Znowu wyjdzie, że się czepiam Playa (sorki Marcin), ale nie mogę nie napisać o moich ostatnich wrażeniach sprzed telewizora. Nie, nie chodzi już o ściemę z 4G. No może pośrednio. Do rzeczy, rzeczniku. Do niedawna bez żadnego problemu, dosłownie po pierwszych obrazkach lub muzyce, rozróżniałem czy lecą reklamy Orange, Plusa, Ery albo Playa. Bez pudła trafiałem w Mumio (zabawne dialogi), nasze zwierzaki (tej muzyki nie da się zapomnieć), czy efektowne damy Ery (na pobudzenie zmysłów). Ostatnio złapałem się jednak na tym, że coś, co z pozoru brzmi i wygląda jak Orange, w rzeczywistości jest… Playem. I muszę przyznać, ciekawy to kierunek komunikacji marketingowej, wszak każdy chce być liderem na rynku i dobrze kojarzyć się ponad 14 milionom klientów. Postacie, muzyka i emocje pasują do nas jak ulał, tylko na koniec logo fioletowe zamiast pomarańczowego. W czasach mojej młodości jeansy ze Słubic, czyli kultowe Komesy udawały z powodzeniem Levisy. Jednak każdy wolał mieć amerykańskie spodnie. Nie muszę pisać, z jakiego powodu. Dlatego wszystkich konsumentów reklam ostrzegam przed podróbkami, nawet dobrze zrobionymi 🙂
- rozmiar tekstu
- RSS
-