydowanie warto przyjrzeć się serii S21 i każdy znajdzie model dla siebie. Ale to Wasze gusta i przyzwyczajenia i poziom zasobności Waszych portfeli wpływają na ostateczne decyzje. A jeśli chcielibyście kupić któryś z S21 u nas – zajrzyjcie do sklepu.

Udostępnij: Testujemy: Samsung S21, S21+, S21 Ultra
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Key. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Komentarze

  • komentarz
    pablo_ck 14:50 27-01-2021
    Piękna bestia. Gdzie mogę zapisać się na test? Tydzień spokojnie wystarczy ? Michale super tekst.
    Odpowiedz
    • komentarz
      Michał Rosiak 15:01 27-01-2021
      Oj nie Pablo, ten tekst to zasługa Bartka, Karola i trochę moja. "Było nas trzech, każdy miał inny fon, ale jeden przyświecał nam cel...".
      Odpowiedz
  • komentarz
    Mateusz 17:48 28-01-2021
    Moim zdaniem od S10 nie wiele się zmieniło. Od dwóch lat "Galaktykom" czegoś brakuje :( To wciąż świetne telefony, ale jakieś nijakie.
    Odpowiedz
  • komentarz
    Luca 19:51 08-02-2021
    Szkoda ze pomijacie mocne grzanie i throttling https://antyweb.pl/samsung-exynos-problemy/
    Odpowiedz
    • komentarz
      Michał Rosiak 09:46 09-02-2021
      Nie pomijam. Po prostu - przynajmniej przy Ultrze - nie odczułem, nawet przy wielozadaniowej pracy.
      Odpowiedz

;

Oferta

iPhone 11 najpopularniejszym modelem w Orange Flex (1)

Kasia Barys

25 stycznia 2021

iPhone 11 najpopularniejszym modelem w Orange Flex
1

Wygląda na to, że klienci Orange Flex są wielkimi fanami iPhone’ów. A może to użytkownicy iPhone’ów zakochali się w Orange Flex? Listę 10 najpopularniejszych smartfonów otwiera i zamyka telefon marki Apple. Najpopularniejszym modelem wśród użytkowników Orange Flex jest obecnie iPhone 11. Co więcej, urządzenia z systemem iOS posiada ponad 35% użytkowników Orange Flex. To sporo więcej niż średnia rynkowa. Jedynym „innym” smartfonem, który załapał się na listę TOP 10 (na 4 miejscu) jest Xiaomi Redmi Note 8 Pro.

iPhone jak nowy w Orange Flex

A skoro już jesteśmy przy iPhone’ach, to odnowiony model 11 Pro 512 GB można kupić w sklepie Orange Flex taniej o ponad 1000 zł. Kosztuje 4 919 zł vs cena regularna 6 149 zł. To najlepszy sposób, aby zaoszczędzić i dać mu drugie życie.

Sprzedawane przez Orange odnowione telefony są doprowadzone do stanu „jak nowy”. Za proces “renowacji” odpowiada doświadczona firma, która posiada certyfikaty producentów. Telefony przechodzą dwie dokładne ekspertyzy techniczne. Warto też wiedzieć, że procesowi „renowacji” poddawane są telefony pochodzące głównie z dwóch źródeł. Pierwsze to zwrot od klientów, którzy zawierali umowy na odległość a po ich otrzymaniu rozmyślili się. W praktyce taki telefon jest jak nowy, bo często został jedynie rozpakowany z pudełka. Drugie źródło to modele powystawowe np. pochodzące z naszych ekspozycji w salonach.

Jak wygląda i działa odnowiony iPhone 11 opisuje portal GSMonline.

Udostępnij: iPhone 11 najpopularniejszym modelem w Orange Flex
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the House. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Komentarze

  • komentarz
    pablo_ck 19:17 25-01-2021
    Może kiedyś bedzie i iPhone ? z Orange Flex, chociaż moja wierność ofertom na kartę trwa w najlepsze.
    Odpowiedz

;

Film

Co obejrzeć w weekend? Lupin – król złodziei i seriali (6)

Beata Giska

22 stycznia 2021

Co obejrzeć w weekend? Lupin – król złodziei i seriali
6

W ostatnich miesiącach triumfy, pod kątem oglądalności, święcił „Gambit królowej”. Jednak wkrótce może zostać zdetronizowany! Teraz jest pora na „Lupina”. Poznajcie serial, w którym zakochał się świat.

Jest jednym z najpopularniejszych seriali Netflixa – najchętniej oglądanym w Polsce i nie tylko u nas. „Lupin” z Omarem Sy („Nietykalni”) w roli głównej to połączenie kryminału, komedii, kina akcji z… iluzją i miłością w tle. Będzie czarująco, jak to na dżentelmena przystało, tylko… pilnujcie swoich portfeli!

Po pierwsze literatura

Sama postać Arsena Lupina, czyli właśnie dżentelmena-włamywacza, stworzona została przez francuskiego pisarza Maurice’a Leblanca i wydana, jako powieść, w 1905 roku. Bohater w meloniku i pelerynie (jego znak rozpoznawczy), dzięki swojemu sprytowi i urokowi nieraz wychodził cało z opresji. Zyskał popularność nie tylko w swojej ojczyźnie – Francji. Książki o nim przetłumaczono na wiele języków. Powstawały też kolejne części jego przygód, które były już ekranizowane, ale jeszcze nie w takiej formie.

Serial „Lupin” można określić jako wariacja na temat słynnego bohatera, luźna adaptacja książki – przeniesiona w dzisiejsze czasy. Historia zainspirowana jest literackim oryginałem, jednak nie opowiada ona o Arsenie, tylko o jego czytelniku, który metody zaczerpnięte z książki wciela w swoje życie. A sama powieść Leblanca stała się dla niego praktycznym poradnikiem i wręcz świętością. Książką dostarcza mu pomysłów, rozwiązań problemów; cytuje ją, zna prawie na pamięć, czyta i analizuje wielokrotnie, a także przekazuje z pokolenia na pokolenie. Sentymentalny upominek od ojca wręcza własnemu synowi, jako lekturę obowiązkową. A wszystko to robi Assane Diop (Omar Sy) – współczesna wersja Lupina, jego wierny fan i naśladowca.

serial lupin w orange

Skradnie Wasze serca. Dosłownie

Assane Diop też jest włamywaczem i swoje kradzieże wykonuje w zaskakujący, pełen uroku (o ile można tak mówić o przestępstwie…) sposób. Z gracją, elegancko ubrany, z finezyjnymi pomysłami, będąc przy tym czarującym. Magiczne sztuczki też nie są mu obce. Do tego jest po prostu poczciwym facetem, któremu niezbyt się w życiu udało, więc tym bardziej mu kibicujemy. W dzieciństwie jego ojciec został niesłusznie o coś oskarżony i poniósł śmierć. Po latach jego dorosły syn – Assan – postanawia wyjaśnić dawną sprawę, oczyścić dobre imię taty i dać nauczkę tym, przez których cierpiała jego rodzina. Opracowuje więc plan kradzieży brylantowego naszyjnika, przechowywanego w jednym z najsłynniejszych muzeów – w Luwrze. To rozpoczyna serię zaskakujących wydarzeń. Jeśli moje streszczenie brzmiało zawile, to wiedzcie, że nie chce za dużo zdradzać, by nie psuć Wam przyjemności z oglądania i odkrywania kart, bo będzie się działo…

Najbardziej w serialu podobało mi się to, że jest to świetnie zrobiony, dopracowany w każdym calu, nieprzewidywalny, wielowątkowy i taki… barwny. Jest widowiskowy, kradzieże przypominają sztuczki na pokazach iluzjonistów, a w tle piękny Paryż. Nie jest to też typowy kryminał, nie jest mroczny, krwawy czy jak czasem bywa – wręcz męczący. Tutaj mamy lekkość i płynność w sposobie narracji, mamy też ciągłą akcję – retrospekcje, różne plany, trzeba być cały czas czujnym i nieźle główkować. I to jest właśnie wciągające.

Do tego mocną stroną serialu jest bohater – Omar Sy ma charyzmę i radość, która od niego wręcz bije. Z uśmiechem na twarzy przyglądamy się jego poczynaniom. A jako ciekawostkę dodam jeszcze, że aktor – w ramach akcji promującej serial, sam rozwieszał plakaty (z własną podobizną, reklamujące „Lupina”), na paryskich stacjach metra.

lupin orange love

Paryski szyk i styl

W ostatnich latach francuskie kino coraz bardziej było na topie. Ich komedie ponownie (po przerwie od filmów z Luis de Funes czy „Amelii”) podbijały zagraniczne kina. Teraz jest szansa, że serial znad Sekwany rozpocznie kolejny, nowy trend. Na razie pierwszy sezon zapewnia dużo akcji, rozrywki i niedosytu – w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Zanim to nastąpi warto sięgnąć po książki. Chociaż z nich nie dowiemy się co zrobi Assan, to możemy poznać tajemnice i metody prawdziwego Lupina, a także przypomnieć sobie literacki klasyk.

Serial „Lupin” obejrzycie mając pakiet telewizyjny w Orange Love z Netflixem. Warto w niego uzbroić się nim pojawi się kolejny sezon, bo naprawdę fajnie się to ogląda. I zanim znów będziemy jeździć po świecie i zwiedzać słynne muzea to już teraz możemy przenieść się do Francji – w zwariowaną, pełną przygód podróż. Nie zapomnijcie tylko melonika i peleryny.

 

Udostępnij: Co obejrzeć w weekend? Lupin – król złodziei i seriali
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Car. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Komentarze

  • komentarz
    pablo_ck 00:18 24-01-2021
    Serial Lupin - super produkcja. Obejrzałem u znajomych (pierwszy raz od kilku lat) dwa odcinki i muszę wykupić sobie Netflixa by obejrzeć kolejne :) Tego się boję w przypadku Netflixa - że zamiast regenerować organizm po pracy będę siedział w nocy przed TV ;p
    Odpowiedz
  • komentarz
    MAURYCY 17:11 28-01-2021
    Średni serial, tak jak „dom z papieru”, są dużo lepsze na netflixie. Te 2 są tak nierealne, tak wszystko idealnie bohaterom wychodzi że po chwili niewiele może zaskoczyć. Polecam „uwięzione” albo chociaż „white lines”, nawet „ku jezioru” jest lepsze.
    Odpowiedz
    • komentarz
      Beata Giska 14:57 24-02-2021
      Też widziałam "Ku jezioru" i "Dom z papieru" - oba nierealne, ale może właśnie na tym polega ich urok i magia ;) I cieszę się za opinię, za odmienne zdanie. Z tych dwóch ja wybrałabym "Dom...", ale i jedna i druga pozycja warta uwagi.
      Odpowiedz
  • komentarz
    Karolajna 17:06 21-02-2021
    teraz w weekend to ja juz zacierałam raczki na festiwal ktory sie zacznie w poniedzialek, 100 fajnych pozycji do obejrzenia, kategorie zachecajace
    Odpowiedz
    • komentarz
      Beata Giska 14:55 24-02-2021
      Jakie tytuły polecasz?
      Odpowiedz
      • komentarz
        Karolajnaa 20:14 01-03-2021
        Zależy co kto lubi tak naprawdę, festiwal był podzielony na kategorie. Każdego dnia coś innego. Mi się najbardziej podobała rekonstrukcja starych produkcji i filmy fabularne ?
        Odpowiedz

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej