
Trzeci miesiąc jeździ na warszawskie dworce rozdawać i rejestrować startery. Miał łzy w oczach, kiedy małżeństwo 80-latków po dwóch tygodniach podróży z Charkowa do Polski, wysłało przy nim wiadomość do rodziny, że żyją.
Na rozmowę namawiałem go dłużej niż innych. Woli pomagać bez rozgłosu. Skromny i zaangażowany.
– Zgoda, ale napiszesz, że jeśli ktoś waha się, czy rozpocząć wolontariat, to naprawdę warto. Nie bójmy się kontaktu z ludźmi, którzy potrzebują pomocy. To 100 razy lepsze niż jakikolwiek dzień w normalnej pracy.
Starter to początek
Cezariusz Banaszek, który w Orange zajmuje się środowiskiem pracy, nie liczy, ile starterów rozdał i pomógł włączyć. Pewnie setki, jak nie tysiące.
– Wszystko dopiero zaczyna się od karty SIM – tłumaczy. – Uchodźcy przychodzą po wszelką pomoc. Najbardziej jednak potrzebują rozmowy i zrozumienia. Są zamknięci w skorupach, pod którymi kryją się ich osobiste dramaty. Jak się otworzą dowiadujemy się, czym naprawdę jest wojna.
Dzięki temu, że Cezariusz zna trochę język rosyjski poznał wiele historii. – Najtrudniej słucha się starszych osób, które często pierwszy raz są za granicą. Brutalnie wyrwani ze swojego świata i domów. Przerażeni i zagubieni – opowiada. – Od razu oczami wyobraźni widzę moich rodziców w takiej sytuacji.
Tydzień temu na wolontariackim dyżurze na Dworcu Centralnym podbiegła do niego Ukrainka z trójką dzieci. – Miała pociąg do Gliwic za 15 minut. Na styk zdążyłem jej dać kartę i zarejestrować. Dowiedziałem się, że jedzie tam trochę w ciemno. Nie miała nic zarezerwowanego, to był po prostu kolejny przystanek w ucieczce od wojny. Kiedy jechała, my znaleźliśmy jej hostel i zorganizowaliśmy pomoc na miejscu. Wysłałem jej wiadomość, była zaskoczona i ogromnie wdzięczna. W takich chwilach nasza praca ma największy sens i chce się chcieć.
Wolontariat daje szczęście
Dla Cezariusza pomaganie zaczęło się długo przed wojną w Ukrainie. Malował sale w przedszkolach i remontował klasy w szkołach. Wiele różnych akcji, ale teraz woli opowiadać tylko o wsparciu dla uchodźców. Nie tylko rejestruje karty, ale pomaga w zbiórkach darów w Miasteczku Orange i wozi je na granicę w Krościenku.
Najczęściej spotkacie go jednak na Dworcu Centralnym i Wschodnim. Dostaje telefon od koordynatora, że jest potrzebny i jedzie po pracy. Dyżur trwa kilka godzin i kończy się późnym wieczorem.
Kiedy w pierwszych tygodniach wojny przyjeżdżały pociągi z Kijowa, imigranci od razu podchodzili po karty telefoniczne. – Nie miało znaczenia, jaki operator, stali w kolejkach tam gdzie się krócej czekało na starter. Oby tylko mieć jak najszybszy kontakt z bliskimi – mówi. – Teraz ruch jest już mniejszy.
Pytam jak znajduje na to wszystko czas i siłę. – Jestem szczęśliwy, jak wracam z wolontariatu. Mogłem pomóc, to się liczy – odpowiada. – Doceniam, że nasza firma mocno zaangażowała się w pomoc dla Ukraińców i pomaga nam wolontariuszom.
***
Od początku wojny do 15 maja Orange Polska dostarczył ponad pół miliona darmowych starterów dla obywateli Ukrainy i pomaga w ich rejestracji. Uruchomiliśmy 473,5 tys. pakietów z bezpłatnymi usługami. Było to możliwe m.in. dzięki pracy setek wolontariuszy na granicy, na dworcach i w punktach recepcyjnych.
***
Spotkanie z Cezariuszem Banaszkiem jest kolejnym odcinkiem cyklu, w którym przybliżamy wolontariuszki i wolontariuszy Orange Polska zaangażowanych w pomoc naszym przyjaciołom z Ukrainy. Prawie 1 000 pracowników wspiera ponad 130 różnych inicjatyw m.in. dzięki grantom ufundowanym przez Fundację Orange. Dodatkowo Fundacja przeznaczyła 75 grantów dla pracowników goszczących w swoich domach uchodźców z Ukrainy.
Tutaj znajdziecie sylwetki: Ani Grodeckiej, Renaty Niezabitowskiej – Gerard, Janusza Osiadły i Kasi Barys.
Komentarze
-
Gratulacje. Uważam że dobro zawsze wraca z podwojoną siłą. Brawo dla tego prawdziwego Orangowego Bohatera. Super!